– Według mnie sytuacja, która jest w Polsce, trwa dłużej. Teraz po prostu robi się więcej testów. Wygląda to jak katastrofa, ale w jakimś sensie działo się to w ukryciu już wcześniej. Ludzie już wiedzą, jak żyje się z koronawirusem. Traktują go poważnie, ale mają też świadomość, jak należy poruszać się w zmienionym przez niego środowisku – mówi TVPSPORT.PL Wilfredo Leon, przyjmujący reprezentacji Polski siatkarzy.
Sir Safety Perugia to pierwszy zespół ligi włoskiej, który mierzy się z koronawirusem. Vital Heynen i większość zespołu ma pozytywne wyniki. Pan też?
Wilfredo Leon: – Tak, jestem zakażony, mam wirusa. Całe szczęście w ogóle nie czuję covid-19. Najwyższa temperatura, którą miałem, to 37,5 stopnia. Trwało to przez jedną noc. Nie było większego bólu, katar miałem dwa dni i nie był on intensywny. Poza tym czuję się zdrowy, żona również. Siedzę w domu i tęsknię za treningiem. Prawdopodobnie na początku przyszłego tygodnia będę miał test. To trudna sytuacja dla naszej drużyny. Byliśmy liderami tabeli Legavolley, a pierwsi trafiliśmy na kwarantannę. Robiliśmy wszystko, by ustrzec się przed wirusem, ale niestety nam się nie udało.
Z jednym, dwoma przypadkami mogliście grać mecz z Ravenną. W Polsce to by nie przeszło.
– U nas jest inaczej niż w Polsce. Kiedy wy od razu idziecie na kwarantannę po pozytywnym wyniku, my mieliśmy dwóch graczy zakażonych i graliśmy. Reszta z nas była negatywna. Wskaźnik zakażeń doszedł jednak do dwunastu zawodników, mimo że po tamtym meczu nie mieliście ze sobą większego kontaktu, a treningi odbywały się indywidualnie.
Przypadków w lidze włoskiej jest coraz więcej. Czy już wiecie, w jakim systemie wracacie do gry?
– Nie wiem. Byliśmy pierwszą zakażoną drużyną i myśleliśmy, że szybko nakażą nam powrót na parkiet. Teraz jest ich więcej i nie wiem, co z systemem. Równie możliwe jak granie z drużynami, które są zdrowe, jest przerwanie ligi na tydzień, dwa. Nie wiem, jakie decyzje podejmą władze. Nasza sytuacja jest taka, że nie graliśmy już dwóch meczów i trzeci prawdopodobnie też nam przepadnie.
W samej Polsce dziennych przypadków wirusa jest ponad 27 tysięcy. Sytuacja w Europie jest nieporównywalnie trudniejsza niż była na wiosnę, kiedy odwoływano igrzyska. Pana lęk odnośnie odbycia się najważniejszej imprezy czterolecia powiększył się?
– Według mnie sytuacja, która jest w Polsce, trwa dłużej. Teraz po prostu robi się więcej testów. Wygląda to jak katastrofa, ale w jakimś sensie działo się to w ukryciu już wcześniej. Ludzie już wiedzą, jak żyje się z koronawirusem. Traktują go poważnie, ale mają też świadomość, jak należy poruszać się w zmienionym przez niego środowisku. Myślę, że ten trend widać na całym świecie. Wydaje mi się, że do czasu igrzysk nabierzemy już odporności. Nie jestem pewien, czy hala będzie pełna, ale wiem, że skoro da się rozegrać wiele sportowych imprez jak choćby French Open, to być może spotkamy się również w Tokio.
Koronawirusa ma pan, Vital Heynen, mieli również Maciej Muzaj, Bartosz Kwolek, Piotr Nowakowski, Artur Szalpuk, a także wielu innych polskich zawodników. To dobry znak.
– Chyba tylko Michał Kubiak i Bartek Kurek nie mieli. (śmiech) Jeśli wszyscy to przeżyjemy przed okresem reprezentacyjnym, pozbędziemy się elementu zaskoczenia i paniki, że ktoś się zarazi. Głowa będzie trochę spokojniejsza. Chyba wszyscy się uspokoiliśmy w tej kwestii. Dużo mówiono o wirusie, przestrzegano przed strasznymi konsekwencjami i bardzo mocno oddziaływało to na wszystkich psychicznie. Dopiero jak przeżyło się chorobę, można porównać, jak przewidywania miały się do tego, co czuliśmy. Każdy odczuwa go jednak inaczej. Jedni przechodzą go intensywniej, drudzy mniej. To bardzo duża zagadka.
To chyba niemożliwe, by przełożyć znów igrzyska, prawda?
– Mam nadzieję, że się odbędą. Bardzo chcę zagrać, serio. Jeśli nie będzie kibiców, będą one wyglądać inaczej niż wcześniej. Najważniejsze jest jednak to, że każdy zaprezentuje się z jak najlepszej strony i poziom będzie wysoki.
Jest pan gotowy na wyjazd do Japonii kilka tygodni przed, spędzenie kolejnych kilku w zamknięciu i życie tylko w hali?
– Sportowo czekam na to bardzo. Jeśli taki będzie wymóg, dam się zamknąć nawet na kilka tygodni. Poddam się temu bez zastanowienia. Dla medalu igrzysk warto.
Rozmawiała Sara Kalisz – więcej w serwisie sport.tvp.pl
źródło: sport.tvp.pl