FIVB chce rozegrać Ligę Narodów 2021 w pełnej formule. Czy to nie jest zbyt wielki optymizm w dobie pandemii?– Może być tak, że z powodu pandemii niektóre kraje będą miały problemy ze zorganizowaniem turnieju albo uczestniczeniem w rozgrywkach. To oczywiste, że nikogo nie będziemy zmuszali do gry, najważniejsze będzie zdrowie siatkarzy, sztabów i kibiców – mówi Mirosław Przedpełski.
Pięć weekendów, po dwadzieścia turniejów żeńskich i męskich na czterech kontynentach. Światowa Federacja Piłki Siatkowej kilka dni temu ogłosiła terminarz Ligi Narodów na 2021 rok. Jest bardzo optymistyczny, bo zakłada rozegranie 120 meczów kobiecych i tylu samo męskich w samej tylko fazie grupowej. Po niej mają się odbyć turnieje finałowe w Chinach (panie) i we Włoszech (panowie).
– Spokojnie. Jesteśmy przygotowani na każdy scenariusz i zakładamy modyfikację formuły, jeśli COVID-19 pokrzyżuje plany. Na razie przymierzamy się do pełnej wersji Ligi Narodów, licząc na to, że pandemia odpuści albo w użyciu będzie szczepionka. Do pierwszego turnieju zostało jeszcze dziewięć miesięcy, bardzo dużo może się przez ten czas wydarzyć – mówi w rozmowie z „PS” członek zarządu FIVB Mirosław Przedpełski. Zapewnia, że w razie wycofania się któregoś z zespołów, federacja nie będzie wyciągała żadnych konsekwencji. – Może być tak, że z powodu pandemii niektóre kraje będą miały problemy ze zorganizowaniem turnieju, albo uczestniczeniem w rozgrywkach. To oczywiste, że nikogo nie będziemy zmuszali do gry, najważniejsze będzie zdrowie siatkarzy, sztabów i kibiców – mówi Przedpełski.
Terminarz, który ogłosiła FIVB to kalka kalendarza, który był przygotowany na 2020 rok. Z wiadomych względów, impreza została odwołana i teraz światowa federacja próbuje przenieść ją w całości na 2021 rok. Dla męskiej reprezentacji Polski ten kalendarz jest wyjątkowo łaskawy, bo drużynę Vitala Heynena czeka tylko jedna „wycieczka” poza Europę. W czwartej kolejce biało-czerwoni mają się zmierzyć w Toyamie z Japonią, Niemcami i Kanadą. Poza tym mają zagrać w rosyjskim Jarosławiu, we Francji oraz w dwóch turniejach w Polsce. Zgodnie z poprzednimi planami polskie edycje miały się odbyć w Tauron Arenie Kraków i Atlas Arenie. Umowy nadal są ważne i jeśli miasta nie zrezygnują z organizacji, właśnie w Łodzi i Krakowie kibice będą mogli zobaczyć w akcji mistrzów świata. O ile oczywiście mecze będą się odbywały z udziałem kibiców, bo wcale nie jest to pewne.
Trzy kontynenty odwiedzą w ramach przyszłorocznej edycji Ligi Narodów nasze panie, które będą walczyły kolejno: we Włoszech, Belgii, Kanadzie, we Wrocławiu oraz w Chinach. – Taki sam plan mieliśmy na ten sezon. Miejmy nadzieję, że w 2021 roku Liga Narodów się odbędzie, bo dla nas obok mistrzostw Europy to priorytetowa impreza – mówi „PS” selekcjoner reprezentacji Polski kobiet Jacek Nawrocki. Dla naszych siatkarek, które nie zakwalifikowały się niestety do igrzysk olimpijskich, celem w przyszłym roku będą medale Ligi Narodów i mistrzostw Europy. – Obie imprezy są dla nas bardzo ważne i w obu postaramy się wystawić jak najmocniejszy skład – deklaruje trener.
Ostatni turniej rundy interkontynentalnej Polki rozegrają w chińskim Jangmen i jeśli wywalczą awans do Final Six, będą musiały wrócić do Chin dwa tygodnie później. – Ten termin nie jest zbyt szczęśliwy, bo żaden zespół nie zostanie w Azji przez ponad dwa tygodnie. Podobną sytuację mieliśmy zresztą w 2019 roku, gdy ostatni turniej fazy grupowej rozegraliśmy w Korei Płd. Po nim wróciliśmy do kraju, by po kilku dniach znowu być w samolocie do Azji – mówi Nawrocki. Oby tylko takie problemy miał na głowie, bo to by oznaczało, że Liga Narodów zostanie rozegrana, a biało-czerwone po raz drugi z rzędu zagrają w turnieju finałowym.
Autorem jest Kamil Drąg – więcej w Przeglądzie Sportowym
źródło: Przegląd Sportowy