Strefa Siatkówki – Mocny Serwis
Strona Główna > Aktualności > rozgrywki młodzieżowe > Weronika Centka-Tietianiec: To jest przyszłość naszej polskiej siatkówki

Weronika Centka-Tietianiec: To jest przyszłość naszej polskiej siatkówki

fot. Michał Szymański

Weronika Centka-Tietianiec gościła na wielkim finale Kinder Joy of Moving w Katowicach. Środkowa bloku przyznała, że wśród rywalizujących dostrzegła sporo talentów. – Mam nadzieję, że tak, bo to jest przyszłość naszej polskiej siatkówki. My też nie będziemy wiecznie młode. Ktoś musi nas zastąpić.

Jak oceniasz poziom sportowy i organizację turnieju?

Weronika Centka-Tietianiec: Oglądanie dzieciaków jest naprawdę satysfakcjonujące. Dzieci rywalizują w różnych kategoriach wiekowych, formatach – single, dwójki, trójki i czwórki. Super się to ogląda. Pierwszy raz jestem na takim wydarzeniu. Zostałam zaproszona przez PZPS, żebym przyjechała dopingować dzieciakom i jeśli trzeba – podnosić na duchu. Widać, że te dzieci czerpią z tego bardzo dużą radość. Podobnie zresztą widać u nich dobre wyszkolenie, więc mnie to też napawa optymizmem, że w przyszłych latach może się spotkamy na boisku z niektórymi dziewczynami.

wschodzące talenty

Czyli widzisz swoje przyszłe koleżanki kadrowe na boisku?

– Mam nadzieję, że tak, bo to jest przyszłość naszej polskiej siatkówki. My też nie będziemy wiecznie młode. Ktoś musi nas zastąpić. Niedługo przyjdzie moja kolej, czy koleżanek z mojego rocznika. Po nas będą te roczniki, które tutaj są lub na innych turniejach rozsianych po całej Polsce, czy też w SMS-ie. Cieszę się, bo wiem, że mamy godnych zastępców i mam nadzieję, że nasza dyscyplina będzie pielęgnowana.

 

Pierwszy raz gościsz tutaj. Nigdy więc nie występowałaś w Kinder Joy of Moving?

– Nie, nie miałam takiej okazji, bo ja tak naprawdę dość późno zaczęłam trenować i grać w siatkówkę. Dopiero w wieku 15 lat, więc nie miałam możliwości, żeby uczestniczyć w takim turnieju, szczególnie „kinderku”. Mówiąc szczerze, teraz żałuję, że nie miałam nigdy okazji brać udziału w takich turniejach, bo to jednak za dziecka o wiele inaczej się pewne rzeczy odbiera. A taki turniej, jak ten w Katowicach, przysparza zapewne dużo radości i chyba jeszcze większego zapału do tego sportu. Gdy ja zaczynałam, wszystko opierało się na spotkaniach o randze regionalnej, wojewódzkiej. Potem dostałam możliwość przebywania w SMS-ie. Nie miałam więc możliwości, by poczuć tę dziecięcą czystą radość z siatkówki.

 

Co się stało, że w ogóle zaczęłaś uprawiać ten sport?

– Trochę przypadkiem, trochę mam wrażenie, że świat tak chciał. Zaczęło się to w drugiej lub trzeciej klasie gimnazjum. Moja nauczycielka WF poprosiła mnie, żebym pojechała z nimi na zawody siatkarskie. Ja totalnie w siatkówkę nie grałam, nie trenowałam wówczas. Wszystko inne bardzo chętnie, tylko nie siatkówka. Jakoś nie przepadałam za tą dyscypliną. Kiedy mój tata oglądał mecze w telewizji, prosiłam go, by przełączył. Po prostu nie sprawiało mi to jakiejkolwiek radości.

Przypadkiem zauważył mnie też trener na tych zawodach, mój pierwszy – Marek Kwieciński. Potem się to już samo kręciło, że jestem w tym miejscu, w którym jestem.  Szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie teraz swojego życia bez siatkówki. Sprawia mi olbrzymią radość. Poznałam na swojej drodze wielu wspaniałych ludzi, dzięki temu okrągłemu latającemu przedmiotowi, że nie jestem w stanie zliczyć.

mopem do wielkich siatkarskich marzeń

Jesteś z Bełchatowa, czyli przez długi czas stolicy polskiej siatkówki klubowej. Miałaś jakieś idoli? Chodziłaś na mecze Skry?

– Chodziłam, tak naprawdę ja zaczynałam chodzić na mecze Skry jako mopers. Jeszcze były to czasy przerw technicznych, podczas których wycierany był mopem parkiet. Z koleżankami i kolegami we trójkach wycieraliśmy boisko też podczas czasów branych przez trenerów. To były świetne czasy. Mam nawet parę śmiesznych historii. Raz mi Atanasijević zajął stołek, ja nie miałam gdzie usiąść (śmiech). W sumie tak zaczęła się moja miłość do siatkówki i tego klubu. Większość lat spędzonych w Skrze była na zasadzie wolontariatu – pomagałam na mopie lub szybkiej szmacie. Chciałam być po prostu bardzo blisko zawodników.

bełchatowska klamra

Czy gdyby był w TAURON Lidze dobry klub kobiecej siatkówki bełchatowskiej chciałabyś tam występować?

– Na pewno byłoby to dla mnie bardzo symboliczne. Wróciłabym do swojego rodzinnego miasta. Granie w miejscu, w którym się urodziło i ta cała przygoda się zaczęła, byłoby dla mnie fajnym zatoczeniem koła, jeśli chodzi o moją karierę siatkarską. Może w przyszłych latach na przestrzeni dziesięciu czy piętnastu lat coś takiego się wydarzy? Może mi przyjdzie taki pomysł, że to ja otworzę klub? Byłoby super. Życzę, żeby na pewno siatkówka w Bełchatowie wróciła na swój poziom i Skra znowu grała o mistrzostwo Polski i inne cele. Z całego serca im tego życzę, bo szkoda, żeby takie miejsce jak Bełchatów się marnowało.

Na koniec, jaki masz przekaz dla młodych adeptów siatkówki?

– Przede wszystkim życzę im dużo cierpliwości i wytrwałości. Ja potrzebowałam paru lat, żeby to zrozumieć, że trzeba być cierpliwym. Czasami też zluzować i nie być perfekcjonistą, bo nie jest to wcale pozytywna cecha, patrząc na moje osobiste doświadczenia, a chciałam wykonywać każde ćwiczenie i zagranie idealni. Momentami mnie to męczyło, więc ja życzę wszystkim dzieciakom, żeby były zawzięte i cierpliwe.

źródło: inf. własna

nadesłał:

Więcej artykułów z kategorii :
rozgrywki młodzieżowe

Tagi przypisane do artykułu:
,

Więcej artykułów z dnia :
2024-06-30

Jeśli zauważyłeś błąd w tekście zgłoś go naszej redakcji:

Copyrights 2015-2024 Strefa Siatkówki All rights reserved