Liga Narodów pomału zbliża się do końca, a w związku z tym kolejna drużyna przypieczętowała awans do półfinału. W 1/4 finałów Brazylijczykom nie straszni byli niżej notowani Chińczycy, zwyciężając – 3:1. Podopieczni Vitala Heynena mogą czuć niedosyt, będąc tegorocznym gospodarzem zawodów finałowych.
Potencjalna przepaść
Gospodarze turnieju z przytupem próbowali wejść w spotkanie, mając nadzieję na sprawienie niespodzianki. Taki też był plan Vitala Heynena, lecz pomiędzy frontmenami fazy interkontynentalnej, a przedostatnią drużyną rozgrywek była znacząca przepaść. Ciężko nie było oprzeć się wrażeniu, że Canarinhos pierwszego seta przespali, nieco lekceważąc rywala. Później jednak było już wyłącznie lepiej – 3:1.
Sensacja wisi w powietrzu?
Początek spotkania dodawał wiatru w żagle Azjatom, którym udało się wytrzymać tempo przeciwników. Po pierwszych perturbacjach na tablicy wyników pojawił się remis – 7:7, a oba zespoły zaczęły grać ze sobą punkt za punkt. W dłuższej perspektywie nikomu nie udawało się odskoczyć z rezultatem na tyle, aby zbudować sobie bezpieczną przewagę – 12:13, 19:18. Tak też pozostało do końca, a o losach seta musiała zadecydować przedłużająca się gra na przewagi. W dużej mierze taki stan rzeczy był zasługą Wen Z.H., który w pojedynkę zdobył aż 10 punktów. Ponownie impasu nikt nie mógł przełamać. Ostatecznie, ku uciesze lokalnych kibiców, sztuka ta wyszła Chińczykom, a na miano bohatera zapracował Li Y.Z. blokując rozpędzonego Alana Souzę – 31:29.
Powrót na właściwe tory
W kolejnych setach Kanarki nie dały się już zwieść, a Bernadro Rezende mógł odetchnąć z ulgą. Choć druga część meczu długo należała do wyrównanych, a później na prowadzeniu znalazły się Chiny – 15:13, to outsider pomału tracił błysk. Wszystko zaczęło się zmieniać od remisu po 17. Presja wywierana zagrywką przyniosła oczekiwany efekt – 23:17. Nie bez znaczenia była również skuteczność w ataku, a set zakończył się pewną wygraną Brazylijczyków – 25:19. Wciąż karty rozkładał Alan, który tym razem miał do pomocny kolegów. Cenne 'oczka’ dokładał Matheus Bispo dos Santos. Świetnie zaprezentował się także Fernando Gil Kreling, wykorzystując swoje szanse. Pozostawieni sami sobie Yu Y.T. i Li Y.Z. nie stanowili przeszkody dla daworytów.
Azjatom zabrakło argumentów również w trzecim secie, który w ich wykonaniu był najgorszy. Już w pierwszych minutach rezultat się rozjechał – 9:6, 17:12. Po chińskiej stronie siatki pojawiło się wiele niedokładności, a Heynen co chwila desygnował do gry coraz to nowszych zmienników. Nic jednak nie przynosiło oczekiwanej poprawy, a światowy gigant robił co chciał – 25:16. Liderzy wciąż nie zawodzili, a do grona tego dołączył w końcu Lukas Bergmann, któremu wtórował Flavio Resende Gualberto.
Na ostatniej prostej gospodarzom udało się nieco bardziej powalczyć. Postawieni pod ścianą Chińczycy mieli jeszcze nadzieję na przedłużenie gry, nie chcąc zawieść własnych kibiców. Znów podopieczni Belga zaczęli odważnie dyktować reguły – 4:1, ale reakcja przeciwników była natychmiastowa – 8:8. Canarinhos dopiero w końcówce udało się odskoczyć z wynikiem, ponownie przechylając szalę zwycięstwa na swoją stronę – 25:21. Ostatnie słowo należało zaś do Alana Souzy, który blokiem pokarał Wanga B.
Brazylia – Chiny 3:1
(29:31, 25:19, 25:16, 25:21)
Składy zespołów
Brazylia: Alan (26), Matheus (9), Honorato (2), Fernando (5), Bergmann (10), Flavio (6), Maique (libero) oraz Matheus G., Lucarelli (6), Arthur, Darlan (4)
Chiny: Wen Z.H. (15), Yu Y.T. (10), Yu Y.C. (3), Li Y.Z. (8), Peng S.K. (2), Wang B. (6), Qu Z.S. (libero) oraz Li T.Y. (libero), Jiang C. (11), Wang H.B., Ji D.S. (1), Zhang Z.J. (4)
Zobacz również:
Wyniki i terminarz siatkarskiej Ligi Narodów mężczyzn 2025