Developres Bella Dolina Rzeszów dopisał w Łodzi kolejne trzy punkty do tabeli. Środkowa rzeszowskiego zespołu, Weronika Centka po raz kolejny pokazała jak dobrze i pewnie czuje się w Rzeszowie. W rozmowie ze Strefą Siatkówki opowiedziała o podejściu Stephane’a Antigi, zmęczeniu i swoich siatkarskich marzeniach.
Patrząc na pierwsze dwa sety można było pomyśleć, że wyciągnęłyście wnioski z meczu z ekipą z Opola. Potem przyszedł trzeci set i rozluźnienie. Według ciebie to raczej wynika ze zmęczenia, czy tego że jeszcze macie problem z utrzymaniem dobrego stabilnego poziomu przez cały mecz?
Weronika Centka: – Myślę, że wszystkiego po trochu. Musimy wziąć pod uwagę to, że my naprawdę mamy bardzo duży maraton meczowy. Gramy praktycznie co trzy dni. Oczywiście fajnie by było, żeby takie przestoje jak ten tu, czy w meczu z UNI Opole nam się nie przytrafiały. Tak jak mówię, to jest taka część sezonu, że mamy prawo być zmęczone siatkówką, samymi sobą w drużynie, czy mieć problemy zdrowotne. Nie chcę w pełni usprawiedliwiać naszego występu. Oczywiście, jesteśmy głodne gry i chcemy grać swoją najlepszą siatkówkę, ale to jest moment sezonu, w którym takie rzeczy się po prostu przytrafiają.
Co więc robisz, żeby odpocząć. Zresetować głowę i przez chwilę nie oglądać dziewczyn z drużyny?
– Najczęściej jeżdżę na saunę i wchodzę do zimnej beczki z lodem (śmiech). Wtedy człowiek nie zastanawia się nad swoimi problemami zdrowotnymi, tylko nad tym żeby wytrzymać to zimno (śmiech).
Czy mecz z twoim byłym zespołem motywuje cię dodatkowo, czy to jest raczej taka zwykła chęć zwycięstwa?
– Jest pewien sentyment, bo w poprzednim sezonie występowałam w barwach Budowlanych. Raczej to jest kolejny mecz spośród tych, które musimy wygrać za trzy punkty. Walczymy o jak najwyższe miejsce w tabeli, więc nie podchodziłam do tego zbyt sentymentalnie. Trzeba było wygrać i to nam się udało.
Czy w jakiś sposób łatwiej gra się na siatce, kiedy po drugiej stronie stoją rozgrywające które dobrze znasz?
– Z jednej strony tak, ale z drugiej minęło już trochę czasu. I Ewa (Ewelina Polak – przyp.aut) i Martyna (Łazowska – przyp.aut) zmieniły coś w swojej technice. Były też inne założenia taktyczne, więc są różnice w tym, co pokazywały w poprzednich sezonach i poprzednich meczach. Znamy się dobrze, ale to wszystko zależy od konkretnego meczu.
Czyli dziewczynom udało się kilka razy cię zaskoczyć?
– Można tak powiedzieć (uśmiech).
Jestem bardzo ciekawa jak ci się trenuje z trenerem, który wcześniej trenował mężczyzn. Czy są jakieś różnice w jego podejściu? Czy podchodzi do was, lub rozumie was nieco inaczej?
– Na pewno jest bardzo dobrym trenerem jeśli chodzi o sprawy techniczne. O sprawy taktyczne, analizę wideo treningu i meczów. Pod tym względem na pewno jest tego więcej w siatkówce męskiej, niż żeńskiej. To nam w dużej mierze pomaga, bo w takiej ilości się z czymś takim nie spotkałam. Dla mnie to bardzo duży plus, że znalazłam się w Rzeszowie i mam okazję pracować z takim trenerem. Bardzo dużo się nauczyłam. Jakieś niuanse i różnice są między siatkówką męską a żeńską, ale szczerze mówiąc, w dużej mierze tego nie zauważyłam. Może też podejście, bo oczywiście pracujemy bardzo dużo na wynik, bo chcemy osiągnąć w sezonie jak najwyższe miejsce i medal. Wszyscy przychodzimy na trening i wiemy po co tu jesteśmy. Pracujemy na sukces.
Czy zauważasz w swoim zachowaniu na boisku coś konkretnego, czego praca ze Stephane Antigą już cię nauczyła?
– Może nie w kwestiach czysto siatkarskich, ale na pewno podwyższyła się moja pewność siebie na boisku. Zauważyłam właśnie różnicę w pewności siebie. Takim podejściu, że po prostu wierzę w swoje umiejętności. Niezależnie od tego, kto stanie po drugiej stronie boiska, ja i tak wierzę, że dam z siebie wszystko i pokaże się z jak najlepszej strony. Jeśli chodzi o elementy czysto siatkarskie, widzę u siebie bardzo duży progres w bloku. Nad zagrywką jeszcze cały czas pracujemy (śmiech). Ogólnie mówiąc, to czuję że wykonałam postęp i liczę, że to nie jest koniec.
Da się zauważyć tak jak mówiłaś to, że jesteś osobą pewną siebie i na boisku i poza nim. To przychodzi z czasem, czy po prostu jesteś pewna siebie w życiu i możesz to przełożyć na pracę na boisku?
– Jakąś pewność siebie wcześniej miałam. Na pewno nie tak jak teraz. Każdemu jest wpajane to, że po coś jesteśmy w tej drużynie. Każda jest odpowiedzialna za pewne konkretne elementy naszej gry. To też dodaje pewności siebie, że bez pewnych elementów tej układanki ta cała maszyna nie ruszy i nie będzie pracowała tak, jak pracuje. To na nas działa bardzo motywująco, wiemy że każda siebie nawzajem potrzebuje.
O ile w takim razie łatwiej pojedzie się do Turcji wiedząc, że w sumie to „możecie, a nie musicie”?
– Raczej w większości to jest musimy mniej niż możemy. Możemy tak, jak z drużynami typu Conegliano, czy Eczacibasi. W ostatnim spotkaniu pokazałyśmy, że to jest trochę więcej niż „możemy”. W lidze musimy, bo chcemy coś osiągnąć. Chcemy wygrać wszystkie spotkania i zagrać dobrze play-off. Tak, żeby ta końcówka sezonu wyglądała nadal dobrze.
Ostatnia siatkarska rzecz w takim razie. Czy jest jakiś klub, lub trener poza Polską z którym chciała byś pracować, czy gdzie chciałabyś grać?
– Może konkretny klub nie. Może bardziej ligami. Chciałabym spróbować swoich sił w lidze włoskiej, albo może w lidze tureckiej. Ewentualnie jakbym wiedziała, że to właśnie Polska jest moim siatkarskim sufitem i już dalej w lepszych ligach nie dałabym rady.
Na pewno nie jest.
– Też mi się tak wydaje, ale jak nie pojadę, to się nie przekonam. Myślę, że chciałabym spróbować takiej gry połączonej z podróżowaniem. Jeśli chodzi o trenerów, to jedno marzenie już spełniłam. Chciałam pracować z trenerem Antigą. Drugie takie marzenie, to chciałabym zobaczyć w akcji Karcha Kiraly’ego. Taki amerykański styl grania i obcowania jest kompletnie inny od tego naszego europejskiego stylu grania. To mnie właśnie bardzo ciekawi i bardzo chciałabym tego spróbować. Może kiedyś będzie okazja. Liczę, że kiedyś coś takiego mi się przydarzy i na pewno skorzystam z okazji.
źródło: inf. własna