Do przyjęcia oferty z Lublina przekonał go… sam prezes, a po przyjeździe do Polski diametralnie zmienił swoje zdanie o Polakach. Mimo bariery językowej swoje dzieci posłał do polskich szkół. Europejski szlak przetarł we francuskim Chaumont, co uważa z perspektywy czasu za właściwy krok. Mimo trendu do Japonii się nie wybiera. Polskę ceni za bezpieczeństwo, ale tęskni za brazylijskim barbecue i wołowiną. Zarówno o tym, jak i o wielu innych aspektach życia opowiedział Thales Hoss.
Do tej pory w naszym cyklu „Poznaj Mistrza”:
- Marcin Janusz: Sport był tylko furtką
- Artur Szalpuk: Zawsze miałem ciągotki do atakowania
- Aleksander Śliwka: Głód siatkówki błyskawicznie wraca
inaczej znaczy lepiej
Jak ci się podoba w Polsce?
Thales Hoss: – Mam bardzo dobre zdanie o Polsce. Jest zdecydowanie lepiej niż oczekiwałem, że będzie. Ludzie w Lublinie, nie mam zbyt wielu doświadczeń w innych miastach, więc wypowiem się jedynie w kontekście Lublina, są bardzo serdeczni. Myślałem, że Polacy są bardziej oziębli, a jednak myliłem się. Może to też zależy od regionu? W Brazylii w niektórych miejscach ludzie są bardziej otwarci i wyjdą do ciebie porozmawiać, poznać cię, a w innych nie będą próbować nawiązać żadnych kontaktów. Z kilkoma osobami z klubu zdążyłem się już zaprzyjaźnić. Parę osób ze szkół, do których uczęszczają moje dzieci, również mi bardzo pomogło, zwłaszcza na początku. Lublin jest dobrym do życia i przede wszystkim bezpiecznym miastem. Dla mnie szczególnie ważne jest właśnie bezpieczeństwo.
Twoje dzieci chodzą do polskiej szkoły? Uczą się w niej po polsku czy po angielsku?
– To są polskie szkoły. Moim dzieciom nie jest łatwo. Córka skończyła dwanaście lat i uczy się w prywatnej szkole. Nauczyciele pomagają jej po lekcjach podczas dodatkowych zajęć uzupełniających w języku angielskim, by mogła lepiej zrozumieć niektóre przedmioty, jak geografia czy historia. Córka bardzo się stara i uczy polskiego. Ponadto ma lekcje online z Polką na co dzień mieszkającą w Brazylii. Mój syn ma pięć lat i znaleźliśmy dla niego bardzo dobrą szkołę publiczną. Już sporo rozumie po polsku, ale ma też łatwiej, gdyż jeszcze nie uczy się trudniejszych przedmiotów jak matematyka i historia, ale komunikacja jeszcze odbiega od docelowej.
„prezes mnie przekonał”
Czemu wybrałeś ofertę z Polski i konkretnie z Lublina?
– Po pierwsze opuściłem Brazylię, gdyż miałem parę nieprzyjemności w klubie i nasza drużyna się rozpadła. Wielu graczy odeszło. Był to dobry moment na zmianę i postanowiłem wyjechać do Europy, gdzie zdecydowałem się na roczny kontrakt we Francji. Był to dla mnie bardzo dobry sezon. Z perspektywy czasu cieszę się z tego francuskiego przetarcia. Gdybym od razu przyjechał do Polski, na start byłoby mi bardzo trudno, gdyż PlusLiga ma zdecydowanie wyższy poziom.
Do BOGDANKI LUK Lublin przekonał mnie prezes klubu. Przy naszych rozmowach był dla mnie bardzo uprzejmy i zaangażowany w moje sprawy. Od samego początku pomagał mi znaleźć odpowiednie szkoły dla dzieci. Widać było, że mu zależy. Ja na pierwszym miejscu stawiam dobro mojej rodziny, później myślę o sobie, więc taką postawą prezes mi zaimponował. Ponadto widać, że klub dba o rozwój. Z roku na rok staje się coraz lepszy. Cieszę się, że jestem częścią zespołu i uczestniczę w tym ambitnym projekcie. W decyzji utwierdziło mnie też moje wcześniej wspomniane dobre zdanie na temat bezpieczeństwa kraju, miasta i serdeczności ludzi.
