PGE GiEK Skra Bełchatów w sezonie 2024/2025 zajęła siódme miejsce. Po latach posuchy udało jej się awansować do fazy play-off i co ważne bełchatowianie byli bliscy dalszej walki o strefę medalowej. Zabrakło niewiele. – Na początku sezonu to wszystko, co działo się wokół naszej drużyny było szalone: cele, walka o medale, że musimy dotrzeć tu i tu. Dotrzeć gdzie? Budowaliśmy zespół w marcu i kwietniu. Zebraliśmy zespół w ostatnim momencie, starając się zbudować zespół na sezon, złapać fazę play-off bez martwienia się o przyszłość. Udało nam się to – powiedział w wywiadzie ze Strefą Siatkówki Gheorghe Cretu.
Sezon na plus
W tym sezonie PGE GiEK Skra wykonała plan minimum. Siódme miejsce to sukces, czy oczekiwania były większe?
Gheorghe Cretu: To od początku był cel na ten nasz pierwszy sezon i tu nie ma żadnych wątpliwości, co do jego wykonania. W sporcie jednak zawsze jest możliwość, by wywalczyć więcej, choć tak naprawdę nie byliśmy na pozycji faworytów.
W sezonie zagraliście z PGE Projektem cztery mecze, cztery razy przegraliście. Dlaczego? W co najmniej dwóch byliście bardzo blisko tych korzystniejszych wyników…
– Na pewno w niektórych momentach każdego meczu wpływ miał indywidualny poziom gry niektórych zawodników. Te siłowe umiejętności zdecydowały w tych momentach. Czasami w momentach, gdy gra całego zespołu zależała od czasu, jaki Projekt gra razem. My byliśmy zespołem, który był stworzony dopiero na koniec ubiegłego sezonu. Jeśli dobrze pamiętam, chłopaki z Warszawy w większości grali ze sobą od dwóch lub trzech lat. To zupełnie inny sposób myślenia i działania na boisku. Jeśli przychodzi do gry w bardzo istotnych momentach te zespoły mają łatwiej, mają za sobą już wiele takich sytuacji za sobą. I wtedy czasami mają więcej „do powiedzenia” niż zespół budowany na nowo.
Ten wasz ostatni mecz I tie-break były fantastyczne. Co się stało w tych ostatnich momentach?
– To jest siatkówka, wtedy może zadziać się wszystko. Możemy przytoczyć tu też mecz Resovii i Ziraatu – co stało się w pierwszym secie, a co w czwartym. Resovia zagrała jak dzieci w przedszkolu, a w pierwszym secie zagrali jak wielka drużyna, która była blisko wygranej. To jest właśnie siatkówka. Piłka lata od lewej do prawej, od prawej do lewej. Czasami o wygranej decydują czasem centymetry, milimetry. Mój zespół pokazał potencjał, że jest w stanie grać o więcej. Graliśmy z takimi zespołami jak Warta, Jastrzębski Węgiel, czy z innymi zespołami środka tabeli, w których pięciu, sześciu zawodników grało też w poprzednich sezonach. To jest sposób budowania zespołów i ważnych momentach widać tę różnicę.
To jest proces
Mógłby trener podsumować cały sezon? Która jego część była najlepsza, a która najgorsza?
