– Tak to jest na najwyższym poziomie, że czasami takie mecze kończą się wynikiem 3:0, bo jedna drużyna lepiej się prezentuje danego dnia i tak to bywa. Ciężko mi też powiedzieć, dlaczego nie było pięciu setów – mówił w rozmowie ze Strefą Siatkówki Patryk Łaba, przyjmujący Aluronu CMC Warty Zawiercie.
Krzysztof Sarna, Strefa Siatkówki: Co czułeś, kiedy obserwowałeś pierwsze dwa sety tego spotkania z perspektywy kwadratu?
Patryk Łaba: – Czułem, że jest to bardzo ciężki mecz, bo trzeba przyznać, że jastrzębianie w polu serwisowym postawili bardzo trudne warunki. Trudno nam się grało. Mimo to wydaje mi się, że utrzymywaliśmy w przyjęciu większość piłek. Niektóre zagrywki były takie, że trzeba je zaakceptować. Gdzieś as do linii – akceptujemy to. Nie byliśmy na swoim normalnym poziomie zagrywki i można to było odczuć. Nie myślałem za dużo. Po prostu trzymałem kciuki i starałem się obserwować, co się dzieje w meczu i co mogę podpowiedzieć chłopakom, którzy są na boisku.
Trzeba otwarcie powiedzieć, że w tym meczu nie wyglądaliście jak najlepiej zagrywająca drużyna w lidze. Coś, z czego słynęliście w poprzednich starciach, tym razem zawiodło. Gdzie można upatrywać przyczyny?
– Gdyby było wiadomo, co zmienić jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki to myślę, że siatkówka nie byłaby taka emocjonująca, bo każdy zagrywałby najlepiej, jak tylko może. To zależy od dyspozycji dnia. Jak to się mówi – czasami zagrywka “siedzi”, a czasami nie “siedzi”. W tym meczu nie “siedziała” nam tak, jak zazwyczaj.
Wielka rzesza osób liczyła na to, że spotkanie niezależnie od zwycięzcy zakończy się po pięciu setach. Tymczasem jego przebieg był specyficzny, bowiem po obu stronach pojawiło się wiele błędów, zabrakło wymiany ciosów, a elementem, wokół którego wszystko się rozwiązało wydawała się być obrona.
– Tak to jest na najwyższym poziomie, że czasami takie mecze kończą się wynikiem 3:0, bo jedna drużyna lepiej się prezentuje danego dnia i tak to bywa. Ciężko mi też powiedzieć, dlaczego nie było pięciu setów. Bardzo chcieliśmy odwrócić losy meczu, ale jastrzębianie byli od nas lepsi w końcówkach.
W trzecim secie zastąpiłeś na boisku Trevora Clevenot. Nie brakowało mocnych uderzeń z lewej flanki w twoim wykonaniu. Jedno utkwiło mi szczególnie w pamięci, ale nie udawało się dobić do pomarańczowego.
– Jestem akurat do tego przyzwyczajony, bo często trenuję przeciwko Luke’owi Perry’emu i czasami też jest się ciężko dobić do parkietu, bo on wszystko łyka. Taki jest sport. Jastrzębski Węgiel jest najlepszą drużyną po rundzie zasadniczej, a my drugą, więc to normalne, że będą obrony i takie piłki, które teoretycznie powinny być punktowane – będą podbijane.
To twój pierwszy finał mistrzostw Polski. Jakkolwiek nie zakończyłby się on dla was, to jest to twój najlepszy sezon w życiu, bo masz gwarantowane dwa sukcesy. Jakie to uczucie?
– Nie zastanawiam się nad tym za dużo. Na pewno cieszę się z finału mistrzostw Polski, ale nie pozwalam sobie myśleć, że mamy cel minimum, czyli srebro, bo nie chcę się rozpraszać. Cały czas walczymy o złoto. Mam nadzieję, że w weekend czekają nas dwa mecze. Liczę na to, że będziemy się cieszyć z dwóch trofeów najwyższej rangi w tym sezonie
Zobacz również:
Mateusz Bieniek: Jastrzębianie zrobili lepszy użytek z naszej hali
źródło: inf. własna