– Przez ostatnie siedem sezonów grałem w Suwałkach, wcześniej przez dwa w Zawierciu i rok w Szczecinie, więc miałem dziesięć sezonów przerwy od gry w Radomiu. Jest to dla mnie więc sentymentalny powrót. Cieszę się, że mogę zagrać w swoim rodzinnym mieście – powiedział libero Czarnych Radom, Paweł Filipowicz.
Pięć setów na początek
Sezon zaczęliście od wygranej 3:2 z Visłą Bydgoszcz. Było jednak widać, że pojawiło się trochę emocji, stresu i nerwów związanych z inauguracją. Jak z pana perspektywy wyglądało to spotkanie?
Paweł Filipowicz: Przede wszystkim jestem zadowolony z wyniku, bo bardzo ważną rzeczą jest to, aby dobrze zacząć sezon. Oczywiście, mogliśmy to spotkanie wygrać za 3 punkty, ale słabiej zagraliśmy czwartego seta. Mimo wszystko cieszymy się z tej wygranej, tym bardziej, że Visła jest bardzo mocnym zespołem. Sądzę, że ma na tyle duży potencjał, że jest jednym z faworytów do awansu.
Czyli najważniejsze było to, że potrafiliście podnieść się po tym czwartym, słabszym w waszym wykonaniu secie?
– Oczywiście. W ciągu sezonu będziemy mieli wzloty i upadki. One są nieuniknione. Zagramy 30 meczów w rundzie zasadniczej, które zadecydują o naszym rozstawieniu w play-off. Dlatego bardzo ważne będzie wyciąganie szybkich wniosków z porażek w konkretnych setach i meczach.
Potrzebny czas
Jesteście zupełnie nowym zespołem. Przypuszczam więc, że potrzebujecie jeszcze czasu, aby się odpowiednio zgrać i dopasować wszystkie elementy radomskiej układanki?
– Zgadza się, tym bardziej, że kontuzjowany jest Bartek Kluth. Wypadł nam on z gry na 3 tygodnie. Dlatego zgranie i nasza jakość sportowa będą szły do przodu. Przed sezonem powiedziałem, że zespoły, które będą w stanie namieszać w końcowej fazie sezonu, swoją sportową wartość pokażą w okolicach stycznia i tego się trzymam. Jeśli nie dopadną nas kontuzje i będziemy mogli funkcjonować w normalnych warunkach, to właśnie w okolicach stycznia będziemy pokazywali pierwsze oznaki naszego maksymalnego potencjału.
A czy było dla was utrudnieniem to, że trochę później weszliście w sezon?
– W kontekście pierwszego meczu nie ze względu na to, że Visła również nie rozegrała jeszcze spotkania z pierwszej kolejki, więc szanse były równe. Natomiast wiadomo, że zawsze lepiej jest zaczynać sezon ze wszystkimi, bo taki jeden mecze przetarcia w dalszym rozrachunku na pewno będzie ważny.
No właśnie, ten mecz przetarcia by się przydał, tym bardziej, że już w kolejnej kolejce czeka was starcie z zespołem z Chełma, więc pewnie poprzeczka pójdzie w górę?
– Nie lekceważyłbym zespołu z Bydgoszczy. Według mnie jest on jednym z faworytów do awansu. Natomiast oczywiście drużyna z Chełma jest głównym pretendentem do wygrania rozgrywek I ligi. Zagramy z nią na wyjeździe, więc czeka nas trudny mecz. Mam nadzieję, że stworzymy fajne widowisko.
Sentymentalny powrót
To na koniec zapytam jeszcze o pana powrót do Radomia. Do Czarnych powrócił pan do Czarnych. Można zatem powiedzieć, że historia zatoczyła koło?
– W pewnym sensie na pewno tak. Przez ostatnie siedem sezonów grałem w Suwałkach, wcześniej przez dwa w Zawierciu i rok w Szczecinie, więc miałem dziesięć sezonów przerwy od gry w Radomiu. Jest to dla mnie więc sentymentalny powrót. Cieszę się, że mogę zagrać w swoim rodzinnym mieście i mam nadzieję, że na parkiecie będę spisywał się przynajmniej tak samo dobrze, jak w momencie, kiedy miałem możliwość grać tutaj jedenaście czy dwanaście lat temu.
Zobacz również
Zwycięski debiut trenera. Krzysztof Michalski: Nasze aspiracje sięgają wyżej
źródło: inf. własna