Pod frazą „ambitny projekt” zapewne masz na myśli transfer Wilfredo Leona?
– Coś obiło mi się o uszy o tym transferze. Każdy o tym mówi. Nie wiem jednak, na ile te doniesienia są prawdziwe. Poza tym nie wiem, w jakiej dyspozycji jest teraz Leon. Niemniej byłoby dla mnie wielką przyjemnością zagrać z jednym z najlepszych siatkarzy w historii.
sport decyduje
Wspomniałeś wcześniej Francję. Mógłbyś porównać ligę francuską z polską?
– Największa różnica według mnie jest w poziomie sportowym. Liga francuska jest solidna, ale w Polsce poziom gry jest znacznie wyższy. Dla kogoś z ligi brazylijskiej pierwsze zderzenie z PlusLigą może być drastyczne. Myślę, że moje doświadczenie z ligą francuską zdało egzamin, bo ta różnica między ligą francuską a polską jest mniejsza niż między brazylijską a polską.
Brałeś też pod uwagę igrzyska olimpijskie? Przed tak ważną imprezą chyba istotne jest granie na wyższym poziomie ligowym?
– Zdecydowanie tak. Codzienna gra w jednej z najlepszych lig na świecie bardzo mi pomaga poprawiać się jako siatkarzowi. W igrzyskach olimpijskich drużyny występują w okrojonych składach. Zazwyczaj trenerzy stawiają na jednego libero, więc walka o miejsce w kadrze jest zacięta. Wydaje mi się, że to mimo wszystko ja w ostatnich latach częściej występowałem na boisku od reszty kolegów, ale wszystko leży w gestii trenera. To on ostatecznie decyduje, kogo weźmie na igrzyska. Jednakże myślę, że gra w PlusLidze przybliża mnie do Paryża.
Kilka lat gry na pewno przed tobą. Jakie ligi jeszcze cię interesują?
– Nie zastanawiałem się nad tym, więc trudno mi odpowiedzieć. Niedawno przedłużyłem swój kontrakt w Lublinie. Szczerze mówiąc, chciałbym tutaj zostać jak najdłużej. Koncentruję się wyłącznie na PlusLidze. Nie mam czasu śledzić innych lig. Moja rodzina jest szczęśliwa w Lublinie, a zarówno drużyna jak i klub bardzo nas wspierają, chcą, byśmy czuli się tutaj jak w domu.
obcokrajowcy w klubach? najlepiej zatrudnić atakującego
Japonia stała się bardzo modnym kierunkiem. Nie chciałbyś spróbować tam swoich sił?
– Słyszałem o tym trendzie. W Japonii byłem z reprezentacją Brazylii. Kraj bardzo mi się podobał, jednakże kulturowo bardzo różni się od Brazylii. Poza tym, władzom tamtejszych klubów z pewnością o wiele bardziej zależy na graczach, którzy zdobywają dużo punktów, ewentualnie na rozgrywających. Libero to specyficzna pozycja i trudno się będzie przebić. Japończycy świetnie grają w obronie i na tej pozycji mają swoich zawodników. Na miejscu prezesów japońskich klubów nie złożyłbym oferty zagranicznemu libero.
Gdy o tym mówisz, przypomniałam sobie wypowiedź Jenii Grebennikova. W jednym z wywiadów mówił, że podobny problem występował w Rosji z uwagi na ograniczenia dotyczące ilości obcokrajowców w klubie. Maksymalnie dwóch graczy z zagranicy może tam występować w drużynie. Jemu też trudno było dostać ofertę z Rosji.
– No właśnie, a on jest jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym, libero na świecie. To problem dotyczący pozycji, a nie konkretnego gracza.
Wróćmy do Brazylii. Brakuje ci czegoś z ojczyzny?
– Oczywiście – barbecue i wołowiny. W Polsce mięso wołowe jest drogie, w Brazylii można je dość tanio kupić, więc bardzo często urządzamy barbecue. Pogoda też temu bardziej sprzyja. Mieszkam na południu Brazylii, gdzie mamy zimę, ale ona jest dużo łagodniejsza niż ta polska. Często temperatura jest na plusie, więc spędzamy więcej czasu na powietrzu i tego właśnie mi brakuje.