– Nigdy tak nie myślę. Czy jakiś okres był gorszy czy lepszy. Jestem w siatkówce jako trener od 28 lat, grałem też przez wiele lat. W profesjonalnym sporcie jestem od 43 lat. To jest proces. Zaczęliśmy wszystko z nowym zespołem. To od początku powinno być dla wszystkich jasne i jest poza dyskusją. Na początku sezonu to wszystko, co działo się wokół naszej drużyny było szalone: cele, walka o medale, że musimy dotrzeć tu i tu. Dotrzeć gdzie? Budowaliśmy zespół w marcu i kwietniu. Zebraliśmy zespół w ostatnim momencie, starając się zbudować zespół na sezon, złapać fazę play-off bez martwienia się o przyszłość. Udało nam się to. W tym sezonie, z ligą na 16 zespołów, z której spadają trzy drużyny byliśmy pod ogromną presją. Zrobiliśmy to. Za sobą mamy zespoły, które na kolejnych miejscach miały kilkanaście punktów mniej niż my. Większość z tych zespołów miały na boisku czterech, pięciu zawodników z poprzedniego sezonu. My mieliśmy Gregora (Grzegorz Łomacz – przyp. red.), Lemana (Bartłomiej Lemański – przyp. red.) i nikogo. Ponieważ Wiśnia (Łukasz Wiśniewski – przyp. red.) nie grał prawie w ogóle, Kajo (Kajetan Marek – przyp. red.), który też prawie w ogóle wcześniej nie grał. Ludzie powinni przystopować. Szanuję bardzo postawę naszych kibiców, sposób, w jaki podchodzą do tego zespołu. Oni rozumieli od początku, jak trudna droga do play-off przed naszą drużyną. Wspierali nas bardzo, w meczach domowych, jak i na wyjazdach. Moja drużyna czuła, że w każdym momencie ktoś jest z nią, zarówno w tych dobrych, jak i złych momentach.
Jest coś, co zmieniłby trener w przeciągu całego sezonu, wiedząc, jak to się potoczyło?
– Nie. Zrobiłbym wszystko tak samo, jak zrobiłem. Podobnie, jak pracując z Estonią, Słowenią i wieloma innymi zespołami. Mój trening bazuje na jakości, jaką mają zawodnicy. Dostosowuję treningi do charakterystyki zespołu, z którym pracuję. Trener nie może iść swoją drogą i robić swojej siatkówki, bez myślenia o tym, że zespół jest inny, zawodnicy są różni. Musi zaleźć odpowiedni sposób pracy dla każdej drużyny. Nie lubię mówić o sposobie moich treningów. Jeśli ktoś z zewnątrz chce coś wiedzieć, musi zapytać moich zawodników.
Jak trener myśli, kto zdobędzie mistrzostwo Polski?
– Nie mam pojęcia. Tu może zdarzyć się wszystko. Mamy tu najlepsze drużyny z najlepszymi zawodnikami. Jeśli jedna z drużyn będzie w formie i zagra jak należy w kilku momentach, zdobędzie to. Wcześniej w grze był jeszcze Bartek Kurek, który był w stanie wśród tych drużyn pokazać swoją jakość. Ponadto mamy Fornala, Kaczmarka, Russella, Butryna, Kwolka, chłopaków z Warszawy. Oni mogą zrobić różnicę. Myślę, że wynik każdego meczu jest sprawą otwartą i zależy wszystko od formy fizycznej i mentalnej. Od razu przed półfinałami mieliśmy bardzo ważny turniej – finał Pucharu Polski, co może mieć też wpływ na to, co się wydarzy później.
Nowy rozdział
Przed trenerem nowe wyzwanie – praca z reprezentacją Serbii. Skąd ta zmiana po pracy ze Słowenią?
