Mistrzostwa świata siatkarek wkraczają w decydującą fazę. Po dniu przerwy cztery najmocniejsze zespoły w sobotę powalczą o finał, a już w niedzielę poznamy nowe czempionki. Broniące ponownie Serbki są już poza turniejem, zęby na sukces ostrzą sobie fenomenalne Włoszki. Kto oprócz obrończyń tytułu nie wytrzymał ciśnienia?
Grupa grupie nierówna
Na pierwsze niespodzianki w tegorocznych mistrzostwach świata siatkarek kibicom nie przyszło długo czekać. Już w fazie grupowej doszło do paru niespodzianek, a połowa zespołów pożegnała się z marzeniami o sukcesie. W grupie A sensacja była daleko, a sama Isabelle Haak nie była w stanie wygrać Szwedkom całego turnieju. Następna grupa także nie zaskoczyła – po pewny awans sięgnęły Włoszki, a tuż za nimi uplasowały się Belgijki. W kolejnej grupie zaś na miano rozczarowania zapracowały Portorykanki. Zespół nie tak dawno temu walczył o awans do Ligi Narodów. W czempionacie globu wypadł natomiast poniżej oczekiwań, kończąc zmagania grupowe na ostatnim miejscu. Reprezentantkom Portoryko nie udało się wygrać ani jednego spotkania, a bilans setów 2-9, pozostawia wiele do życzenia.
Ciekawie było w grupie D, gdzie show skradły Amerykanki. Ze swojej szansy nie skorzystały natomiast ani Argentynki, ani Czeszki, a awans z 2. miejsca wywalczyły potencjalnie najsłabsze w stawce Słowenki. W takim przypadku forma dwóch pozostałych zespołów pozostawiała wiele do życzenia. W potencjalnej grupie 'śmierci’ – E, mogłoby być ciekawiej, gdyby nie zawód w postaci Bułgarek. Podopieczne Antoniny Zetowej były jednym z największych rozczarowań. Teraz zaś wszyscy obserwują działania tamtejszej federacji, patrząc włodarzom na ręce. W grupach F, G, H prym wiodły faworytki, a z awansu cieszyły się wówczas m.in. reprezentantki Polski.
Tonący statek
Bułgarki przed rokiem znalazły się w poważnych tarapatach. O progresie nie było co marzyć, a reprezentacja była pozbawiona jakiegokolwiek planu. Pozostawiona sama sobie drużyna tonęła, a remedium na porażki miała być zmiana szkoleniowca. Schedę po Lorenzo Micellim przejęła była gwiazda bułgarskiej siatkówki, która wcześniej grała w czołowych drużynach Europy, Antonina Zetowa. Trenerka z hukiem weszły na salony, zapraszając wcześniej skreślone koleżanki, które u poprzedniego szkoleniowcy były na cenzurowanym. Część z nich zdecydowała się zakończyć już karierę reprezentacyjnym, lecz nowa selekcjoner przekonała ich do wznowienia przygody z kadrą.
Reprezentacja nie błysnęła podczas turnieju towarzyskiego w Koszalinie, ale nie taki był cel tych sparingów. Przełamania nie przyniosła także Liga Narodów, lecz potencjał zespołu, który jest duży, znów nie był widoczny. Bułgarkom nie udało się błysnąć także na mistrzostwach świata. Choć trafiły one do grupy 'śmierci’, której stawka była bardzo wyrównana, to ostatnie miejsce w grupie i dopiero 27. lokata na koniec, budzi wiele zastrzeżeń. Po 'hańbie’, jak to określano w bułgarskiej prasie, mają polecieć głowy w tamtejszym związku. Na szczegóły jednak zapewne przyjdzie nam poczekać.
Bez gwiazdy, to jak bez ręki
Na próbę podczas czempionatu zostały wystawione także Serbki. Obrończynie tytułu brutalnie zmierzyły się jednak z prawdą, a ich czas pomału przemija. Na etapie 1/8 finałów drużynę wyeliminowała Holandia. I choć mecz zakończył się wynikiem 3:2, to pomarańczowe miały szansę zakończyć mecz szybciej. Po fiasku minionego sezonu i zwolnieniu Giovanniego Guidettiego, za sterami zespołu ponownie stanął 'ojciec’ wcześniejszych sukcesów, Zoran Terzić. Wiele od czasu poprzednich mistrzostw się jednak zmieniło. Serbska drużyna przeszła dużą metamorfozę, a szkoleniowiec sam podziękował za wcześniejszą współpracę doświadczonej Mai Ognjenović. Dodatkowo nowe pokolenie nie jest przyzwyczajone do twardej ręki Terzicia, co mocno odbiło się na drużynie.