BEZPIECZEŃSTWO TO PODSTAWA
Jest coś twoim zdaniem lepszego w Polsce?
– Bezpieczeństwo. Dla mnie to niebywałe. W Polsce mieszkam trzysta metrów od supermarketu i nie boję się puścić moją córkę do sklepu lub po prostu do Żabki po drobne zakupy. W Polsce to normalne. Gdybyśmy byli w Brazylii, absolutnie nie pozwoliłbym iść jej samej. Na pewno poszedłbym z nią. Brazylia jest niebezpieczna, coś mogłoby się jej stać.
Jeśli masz pieniądze, żyjesz spokojnie – płacisz za ochronę, ubezpieczenie, służbę zdrowia. Służba zdrowia jest w Brazylii darmowa, ale czas oczekiwania jest bardzo długi i nie jest jakiejś wysokiej jakości, więc lepiej prywatnie iść do lekarza. Jeśli nie masz pieniędzy i żyjesz w kondominium, to nie jest kolorowo. Ostatnio słyszałem o siatkarce z Serbii grającej w Brazylii, która została dwukrotnie obrabowana w dość krótkim odstępie czasu. Wiem, że chciała zerwać swój kontrakt i wrócić do Europy. Nie wiem, jak ta sprawa się zakończyła, ale głównym problemem była kwestia bezpieczeństwa w Brazylii.
Ładnie wymówiłeś słowo „żabka”.
– (śmiech) Tak, w końcu się nauczyłem. Wcześniej gdy przyjeżdżałem do Polski z reprezentacją Brazylii, mówiliśmy „zabka”, bo w portugalskim nie mamy takiej litery jak „ż”. Nie jest to jedyne słowo, którego nie umiałem lub nie umiem wymówić. Teraz na kadrze będę mógł nauczyć kolegów, jak poprawnie się czyta „żabka”.
niezwykła generacja siatkarzy
Porozmawiajmy o brazylijskiej siatkówce. W ostatnich latach obserwuje się znaczny spadek jakości i ilości sukcesów waszej reprezentacji. Z czego to wynika?
– Gdybyśmy to wiedzieli, z pewnością byśmy zmienili coś w naszej grze. (śmiech) Wiele czynników wpływa na tę sytuację. Porównujemy tu początek lat dwutysięcznych z czasami obecnymi. Na początku wieku mieliśmy przede wszystkim wybitne, wspaniałe pokolenie siatkarzy. Gdy Bernardo (Rezende – przyp. rep.) zaczął prowadzić kadrę w 2001, sięgnął po najlepszych graczy, takich jak Giba, Ricardo, Sergio. Dość szybko okazało się, że zbudował najlepszą drużynę na świecie. Z czasem inne reprezentacje zaczęły gonić Brazylię i poprawiać swój poziom. Teraz w czołówce światowej jest ciasno. Mamy około siedem zespołów, które mogą sięgnąć po złoto igrzysk olimpijskich. Poza tym, siatkarze, którzy grają w reprezentacji Brazylii, nie są tak niesamowici jak legendy z początku wieku.
Bernardo Rezende wrócił na urząd trenera. Cieszy cię ten powrót?
– Tak, choć nie użyłbym tego słowa, by opisać swoje emocje. Lepszym określeniem byłoby, że jestem podekscytowany, ponieważ dotąd nie miałem jeszcze przyjemności z nim trenować. On zakończył swoją współpracę z kadrą w 2016, a ja dołączyłem do reprezentacji w 2017 roku. Poznałem go, bo spotykaliśmy się przy różnych okazjach, ale nigdy nie był moim trenerem. Więc jestem podekscytowany tą zmianą.
Ale znasz Bruna, a tutaj chyba się sprawdza przysłowie: jaki ojciec, taki syn.
– (śmiech) Tak. Z charakteru są bardzo podobni, uwielbiają wygrywać. Bruno jest świetnym siatkarzem i liderem. Grałem z nim i w klubie, i w reprezentacji, więc znamy się na wylot. Myślę, że Bernardo jest tym, czego aktualnie potrzebujemy.
źródło: inf. własna