Kamil Semeniuk rozgrywa najlepszy sezon w karierze i jest jednym z najlepszych zawodników obecnych rozgrywek. W swoim pierwszym w życiu finale Ligi Mistrzów sięgnął po złoto z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle. – Gdy pokonaliśmy faworyta całych rozgrywek, pomyślałem: „Skoro przeszliśmy ich, to trzeba brać całą pulę” – zdradza przyjmujący ZAKSY.
Spełniło się wielkie marzenie chłopaka, który jeszcze kilka lat temu stał w kotle wśród kibiców zespołu z Kędzierzyna-Koźla?
Kamil Semeniuk: – Wtedy nawet nie myślałem, że kiedykolwiek zagram w ZAKSIE, a co dopiero, że wygram z nią Ligę Mistrzów. Ja myślałem krok po kroku, z chłodną głową. Najpierw chciałem po prostu dostać się do zespołu, a później wywalczyć miejsce w pierwszej szóstce. Udało mi się rozegrać cały sezon od początku do końca, zdobywać punkty i świętować trofea z ZAKSĄ. To coś wspaniałego i mam nadzieję, że jeszcze przez parę lat będę przyczyniać się do jej sukcesów.
W którym momencie uwierzył pan, że możecie wygrać Ligę Mistrzów?
– Po pokonaniu Cucine Lube Civitanova w ćwierćfinale. To było wielkie osiągnięcie pokonać faworyta całych rozgrywek. Wtedy pomyślałem: „Skoro przeszliśmy ich, to trzeba brać całą pulę”.
Wydawało się, że najtrudniejszych rywali macie za sobą – najpierw pokonaliście Cucine Lube, a później w półfinale wyeliminowaliście Zenit Kazań. Jednak Trentino także się obawialiście ze względu na ich atomowe zagrywki.
– Trentino też przeszło kawał drogi do tego finału. W końcu również pokonali w półfinale bardzo mocny zespół, czyli ekipę z Perugii. Wiedzieliśmy jak grają, że dysponują kapitalną zagrywką. Zwłaszcza Nimir Abdel-Aziz. Tym bardziej, że w hali w Weronie trudno się zagrywało. Widać było jak na początku każdy próbował znaleźć odpowiedni punkt odniesienia, by nie raziły reflektory zawieszone nad boiskiem. Kto trafił zagrywką, ten stwarzał zagrożenie rywalom. Przez pierwsze dwa sety my świetnie to robiliśmy, a później to Trentino znakomicie rozpoczęło trzecią partię. Serwis ustawił im tego seta.
Podobno Łukasz Kaczmarek cały czas narzekał na oświetlenie, ale jednak asem zakończył cały mecz.
– Nie tylko on na to narzekał. Nie oszukujmy się – nie powinno być tak, że w tak ważnym meczu jak finał Ligi Mistrzów, światła przeszkadzają zawodnikom. To my byliśmy najważniejsi, a nie otoczka. Wyszliśmy zwycięsko i to się liczy. Po takim meczu nie będziemy narzekać.
W którym momencie przełamaliście Trentino?
– Dwa pierwsze sety były w naszym wykonaniu wymarzone, ale spodziewaliśmy się, że Trentino złapie wiatr w żagle. Kiedy doszło do walki na przewagi w czwartym secie, to wiedziałem, że tylko kwestią czasu jest aż dopniemy to wszystko na swoją korzyść. W końcu mamy doświadczenie jak sobie radzić w takich sytuacjach.
Do finału LM przystąpiliście po przegranej walce o złoto PlusLigi. Co panu pomogło oczyścić głowę po tamtej porażce z Jastrzębskim Węglem?
– Szczerze mówiąc, to ja byłem zadowolony z tego wszystkiego, co osiągnęliśmy na polskich parkietach. W końcu Superpuchar i Puchar Polski, a do tego srebrny medal, to nie jest nic takiego. Po prostu mieliśmy kłopoty w play-off. Pojawiły się problemy kadrowe po urazie Pawła Zatorskiego, Skra Bełchatów była mocnym rywalem w półfinale, a w walce o złoto trafiliśmy na dobrze grający Jastrzębski Węglem. Byliśmy już finalistami Ligi Mistrzów, ale dobrze, że postawiliśmy kropkę nad „i”. Nie plujemy sobie w brodę, że nie wykorzystaliśmy szansy.
Jest pan zadowolony z osiągnięć i rozgrywa pan najlepszy sezon w karierze. Chyba nie może być lepiej.
– Gdybyśmy byli mistrzami Polski to już w ogóle byłoby kapitalnie. Złoto Ligi Mistrzów przykrywa wszystko, co było w PlusLidze. Takie osiągnięcie jak triumf w Lidze Mistrzów może nie powtórzyć się więcej w mojej przygodzie z siatkówką, a mnie udało się to już w pierwszym moim finale.
Jako triumfator Ligi Mistrzów pojedzie pan teraz na pierwsze w karierze zgrupowanie reprezentacji Polski.
– Ale to nie znaczy, że będę tam chodził i przechwalał się złotem (śmiech). W końcu są tam zawodnicy, będący mistrzami świata. Liczę, że koledzy z klubu pomogą mi się zaklimatyzować na zgrupowaniu, a ja będę czerpać radość z tego, że mogę być z reprezentacją, bo to ogromne wyróżnienie.
Rozmawiała Edyta Kowalczyk – Przegląd Sportowy
źródło: Przegląd Sportowy