Strona główna » Julia Szczurowska spełniła marzenie, ale przeszła przez piekło. „Siatkówka mnie uratowała” [wywiad]

Julia Szczurowska spełniła marzenie, ale przeszła przez piekło. „Siatkówka mnie uratowała” [wywiad]

inf. własna

fot. Bayram ÖRS / Besiktas Voleybol

Od dawna radzi sobie z przypiętą łatką trudnego charakteru. Sportowo staje się jedną z największych nadziei reprezentacji Polski. Po raz pierwszy dostała szansę założenia biało-czerwonej koszulki w kadrze seniorskiej. Ten sukces narodził się jednak z łez i niezwykle trudnych momentów. Julia Szczurowska przeszła bardzo trudną drogę. – Odkąd wyjechałam, moje życie przewróciło się o 180 stopni. Dla mnie to był bardzo ciężki sezon. Traciłam ludzi, których kocham tak szybko (…) Wydaje mi się, że tylko siatkówka mnie uratowała – opowiedziała w rozmowie ze Strefą Siatkówki.

Aleksandra Suszek (Strefa Siatkówki): Masz za sobą super sezon w Turcji. Najlepszy sezon w karierze – czujesz to?

Julia Szczurowska: – Na pewno jest to sezon w najlepszej lidze, w której do tej pory grałam, więc można powiedzieć, że przez to jest najlepszy. Był na pewno najtrudniejszy, przeciwniczki też wymagały dużo lepszej gry niż wymagały tego liga polska czy liga francuska. Ogólnie jestem bardzo zadowolona z tego, jak ten sezon wyszedł, mimo że zmieniałam klub w ciągu roku. Bardzo się cieszę, że dostałam szansę, żeby się pokazać w jeszcze lepszym klubie. Dodało mi to wiatru w skrzydła.

Reprezentacja Polski i… efekt Bartosza Kurka

W nagrodę w końcu znalazłaś się w szerokiej kadrze Polski. Jakie emocje tobie towarzyszą w związku z tym?

– Ciężko mi opisać te uczucie. Jest podekscytowanie, taki lekki stresik. Wypełnia mnie pozytywna energia i duma. Bo wiem, że w tym momencie spełniłam moje największe marzenie, największe marzenie mojego dziadka i mojej rodziny, żebym się w tej kadrze narodowej znalazła. Całe życie trenowałam, myśląc o tym, żeby reprezentować mój kraj.

Jednym zdaniem, jesteś „cała w skowronkach”.

– Ja nie mogę się przestać uśmiechać, jak o tym mówię. Cieszę się jak dziecko, nawet z takich najmniejszych rzeczy. Jak pojechałam na obowiązkowe badania sportowe do Warszawy, był tam Bartek Kurek. Już samo spotkanie z taką osobistością było bardzo miłe. Tak samo treningi, rozgrzewka… jestem szczęśliwa, jeszcze mi się to nie mieści w głowie. Mam nadzieję, że będę tu jak najdłużej bo samo bycie tutaj przynosi mi radość. Jakbym znów miała pięć lat i dostała wymarzoną zabawkę, niesamowite.

To jest w ogóle super historia. Na dobrą sprawę na co dzień też spotykasz takie osobistości, a jednak potrafią takie rzeczy cieszyć. Podobnie wyglądała twoja rozmowa ze Stefano Lavarinim?

– Rozmowa z trenerem Lavarinim jeszcze przede mną. Do tej pory trenowałyśmy z resztą sztabu, a Nicola Vettori pełnił rolę pierwszego trenera.

Czyli o powołaniu dowiedziałaś się w inny sposób?

– Otrzymałam standardowego oficjalnego maila z powołaniem. Ostatni raz rozmawiałam z trenerem Lavarinim 2 lata temu, gdy dowiedziałam się, że nie pojadę na zgrupowanie. Nie było to dla mnie łatwe, ale zależało mi na tym żeby wiedzieć co mogę poprawić i nad czym popracować aby w przyszłości dostać szansę. Zrobiłam krok do przodu a teraz będąc w kadrze chcę wykorzystać okazję do dalszego rozwoju aby stać się lepszą zawodniczką.

Trudny charakter czy mocna osobowość?

W kadetkach wyróżniałaś się znacząco. Dlaczego dopiero teraz wchodzisz do seniorskiej kadry? Mómieć na to wpływ Twój, rzekomo, trudny charakter?

– Powiem tak, cały czas mam przypiętą tę łatkę „trudnego charakteru”. Już się tym nie przejmuje. Uważam, że jestem bardzo rzetelną i pracowitą osobą. I taki sam feedback dostałam w Turcji. Więc uważam się za osobę z mocnym charakterem, ale nie trudnym. Częścią tego charakteru jest waleczność i twarda obrona moich wartości. Nie poddawałam się nigdy. Pomimo ciężkich przeszkód na mojej drodze, pomimo dwóch poważnych kontuzji, operacji w młodym wieku.

Mam wrażenie, że to, co w twoim stylu bycia jako siatkarki nie jest oceniane pozytywnie, w świecie męskiej siatkówki byłoby pożądane.

– Nie rozumiem takiej mentalności, że ten mocny charakter nie jest tak doceniany. Ja od nikogo nie oczekuję, żeby dawał mi coś za darmo, albo ktoś wyciągał do mnie rękę. Lepszy smak ma sukces, na który sama sobie zapracuję. Nie chciałabym, żeby ktoś dał mi szansę na wyrost. Absolutnie nie. Ale uważam, że czasami takie „ciężkie”, zawzięte czy nawet pyskate dzieciaki, warto obserwować, jak one się rozwiną, jak da się im trochę wiary i wsparcia. Bo z takich dzieciaków często wyrastają prawdziwe „walczaki”.

