– Miałem kilka ofert, ale tylko dwie mi się spodobały. W połowie października uzgodniliśmy warunki rocznego kontraktu z Lvi, ale ze względu na zaostrzenia w Czechach nie pojechałem od razu do klubu. Lepiej dla mnie było zostać na Słowacji – powiedział Matej Patak, doświadczony przyjmujący, który dołączył już do zespołu z Pragi.
Koronawirus wpływa na rywalizację w europejskich pucharach. W ostatnim czasie z niedogodnościami muszą mierzyć się siatkarze Lvi Praga, którzy w 1/16 Challenge Cup mieli walczyć z rywalami z Jurmali. Czeska drużyna po wykonaniu testów, które dały wynik negatywny, udała się na Łotwę. Tam przeszła kolejne testy, z których dwa okazały się pozytywne, co doprowadziło do zamieszania, a mecz się nie odbył. – Jest to denerwujące. Żaden zawodnik nie chciałby znaleźć się w sytuacji, w której zamknięty jest w pokoju hotelowym bez możliwości ruchu, zamiast rozgrywać mecz, czyli robić to, po co przyjechaliśmy na Łotwę. Nie znaliśmy nawet ostatecznej decyzji co do meczów, bo ciągle coś było konsultowane w związku z testami na koronawirusa – nie ukrywał irytacji Matej Patak, doświadczony słowacki skrzydłowy.
Matej Patak niedawno przeniósł się do Lvi Praga, z którym związał się rocznym kontraktem. – Miałem kilka ofert, ale tylko dwie mi się spodobały. W połowie października uzgodniliśmy warunki rocznego kontraktu z Lvi, ale ze względu na zaostrzenia w Czechach nie pojechałem od razu do klubu. Lepiej dla mnie było zostać na Słowacji i trenować w Preszowie. Miałem na Słowacji dobre warunki do gry w siatkówkę i pracy nad kondycją fizyczną – dodał doświadczony przyjmujący.
W ostatnich tygodniach sport w Czechach został „zamrożony”. Jednak w końcu pojawiło się zielone światło do tego, aby siatkarki i siatkarze wznowili treningi i rozgrywali mecze w pustych halach. – Do tej pory odbywaliśmy treningi poza Pragą. To było coś nowego i niestandardowego. W końcu będziemy mogli normalnie trenować, więc wszyscy jesteśmy bardzo szczęśliwi – zakończył Matej Patak.
źródło: inf. własna, svf.sk