W Lidze Narodów niespodziewanie Serbki znalazły się na granicy spadku. Mimo wszystko byłym hegemonkom udało się uciec spod topora. Już wtedy kadra częściowo musiała radzić sobie bez swojej gwiazdy. Gra ustępujących mistrzyń świata od lat oparta była na Tijanie Bosković, gdy jej brakuje, to sypie się cała gra. Tak też było na mistrzostwach świata. Choć Serbki awansowały do kolejnej rundy, to w drugim meczu fazy grupowej urazu kostki doznała właśnie Bosković. Atakująca była szykowana na 1/4 finałów, lecz do tych drużyna nie doszła, kończąc swoją przygodę z czempionatem rundę wcześniej.
Azja nie taka mocna?
Reprezentantek kontynentu azjatyckiego w stawce nie brakowało. Dotrwać do strefy medalowej udało się jednak wyłącznie Japonkom. Świetnie w grupie spisały się gospodynie turnieju, Tajki. Odpadły one jednak w 1/8 finałów, ulegając właśnie Japonkom – 0:3. Choć w derbach wrażeń nie zabrakło, a w końcówkach było nerwowo, to górą i tak były faworyzowane siatkarki z Kraju Kwitnącej Wiśni.
Prawdziwy blamaż mają za sobą zaś Chinki, które ostrzyły sobie zęby na dobry rezultat. Nawiązać do największych sukcesów się jednak nie uda, a do medalu zabrakło wiele. Drużyna spokojnie mogła znaleźć się w ćwierćfinale, bowiem po fazie grupowej naprzeciwko niej stanęła Francja. Trójkolorowe to turniejowe outsiderki, które z góry skazywane były na porażkę. A jednak! W rok po nieudanych igrzyskach Francuzki znalazły się na ustach wielu. Po rajdzie w grupie sprawiły kolejną sensację, pokonując Chinki – 3:1. W 1/8 świetnie się zaprezentowały i choć spotkanie nie było jednostronne, to i tak miały one o wiele więcej argumentów niżeli Azjatki, przebojem wdzierając się do się do ćwierćfinału, gdzie pechowo czekały na nie Canarinhos.
Nieudana zmiana sternika
Zawiodły również Kanadyjki, które pod wodzą Giovanniego Guidettiego nie zrobiły jakiegoś spektakularnego progresu. Po poprzednim sezonie federacja zdecydowała się zakończyć współpracę z Shannon Winzer, zastępując ją 'włoskim czarodziejem’. W tej relacji brakuje jednak wyraźnie chemii, a reprezentacja Kraju Liścia Klonowego wciąż stoi w miejscu. Choć coraz więcej zawodniczek obiera za cel Stary Kontynent, to nawet Guidetti nie jest w stanie poskładać z tego dobrze naoliwionej machiny. Tym samym po raz kolejny Włoch zawodzi w roli szkoleniowca. Po rozstaniu z reprezentacją Turcji, którą prowadził w latach 2017-2022, nie może on zagrzać miejsca na dłużej. Ma on za sobą nieudaną przygodę z Serbkami, a teraz do tego pomału dochodzi kolejna kadra.
Zespół osłabiony brakiem swojej frontmenki, Kiery van Ryk był raczej bezradnym chłopcem do bicia. Choć z grupy drużyna awansowała dalej ulegając jedynie Turczynkom, to później zaczęły się schody. Kanadyjki w 1/8 finałów spotkały się z pozbawioną błysku reprezentacją Stanów Zjednoczonych, przegrywając 0:3. Pytanie jaka przyszłość czeka 52-latka wydaje się zasadne, zwłaszcza, że federacja ostrzy sobie zęby, chcąc piąć się coraz wyżej. Coś zawiodło, pytanie pozostaje tylko co?
Wierzą w proces
Bez medalu w czempionacie globu pozostaną także Amerykanki, a więc zeszłoroczne wicemistrzynie olimpijskie. Z jednej strony sposób, w który drużyna pożegnała się z turniejem budzi zastrzeżenia, z drugiej zespół nie pokazał nic niezwykłego. W obecnej formie ciężko wyobrazić sobie siatkarki USA walczące o medale, a wielu kibiców z pewnością wolałoby w tym gronie zamiast nich zobaczyć np. Polki czy Francuzki. W ćwierćfinale jednak zespół wyeliminowały Turczynki, nie pozostawiając na rywalkach suchej nitki – 1:3. Dwa dobre sety to nie wszystko, a 'wyjściowy garnitur’ ekipy Daniele Santarelliego może imponować.
