– Trzeba się liczyć z tym, iż będziemy na językach i tego nie unikniemy. Doszliśmy jednak razem do przekonania, że to jest wyzwanie i trzeba mu sprostać. Mam nadzieję, że nikt w drużynie nie będzie na to patrzył źle. A my ze swojej strony też zrobimy wszystko, żeby nasza praca była profesjonalna. Jako trener nawet przez chwilę nie mógłbym pomyśleć o dawaniu forów córce – powiedział Dawid Murek.
Nerwy przed debiutem w nowej roli są większe niż przed ważnym meczem w kadrze siatkarzy?
Dawid Murek: – Jest lekki stresik, ale i pozytywna adrenalina. Zobaczymy, jak to będzie wyglądało w praniu, mam nadzieję, że dobrze. Zdobyłem w końcu jakieś doświadczenie jako zawodnik, liczę na to, że wskazówki, które będę przekazywał jako drugi trener, będą chętnie przyjmowane i pomogą.
Już pod koniec kariery zawodniczej, a może wcześniej, wiedział pan, że następnym siatkarskim etapem będzie praca trenera?
– Nie miałem wyznaczonego celu. Długo kończyłem karierę i jakoś nie mogłem się rozstać z tą siatkówką. Gdy mnie wtedy pytano o przyszłość, mówiłem, że chciałbym zostać przy dyscyplinie, ale nie wiem w jakiej roli. A kiedy pojawiła się propozycja z Wrocławia, to ją przyjąłem. Chociaż nie od razu. Trochę trwało zanim podjąłem ostateczną decyzję.
Ze względu na córkę?
– Nie ukrywam, że to był ten czynnik, który wymusił dłuższe zastanawianie się nad ofertą. Początkowo uważałem, że skoro w tej drużynie gra Natalia, mogę się okazać w pewnym sensie hamulcowym jej rozwoju. Wolałem pochopnie nie decydować. Dojrzałem do tego potem, po rozmowach z córką. Ostatecznie, wspólnie z Natalią, podjąłem decyzję na tak. Ona mnie zresztą namawiała i zachęcała, a jej zdanie i pozytywne nastawienie było dla mnie kluczowe.
Bał się pan lub nadal ma obawy, że jako rodzinny duet w tym samym klubie będziecie bez przerwy na cenzurowanym?
– Było oczywiste, że sytuacja, w której miałbym być drugim szkoleniowcem zespołu córki, może nie być łatwa. Trzeba się liczyć z tym, iż będziemy na językach i tego nie unikniemy. Doszliśmy jednak razem do przekonania, że to jest wyzwanie i trzeba mu sprostać. Mam nadzieję, że nikt w drużynie nie będzie na to patrzył źle. A my ze swojej strony też zrobimy wszystko, żeby nasza praca była profesjonalna. Jako trener nawet przez chwilę nie mógłbym pomyśleć o dawaniu forów córce. Przez dwie i pół godziny w hali robimy to, co do nas należy jako zawodowcy. Potem rozchodzimy się do domów. Jesteśmy rodziną, możemy sobie prywatnie podyskutować na temat treningu, ale na zajęciach nie ma taryfy ulgowej i nie będzie.
Łatwo się wam przestawić z trybu rodzinnego na służbowy?
– Jest to trudna sytuacja, na początku trochę dziwnie czuliśmy się z tym, że musiała wykonywać moje polecenia i słuchać wskazówek. W domu rozmowa jest luźniejsza, tutaj wszystko wygląda inaczej. Docieramy się i mam nadzieję, że z pożytkiem dla całego zespołu.
Mając siatkarskie geny, córka szybko pomyślała o poważnym uprawianiu dyscypliny taty?
– Na początku nie bardzo wiedziała, w którą stronę iść. Jako mała dziewczynka chciała na przykład śpiewać. Inne dyscypliny też ją interesowały. Ja jednak nigdy nie naciskałem na siatkówkę tylko dlatego, że sam zjadłem zęby na tym sporcie. To ona stwierdziła w pewnym momencie, że to będzie siatkówka. Nie było jednego momentu, ta piłka po prostu krążyła w naszym domu. Odbijaliśmy wspólnie na bramie, siłą rzeczy chciała spróbować. Ale sama wybrała i sama pracuje na swoje nazwisko.
Gdy ma się znane nazwisko rodzinnie związane z daną dyscypliną, to pewnie nie jest łatwiej?
– Można powtarzać „to nie problem i daję sobie z tym radę”, ale w podświadomości pewnie wyczuwa się te specyficzne spojrzenia i komentarze ludzi dookoła. Na pewno jest trudniej. Trzeba mieć twardy charakter, ale na szczęście Natalii go nie brakuje. Jest bardzo ambitna, na pewno sobie poradzi. Mocną psychikę, taką niedającą się złamać, ma po żonie.
W grze jeden na jeden z córką tata jeszcze wygrywa?
– Gierki były zawsze. Do niedawna udawało mi się wygrywać, póki byłem wystarczająco sprawny i z formą było nieźle. Teraz jest trochę gorzej. Nie ukrywam, że córka zrobiła takie postępy, że sety, chociaż może wciąż są wyrównane, to jednak ze wskazaniem na Natalię.
Prezes klubu z Wrocławia Jacek Grabowski stwierdził półżartem, że największą gwiazdą jego zespołu w nowym sezonie będzie… Dawid Murek.
– Miłe, ale ja się nigdy za żadną gwiazdę nie uważałam. Zawsze robiłem swoją robotę na boisku najlepiej jak potrafiłem. Tak samo będzie teraz. Jestem drugim trenerem, który nie będzie udawał wszechwiedzącego. Ja też przychodzę tu się uczyć. Mam nadzieję dołożyć cegiełkę do przyszłych sukcesów zespołu.
Autor wywiadu: Marek Żochowski – Super Express
źródło: Super Express