Od czasu przedwczesnego zakończenia w marcu sezonu siatkarskiej Bundesligi 2019/20, United Volleys Frankfurt, które w tamtym czasie zajmowało drugie miejsce, a także inne kluby ze szczytu tabeli oczekiwały na informację na temat miejsc w Lidze Mistrzów na nadchodzący sezon. Od niedawna jest jasne, że CEV daje narodowym związkom możliwość zarejestrowania dodatkowego uczestnika do Ligi Mistrzów.
Przepis ten został stworzony, zdaniem CEV, po to, aby umożliwić udział w rozgrywkach w szczególności wieloletnim czołowym drużynom, które w momencie przerwania rozgrywek nie zajmowały wystarczającej lokaty do kwalifikacji, ale mogły to osiągnąć w dalszej części sezonu. Ten scenariusz wzorowo pasuje do sytuacji w siatkarskiej Bundeslidze.
Pod koniec sezonu najbardziej utytułowany klub Bundesligi i regularny uczestnik Ligi Mistrzów VfB Friedrichshafen zajął trzecie miejsce za United Volleys i teoretycznie biorąc pod uwagę zajmowane lokaty, to drużyny z Berlina i Frankfurtu powinny zostać zgłoszone do Ligi Mistrzów. Jednak przedstawiciele niemieckiej ligi (VBL) i Niemiecki Związek Piłki Siatkowej (DVV) na podstawie analizy trzech ostatnich sezonów rekomendowała do tych rozgrywek Berlin Recycling Volleys i właśnie trzecie VfB Friedrichshafen. Poszkodowane w tym przypadku zostało United Volleys Frankfurt, które mimo zajmowania drugiego miejsca, nie zostało zgłoszone do CEV jako kandydat do gry w LM. Niemiecki związek próbował wywalczyć większą pulę dla swoich przedstawicieli. Decyzja CEV o możliwości zgłoszeń dodatkowych drużyn dała własnie taką szansę dla niemieckich drużyn, ale federacja postanowiła nie zmieniać swojej decyzji, zaskakując tym siatkarskie środowisko za Odrą. Wystarczyło bowiem zmienić zgłoszenie na pierwszą i drugą drużynę, a VfB zgłosić jako dodatkową, spełniającą warunki. Niemieckie media podkreślają, że jest to absolutnie niezrozumiała decyzja, która zabiera Niemcom miejsce w LM, a dodatkowo pozbawia możliwości zdobywania dla federacji punktów do rankingu.
Nie wiadomo, co stoi za tą kuriozalną decyzją władz niemieckiej siatkówki, ale wydaje się ona być strzałem w stopę. Jedynym argumentem, który jednak rzucałby podejrzenie o faworyzowanie VfB jest fakt, że gdyby federacja zmieniła zgłoszenie na trzy drużyny, to Friedrichshafen jako dodatkowy zespół nie miałby gwarantowanego miejsca w grupie, a prawdopodobnie musiały przejść przez kwalifikację. Biorąc pod uwagę, że zgłoszonych dodatkowych zespołów z silnych lig może być więcej (w przypadku żeńskich lig w kwalifikacjach teoretycznie mogą się spotkać zespoły że Scandicci, Moskwy, Stuttgartu, Cannes i Łodzi, co oznacza że już w kwalifikacjach trzy z nich muszą przepaść) i VfB mogłoby mieć kłopot z uzyskaniem awansu.
– Od pierwszego awansu w 2015 roku naszym głównym mottem jest obrona interesów niemieckiej siatkówki. Od 2016 roku korzystaliśmy z wywalczonego prawa do startu w pucharach cztery razy z rzędu i zbieramy punkty dla Niemiec – wyjaśnia założyciel i dyrektor zarządzający United Volleys Jörg Krick. – Inne kluby unikały ogromnych wydatków i wolały inaczej inwestować. W rezultacie stracono jedyne miejsce startowe mężczyzn w Pucharze CEV. Mogę tylko opisać to jako absurdalne, że ze wszystkich klubów jesteśmy teraz ofiarami i oczekuje się od nas, że zgłosimy się i zapłacimy za udział trzeciorzędnym Challenge Cup. W żadnym wypadku tego nie zrobimy, więc Niemcy mają trzech zamiast pięciu możliwych startujących w pucharach. Kiedy inne narody wyprzedzą nas w niedalekiej przyszłości, będą się z nas śmiać, bo dobrowolnie oddamy im te miejsca w rozgrywkach.
Zdaniem United Volleys majowa decyzja ligi nie może być przekonującym argumentem. – Nie były znane żadne ustalenia CEV i był to najgorszy moment na podejmowanie takich decyzji, bo nie można było absolutnie przewidzieć dalszych wydarzeń. Ustalanie uczestników LM w maju nie miało żadnego sensu – dodał Krick. Dlaczego my ustalamy w maju rzeczy, kórych CEV oczekuje dopiero do 1 sierpnia jako ostatecznego terminu zgłoszenia. Nie widzimy też, kto miałby problem z tym, gdyby w Lidze Mistrzów były trzy niemieckie drużyny. Owszem, Friedrichshafen musiałby wtedy rozegrać jedną lub więcej rund wstępnych, aby przejść do fazy grupowej. Ale to mogło trafić na każdego z nas, pozycja wyjściowa była całkowicie otwarta dla wszystkich. Nikt nie powinien myśleć, że będzie miał prawo do fazy grupowej od samego początku, w końcu miejsca w europejskich pucharach to nie sądy spadkowe – kontynuował dyrektor United Volleys.
Dla United Volleys szczególnie rozczarowujący jest fakt, że w ostatnich latach pojawiły się naciski i presja, aby inne kluby przełamały trwającą od dziesięcioleci dominację Friedrichshafen i Berlina na szczycie tabeli dzięki ambicjom i bardziej zawodowemu podejściu klubów do ligi. – Dokładnie to zrobiliśmy i włożyliśmy w to dużo pieniędzy, energii i entuzjazmu – mówi Krick. – Teraz byliśmy tylko gotowi, aby wstrząsnąć tą dominacją, pokonać Friedrichshafen w naszej zwycięskiej passie w drugiej połowie sezonu i zająć drugie miejsce. Fakt, że jest to teraz odwracane do góry nogami, gdy Liga Mistrzów jest przydzielana za zasługi z przeszłości pokazuje, że dla włodarzy progres innych klubów nic nie znaczy, a w rzeczywistości te wszystkie sugestie i entuzjazm do rozwoju ligi były na pokaz.
United Volleys będzie teraz musiało się skoncentrować na rozgrywkach Bundesligi i Pucharu DVV w nadchodzącym sezonie. – Zwłaszcza w obecnej sytuacji, w której praktycznie każdy niemiecki klub zawodowy walczy o przetrwanie, nie sposób przecenić wartości sponsorskiej i nie tylko udziału w Lidze Mistrzów. Gracze są szczególnie poszkodowani, w tym wielu niemieckich reprezentantów i talentów, których okradziono z występów na europejskich arenach, a tym samym możliwości rozwoju kariery. Mogę tylko mieć nadzieję, że motywacja sportowa na ten sezon będzie jeszcze większa – zakończył Krick.
źródło: inf. własna, volleyball-bundesliga.de
