Tegoroczny Kinder Joy of Moving dobiegł końca. W ostatnim dniu zmagań do gliwickiej areny dojechał prezes PZPS Sebastian Świderski, który z uśmiechem na ustach chwalił to wydarzenie: – Jest to jedyna w swoim rodzaju impreza, tak naprawdę jedyna na całym świecie. Przyjechałem w delegację właśnie z innych krajów, żeby zobaczyć jak ten turniej wygląda. Cieszymy się, że po pierwsze jesteśmy prekursorami.
PREZES OBECNY NA TURNIEJU MINISIATKÓWKI
Kolejny raz zawitał pan na finał Ogólnopolskich Mistrzostw w Minisiatkówce o Puchar Kinder Joy of Moving. Czy ta impreza wyróżnia się czymś szczególnym na tle innych?
Sebastian Świderski: – Jest to jedyna w swoim rodzaju impreza, tak naprawdę jedyna na całym świecie. Przyjechałem w delegację właśnie z innych krajów, żeby zobaczyć jak ten turniej wygląda. Cieszymy się, że po pierwsze jesteśmy prekursorami. To jest turniej, który już od przeszło trzydziestu lat trwa. To jest konkretnie 29. edycja turnieju, niestety przez pandemię jeden turniej został wstrzymany. W ciągu trzydziestu lat zbudowaliśmy coś tak pięknego, że inni chcą przychodzić, podpatrywać, uczyć się i kopiować, ale to sprawia nam ogromną radość, bo wiemy, w jakich czasach żyjemy – czasie internetu, social mediów, świata wirtualnego. Każde dziecko, które się tu pojawia, bawi się, gra w siatkówkę, to jest dla nas mały sukces, że jednak robimy coś dobrego nie tylko dla nich, ale dla całego świata.
Ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, jak wielkie to przedsięwzięcie – w turnieju uczestniczy około tysiąca dzieci, grają w jednej hali, do tego dochodzą trenerzy, sędziowie, organizatorzy… Chyba nie byłoby możliwe zorganizować takiego wydarzenia w dorosłej siatkówce?
– Na poziomie reprezentacyjnym byłoby to nie do zrobienia. Pamiętajmy, że na „Kinderku” są trzy kategorie wiekowe zarówno dziewczynek jak i chłopców z całej Polski. Tak że to jest wielkie święto siatkówki. Z przyjemnością się przyjeżdża i patrzy, jak te dzieci rosną, jak trenerzy się rozwijają, a przede wszystkim jak cudownie spędzają czas i się bawią ze sobą. Bo też należy o tym powiedzieć, że rywalizacja na boisku jest oczywiście prawdziwa, mocna, natomiast poza boiskiem wspaniale spędzają czas. Idą razem się pobawić w strefie kibica. I to jest najważniejsze, że kolejny raz siatkówka potrafi łączyć wszystkich ludzi, sportowców i tak jak tutaj całą Polskę.
Zauważyłam, że dzieci podchodziły do pana po wspólne zdjęcia, ale mało które dziecko z panem rozmawiało. Czują zbyt duży respekt przed panem, czy może jednak ktoś zagadał?
– Oczywiście są dzieci bardziej i mniej odważne. Zazwyczaj zagadują mnie i dopytują się o różne kwestie, gdy zwycięzcy jadą odebrać swoją nagrodę np. podczas Memoriału Huberta Jerzego Wagnera. Natomiast to jest też przyjemne, bo pokazuje, że te dzieci też chcą być przy siatkówce, łączą się z siatkówką i myślą o tym, żeby być prawdziwymi zawodowcami przez duże „Z”, profesjonalistami i kontynuować swoją karierę w siatkówce, bo dla naszej dyscypliny jest to bardzo ważne, by ta piramida szkoleniowa, czyli podstawa, baza, była jak najszersza. To właśnie te dzieciaki, które są tutaj do tej podstawy piramidy przede wszystkim należą.
Czy dodatkową zachętą jest to, że co roku zapraszani są goście specjalni, z którymi uczestnicy mogą zrobić sobie zdjęcie i porozmawiać?
– Tak, oczywiście, bo niecodziennie można spotkać się z reprezentantami i reprezentantkami Polski, porozmawiać, zrobić sobie zdjęcie, wziąć autograf. Ale również pamiętajmy, że te dziewczyny czy chłopcy, którzy skończyli wiek juniorski, a są w reprezentacji, z tego turnieju się wywodzą. To też pokazuje młodym adeptom siatkówki, że ta kariera rozpoczyna się tak naprawdę w tym miejscu, to są ich pierwsze mistrzostwa Polski. Należy o tym głośno mówić, bo praktycznie większość tych reprezentantów, których mamy teraz, właśnie stąd się wywodzi.
PLANY NA PRZYSZŁOŚĆ
A jak wygląda pański kalendarz na najbliższe tygodnie czy miesiące, bo tych ważnych imprez jest przed nami kilka – mistrzostwa Europy i kwalifikacje olimpijskie?
– Kwalifikacje to dla nas najważniejsza impreza, impreza docelowa całego sezonu reprezentacyjnego. Natomiast o kalendarz proszę mnie nie pytać. Ja nie żyję miesiącami, nawet tygodniami nie (śmiech). Żyję dniem i planuję tak naprawdę z kilkudniowym wyprzedzeniem. Mój kalendarz jest wypełniony. Tak jak pani powiedziała, dużo jest wydarzeń, natomiast cieszymy się z tego, bo im więcej imprez, tym większe jest zainteresowanie przede wszystkim kibiców. No i tak jak widać w Gliwicach – dzieciaków i rodziców.
Jak obejmował pan stanowisko prezesa PZPS, powiedział pan, że chciałby bardziej rozreklamować siatkówkę plażową, by zmieniło się do niej podejście. Czy dostrzega pan progres w tym temacie?
– Siatkówka ma wiele swoich odmian. Istnieje dobrze nam znana halowa, plażowa, nie zapominajmy o nowej dyscyplinie, która stosunkowo niedawno została wymyślona, mianowicie o siatkówce na śniegu. Akurat siatkówka plażowa wcześniej była troszeczkę z boku. Oczywiście to jest wciąż nasza dyscyplina. Chcemy pomóc naszym parom jak najlepiej się przygotować, też by zdobywały więcej punktów rankingowych, aby do turnieju kwalifikacyjnego awansować. Chcielibyśmy, aby one również wystąpiły w igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Taki jest cel. Na pewno nie będzie łatwo, bo nie zaczynamy z poziomu środkowego. Ale myślę, że łatwiej jest atakować niż bronić tę górę, patrząc właśnie na pary żeńskie czy męskie, to jest to dobry kierunek. Wydział szkolenia, który głównie zajmuje się siatkówką plażową robi dobrą robotę.
źródło: inf. własna