Igrzyska w Paryżu należy w wypadku tej kadry potraktować jako pewnego rodzaju cezurę. Ze stanowiska trenera po latach owocnej współpracy zrezygnował Karch Kiraly, obejmując reprezentację siatkarzy. Schedę po legendzie przejął nieznany szerszej publiczności Erik Sullivan, który wcześniej skupiał się na siatkówce akademickiej. Szkoleniowiec miał swoją koncepcję od początku, żegnając legendy i dając szansę nowym zawodniczkom. Liga Narodów była prawdziwym poligonem doświadczalnym, a Amerykanki nie znalazły się nawet w najlepszej ósemce. Na mistrzostwach awansowały z grupy z 1. miejsca. Potem pokonały Kanadyjki, ale w starciu z Turczynkami były bez szans. W zespole brak jeszcze zgrania i obyci na światowych salonach. Celem amerykańskich kadr jednak nigdy nie są mistrzostwa, a igrzyska olimpijskie. Wszystkie obecne zabiegi są po to, aby wyselekcjonować i w kolejnych latach ogrywać zespół, z jednym celem – igrzyska olimpijskie w Los Angeles w 2028 roku. Nie ma wątpliwości, że obie reprezentacje pokuszą się u siebie o sięgnięcie po złoto.
Drugi biegun
Kiedy jednak, jak nie na mistrzostwach zdumiewać sportowy świat? Tego zdania są zapewne reprezentantki krajów, którym kadrom narodowym udało się błysnąć w mistrzostwach świata. Faza grupowa miała wiele bohaterek, choć nie wszystkim z nich udało się awansować do kolejnego etapu. Z bardzo dobrej strony pokazały się m.in. Słowenki, które sensacyjnie zajęły 2. miejsce w grupie B, tuż za Amerykankami. Zespół wygryzł wyżej notowane Argentynki i Czeszki, rozgrywając świetne zawody. W 1/8 lepsze okazały się jednak Turczynki. Kolejną z drużyn, w kierunku której warto spoglądać w kolejnych latach jest Hiszpania. Kadra nie awansowała do 1/8 finałów, jednak w grupie napsuła krwi przeciwniczkom, urywając oponentkom łącznie aż 5 setów. Wszystko to dało im 3. miejsce w potencjalnie najbardziej wyrównanej stawce – grupie E.
Serca wielu kibiców podbiły natomiast Francuzki, które po blamażu na igrzyskach, wracają w wielkim stylu. Drużyna cały czas jest młoda i rozwojowa, a jej obecność w ćwierćfinałach na pewno będzie kolejnym kopem do ciężkiej pracy. Trójkolorowe zajęły 2. miejsce w grupie B, uznając wyższość Brazylijek. Następnie sprawiły niemałą niespodziankę ogrywając Chinki, które znajdowały się w szerokim gronie faworytów do podium. Choć Azjatki w tym sezonie nie błyszczą, to były zdecydowanymi faworytkami tego starcia. Za to jednak najbardziej kochamy sport, a wygrana 3:1, i kolejny awans Francuzek był jedną z sensacji. W ćwierćfinale jednak znów czekała je przeprawa z Canarinhos, i mimo, że zespół walczył do ostatniej piłki, dyktując przeciwniczkom trudne warunki, to końcowo musiał zejść z parkietu pokonanym – 0:3.
Historia pisze się na naszych oczach
Przed ogromną szansą stoją natomiast Turczynki i Japonki. Oba zespoły trafiły los na loterii pod tytułem dobra i stosunkowo łatwa drabinka. Turczynki są w świetnej formie, podobnie jak Azjatki, które grają ciekawą siatkówkę. Siatkarki z Kraju Kwitnącej Wiśni, choć trafiły na niestrudzone Holenderki, to jednak po ich stronie drabinka była wyjątkowo prosta, zwłaszcza po odpadnięciu z gry Serbek.
Nie dziwi obecność w strefie medalowej murowanych faworytek do tytułu, Włoszek, oraz częstych bywalczyń 'pudeł’, Brazylijek. Dwie pozostałe drużyny natomiast stoją przed szansą na historyczny rezultat, czerpiąc z garściami z przebudowy pozostałych drużyn. Turczynki nigdy nie stanęły jeszcze na podium mistrzostw świata, a najlepszy rezultat udało im się osiągnąć w 2010 roku – 6. miejsce. Japonki natomiast po zapaści wracają na salony. Reprezentacja ma jednak w swojej kolekcji 7 krążków światowego czempionatu, w tym 3 złote – 1962, 1967, 1974. Jaki będzie skład tegorocznego podium? O tym przekonamy się już w nadchodzącą niedzielę.
Zobacz również:
Wyniki i terminarz mistrzostw świata siatkarek 2025