– Przed każdym sezonem miałem jakąś rozmowę z klubem z PlusLigi. Teraz stało się faktem, że w niej zagram. Jestem z tego powodu szczęśliwy – powiedział Mateusz Biernat, nowy rozgrywający Cerrad Enei Czarnych Radom.
Za panem sezon spędzony w Vfb Friedrichshafen zwieńczony wicemistrzostwem Niemiec i grą w play-off Ligi Mistrzów. Jest pan usatysfakcjonowany tym, co udało wam się osiągnąć?
Mateusz Biernat: – To był bardzo udany, ale mimo wszystko również trudny sezon. Podzieliłbym go na kilka etapów. Przez rundę zasadniczą przeszliśmy bez szwanku, grając też dobrze w Lidze Mistrzów. W rundzie zwycięzców, w której grały cztery najlepsze drużyny, zagraliśmy fatalnie. Ostatnim zwycięstwem utrzymaliśmy trzecie miejsce i mocno utrudniliśmy sobie walkę w play-off – rundę, którą mogliśmy skończyć zaś szybko na ćwierćfinale w Giesen i fatalnym wynikiem poza strefą medalową. Na szczęście w półfinale zagraliśmy już o wiele lepiej, a mieliśmy do dyspozycji tylko dziewięciu zdrowych zawodników przez większość tej fazy sezonu. Awansowaliśmy do finału. Tam już Berlin Recycling Volleys na dystansie każdego meczu udowodnił, że jest lepszym od nas zespołem. Ja po czasie z uśmiechem patrzę na ten srebrny medal.
Liga niemiecka, wcześniej włoska, czeska, polska I liga – trochę tego doświadczenia się zebrało. Który z tych kierunków był dla pana najbardziej owocny?
– Fakt, trochę tych kierunków było. Z każdego sezonu spędzonego za granicą coś wyniosłem. Byłem we Włoszech, grając przeciwko najlepszym siatkarzom na świecie, w lidze z niekwestionowanego topu, ale to była losowa sytuacja i jestem tego świadomy. Ten sezon będę pamiętał do końca życia, bo przegraliśmy wszystkie mecze w sezonie. Mimo tego mieliśmy zespół, który poszedłby za sobą w ogień i zawsze byliśmy gotowi bardzo ciężko pracować w dobrej atmosferze. Na pewno sezon ten pomógł mi dojrzeć emocjonalnie na boisku i zrozumieć jak gra się na wysokim poziomie.
W nowym sezonie wróci pan do Polski i zagra w Cerrad Enei Czarnych Radom. Długo zastanawiał się pan nad przyjęciem tej oferty? Może były jeszcze jakieś inne, ciekawe propozycje?
– Praktycznie w ogóle nie zastanawiałem się czy przyjąć ofertę z Radomia dlatego, że była konkretna. Od kilku lat jednym z moich celów była gra w Polsce w klubie PlusLigi. Nie jestem siatkarzem znanym w Polsce, bo większość kariery grałem w zagranicznych klubach – niekoniecznie obserwowanych przez polskich trenerów czy skautów i mam tego pełną świadomość. W Polsce grałem rok we Wrocławiu, ale niekoniecznie miło wspominam ten okres z wielu powodów. Nie jestem też siatkarzem, któremu telefon „płonie” od ofert, więc zdecydowałem się nie zwlekać.
Czy podpisanie kontraktu z Czarnymi, a co za tym idzie, możliwość gry w PlusLidze to spełnienie jednego z siatkarskich marzeń?
– Oczywiście, że tak. Czarni Radom to kawał historii związanej z siatkówką. PlusLiga to najlepsza liga na świecie. Bardzo cieszę się na nadchodzący sezon.
Długo musiał pan czekać na debiut w PlusLidze, bo dojdzie do niego dopiero w wieku 31 lat, ale chyba lepiej późno niż wcale? Czy w związku z tym odczuwa pan jakąś dodatkową ekscytację?
– Na pewno czuję ekscytację. Mam w PlusLidze wielu kolegów. W końcu będę mógł ich sprawdzić (śmiech). Przed każdym sezonem miałem jakąś rozmowę z klubem z PlusLigi. Teraz stało się faktem, że w niej zagram. Jestem z tego powodu szczęśliwy.
A jak zapatruje się pan na rywalizację o miejsce w składzie z Vukiem Todoroviciem, dla którego najbliższy sezon również będzie debiutanckim w PlusLidze?
– Osobiście nie znam Vuka, ale rozmawiałem o nim ze swoimi przyjaciółmi z Serbii. Wypowiadali się o nim tylko pozytywnie. Najważniejszy będzie sukces całego zespołu. Wierzę, że nasza rywalizacja będzie przyjacielska i zdrowa, dokładnie taka sama jak z Dejanem Vinciciem, którego serdecznie pozdrawiam.
źródło: inf. własna
