– W dwóch pierwszych setach rywal niestety był za mocny. Zaczęliśmy słabo w przyjęciu, trzeba było grać praktycznie większość na wysokich piłkach. Nie potrafiliśmy sobie poradzić i wydawało się, że skończy się na 0:3. Przebudziliśmy się jednak, pokazując kolejny raz, że serduchem można swoje wygrać. Ciekaw byłem reakcji po wygranej partii, jak to będzie wyglądało w czwartym secie. Było nieźle, mieliśmy nawet 20:19 no i… posypało się – podsumował Krzysztof Janczak, trener wrocławian, mecz przeciwko liderowi tabeli.
W 11. kolejce rozegrane zostało spotkanie na szczycie tabeli I ligi. eWinner Gwardia Wrocław podejmowała BBTS Bielsko-Biała. Bielszczanie w pierwszych dwóch setach nie dali najmniejszych szans gospodarzom. Dopiero w trzeciej odsłonie wrocławianie postawili się przeciwnikom.
Podopieczni trenera Janczaka nie zdołali jednak odwrócić losów spotkania i przegrali 1:3. – W dwóch pierwszych setach rywal niestety był za mocny. Zaczęliśmy słabo w przyjęciu, trzeba było grać praktycznie większość na wysokich piłkach. Nie potrafiliśmy sobie poradzić i wydawało się, że skończy się na 0:3. Przebudziliśmy się jednak, pokazując kolejny raz, że serduchem można swoje wygrać. Ciekaw byłem reakcji po wygranej partii, jak to będzie wyglądało w czwartym secie. Było nieźle, mieliśmy nawet 20:19 no i… posypało się. Zasłużone zwycięstwo rywala, choć przyznam szczerze, że byli do ruszenia – mówi po meczu szkoleniowiec eWinner Gwardia Krzysztof Janczak. – Musimy szybko wyrzucić ten mecz z głowy i przygotowywać się na następne mecze. Popatrzeć, co było dobre, co było złe, dlaczego tak się stało. Krótko mówiąc, wyciągnąć wnioski, a już mieć w głowach następne mecze, bo one są równie ważne. Nie spuszczamy głów, jesteśmy cały czas w grze. Przyjdzie czas, że to my będziemy wygrywali i oby tak zostało – dodał.
Dla Gwardii była to trzecia porażka z rzędu, tydzień temu przegrali we Wrześni, a we wtorek w zaległym meczu w Bydgoszczy. Z Visłą wrocławianie zagrali znacznie bardziej wyrównane spotkanie i ulegli dopiero po tie-breaku. – Myślę, że to dwa zgoła odmienne mecze, bo w Bydgoszczy 3 sety były na naprawdę wysokim poziomie aż ręce same składały się do braw, natomiast tutaj zagraliśmy odwrotnie – dwa pierwsze sety były bardzo słabe, fajnie, że wróciliśmy. Dźwignęliśmy się, ale czwarty set niestety w końcówce uciekł. Zasłużone zwycięstwo bielszczan, chociaż powiem szczerze, że byli do ruszenia – stwierdził trener wrocławian.
BBTS pozostaje liderem tabeli zaplecza PlusLigi. Bielszczanie wygrali wszystkie 11 meczów, gromadząc na swoim koncie 31 punktów. Zespół z Bielska-Białej ma za sobą spotkania już ze wszystkimi drużynami, które są wymieniane w kontekście walki o awans do ekstraklasy. – Są silni. Mają teraz taki okres, że grają mocno, równo i naprawdę nie grają nigdy poniżej kreski. Teraz mają formę, zobaczymy jak długo i czy jeszcze ją utrzymają. My musimy szukać swojej formy po powrocie po koronawirusie – przyznał Janczak.
Wrocławianie w najbliższym tygodniu będą mieli więcej czasu na odpoczynek, kolejny mecz zaplanowano na sobotę 5 grudnia, kiedy to gwardziści udadzą się do Tomaszowa Mazowieckiego. – Chłopcy muszą dostać wolne, bo to był prawdziwy maraton. Nie neguję, że trzeba tak grać, natomiast I liga nie do końca jest przygotowana na takie granie w krótkim odstępie. Musimy ileś powtórzeń wykonać na treningu, żeby zagrać, a my musieliśmy we wtorek zagrać późnym wieczorem, wracając z Bydgoszczy o 3 rano, a w czwartek już następny mecz. Cóż, trzeba zacisnąć zęby, wyleczyć rany. Głowa podniesiona. Przegraliśmy w czwartek, przegraliśmy w lepszym stylu w Bydgoszczy, ale to są niestety porażki i bierzemy to na klatę, ciśniemy dalej. Mam nadzieję, że wrócimy na tę drogę, którą torowaliśmy przez pierwszych siedem spotkań – zakończył szkoleniowiec zespołu z Wrocławia.
źródło: Gwardia Wrocław - facebook, opr. własne