– To był mój specjalny projekt, z którym byłem bardzo związany. Tak jak mówiłem w wielu wywiadach, obiecałem prezesowi słoweńskiej federacji, że będę czekać na jego telefon czy kontynuujemy projekt czy nie, mimo że nasz kontrakt wygasł. Wszyscy wiedzieli, że mimo że grałem tymi samymi zawodnikami, to ostatnich latach wprowadziłem do kadry wielu młodych siatkarzy, zintegrowałem tę grupę. Teraz przyszedł czas, by stali się tymi istotnymi zawodnikami i grali więcej. W pewnym momencie, gdy czekałem na telefon ze Słowenii, Serbia zadzwoniła. Powiedziałem, że jest to niesamowite wyzwanie i jestem dumny, że chcą mi je powierzyć. Dla mnie to ogromny honor móc prowadzić taką drużynę, ludzi, którzy są dobrze generalnie we wszystkim. Oni tam mają sportowców najwyższych lotów w większości dyscyplin. Powiedziałem, że sprawdzę, jak ma się sprawa w Słowenii, gdyż władze tamtejszej federacji nie mogą podjąć decyzji. Myśleli długo, około pięciu miesięcy. Serbowie czekali na mnie dłużej niż trzy miesiące. Obaj prezydenci dobrze się znają, przyjaźnią się i komunikowali się między sobą. W pewnym momencie zorientowałem się, że nie mogę czekać tak długo na decyzję. Jeśli ktoś chce cię i chce kontynuować współpracę, powie ci to najszybciej, jak to możliwe. Zdecydowałem więc, że podejmę rozmowy z władzami słoweńskiej federacji. Jesteśmy dobrymi znajomymi, więc zdecydowaliśmy, że lepiej będzie się rozdzielić nasze drogi. Dla obu stron będzie lepiej, by podjąć się nowych wyzwań.
Jakie macie cele na tę współpracę z reprezentacją Serbii?
– Pierwszym zadaniem będzie odmłodzenie reprezentacji. Dzwonię do wielu młodych zawodników. W 70% są to młodzi siatkarze, którzy byli już w obrębie kadry, ale nigdy w znaczącym stopniu. Podobni, jak wielu młodych Słoweńców w poprzednich latach. Teraz mają szansę wejść do drużyny i podążać z nią w kierunku Los Angeles. Dlatego cały projekt i moja umowa to 2 + 2. Dwuletni kontrakt z możliwością przedłużenia go kolejne dwa, tak jak w chwili obecnej wiele innych umów trenerskich w reprezentacjach. Próbujemy przebudować kadrę i myślę, że jest to jedna z rzeczy, którą lubię w mojej pracy.
Co dalej?
PGE GiEK Skra jest po sezonie. Jakie plany na teraz? Wakacje?
– Nie mam żadnych wakacji. Mam dni wypełnione pracą, przygotowaniami do kolejnych kroków z reprezentacją Serbii. Część pracy jest już zrobiona, ale jak już zbliżamy się do momentu w którym wystartujemy, chcę mieć wszystko przygotowane jeszcze lepiej. Jestem perfekcjonistą i nie chcę pozostawiać rzeczy samym sobie. Moje pierwsze wolne było w ten weekend, byłem razem z rodziną na turnieju finałowym Pucharu Polski. Cieszyłem się siatkówką, jako widz i próbowałem dopingować moich byłych zawodników.
Proste i ostatnie pytanie. Zostaje trener w PGE GiEK Skrze?
– Nie. To nie jest tajemnicą. Klub zakomunikował mi to na początku grudnia, że nie będziemy kontynuować tego projektu. I to wszystko. Jestem za długo w tym biznesie, by tracić energię na myślenie o tym w trakcie sezonu. Mój szef poinformował mnie o tym, że nie będę prowadzić drużyny i oczywiście na początku byłem przez chwilę zawiedziony. Ponieważ rozmowy były takie, że budujemy zespół na pierwszy sezon, a na kolejny idziemy wyżej. Następnie to się zmieniło. Ja kontynuowałem moją pracę, pchałem chłopaków do przodu, bo nie jest ważne, co się dzieje później, czy klub komunikuje mi koniec współpracy czy nie. Weźmy przykład ZAKSY. ZAKSA też zakomunikowała mi w styczniu, że nie będziemy kontynuować współpracy. W lutym wygraliśmy Puchar Polski, w kwietniu mistrzostwo Polski, trzy tygodnie później Ligę Mistrzów. Możemy teraz zapytać, czy wykonywałem moją pracę do końca, czy nie. Tak powinien działać każdy trener i każdy zawodnik, czy członek sztabu. To jest biznes i powinniśmy szanować każdy klub. Jestem dumny, że mogłem być częścią tej wielkiej marki na arenie siatkarskiej.