Na szczęście miałaś za plecami też prawdziwą ostoję – swojego dziadka.

– To była osoba, która nigdy nie ominęła żadnego mojego meczu. Oglądał mnie od najmłodszych lat – w młodziczkach, kadetkach, juniorkach, a potem ekstraklasie. Nie było meczu, który on by pominął. Jego największym marzeniem było to, żebym ja w tej kadrze zagrała i żeby on odśpiewał hymn na hali. Za każdym razem mi o tym przypominał. Niestety tego nie doczekał.

Ale z pewnością patrzy na ciebie z dumą. I trzyma kciuki, bo rywalizacja na twojej pozycji będzie jedną z najciekawszych w Lidze Narodów.

– Myślę, że dla trenera Lavariniego to będzie idealna sytuacja by sprawdzić nowe zawodniczki. Mamy zagwarantowane miejsce w finałach jako gospodarz, więc to dobry moment na testowanie. Szczerze powiedziawszy mam nadzieję, że dostanę szansę, by wejść na boisko chociaż w jednym turnieju i coś wnieść do tego zespołu. Samo bycie w kadrze to już jest wielki zaszczyt i honor. Za moje miejsce wiele dziewczyn dałoby się pokroić.

Jak wam idą pierwsze treningi? Sztab szkoleniowy może wam jeszcze poświęcić więcej czasu indywidualnie, bo jeszcze nie jesteście w pełnym składzie.

– Tak, na pewno. Teraz jest nas paręnaście. Treningi są dość intensywne, ale nie są jeszcze ciężkie. Powoli się wdrażamy. Myślę, że trochę nam to zajmie zanim się wszystkie zgramy ze sobą, złapiemy „vibe”.

Nieprzypadkowy numer na koszulce

Czy wybór numeru na koszulce ma dla ciebie jakieś większe znaczenie?

– Jedną z tych najważniejszych rzeczy na liście moich marzeń związanych z reprezentacją, było to, aby zagrać w jednej drużynie z Asią Wołosz. Zawsze chciałam wystąpić u jej boku. To była moja idolka sportowa odkąd byłam dzieckiem, tak samo jak Michał Kubiak czy Bartek Kurek. Strasznie mi się marzyło, żeby dostać się do kadry, między innymi też dlatego, żeby z nią zagrać.

A tymczasem pani kapitan zrobiła psikusa.

– Jak się dowiedziałam w zeszłym sezonie, że idzie na emeryturę reprezentacyjną… było mi bardzo smutno. Gratuluję Asi całej jej kariery, którą miała. To chodząca legenda i ma prawo przejść na emeryturę po tylu latach gry. Ale było mi smutno z tego względu, że ja wiem, że to marzenie moje już się nie spełni, żeby zagrać z nią kiedyś w kadrze. Dlatego pomyślałam, że ten numer to pewnego rodzaju hołd dla Asi Wołosz. Może nie zagram z nią razem na boisku, ale kto wie? Może jej numer na koszulce przyniesie mi szczęście? Właśnie, żeby trochę uiścić to moje już niemożliwe do spełnienia marzenie.

Nikt natomiast nie powiedział, że nie będzie wam dane zagrać kiedyś razem w klubie.

– To by było na pewno spełnienie marzeń. Ale myślę, że zanim ja dojdę do tak wysokiego poziomu klubowego, w jakim ona gra, o ile mi się to kiedyś uda to Asia zdąży zakończyć karierę.

Ale należysz do tych zawodniczek, które ligę włoską stawiają sobie za cel?

– Za cel stawiam sobie rozwój. W tym momencie najlepszym kierunkiem dla mnie jest Turcja. Jestem otwarta na inne ligi, ale póki co mam w Besiktas sporo do zrobienia i następny sezon jest dla mnie priorytetem. Moim wielkim marzeniem jest też gra w Brazylii. Charakterystyka ligi jest ciekawa, siatkówka bardziej temperamentna i fizyczna. Podoba mi się trochę szalona atmosfera na trybunach i ludzie, którzy mają inne podejście do życia.

Liga turecka ją pokochała…

W lidze tureckiej w tym sezonie miałyście mocny zespół. Dużo ciekawych i doświadczonych nazwisk. Co w takim razie wpłynęło na rezultat, czyli dopiero 10. miejsce?

– Zacznijmy od tego, że liga jest bardzo mocna. Ja do zespołu dołączyłam później niż początkowo miałam. W Besiktasie było sporo kontuzji. To był bardzo dobry zespół, tylko brakowało tam może jednej, czy dwóch zawodniczek w pewnym momencie.

Pytam o to głównie w kontekście tego, co zaskoczyło mnie niedawno. W klubie na przyszły sezon ze składu zostałaś tylko Ty.

– Dla mnie też jest to lekka niespodzianka, bo pierwszy raz jestem w takiej sytuacji. Natomiast już wiem, kto przychodzi na przyszły sezon, znam też nazwisko trenera. Nie jest to więc dla mnie jakaś wielka niewiadoma. Patrzę w przyszłość z optymizmem. Jedyne, czego żałuję to że nie będzie ze mną Olivii Różański.

Powiedziałaś na początku, że super czujesz się w Turcji. Kibice też przyjęli cię jak swoją.

– Tak, jest świetnie. Atmosfera w Turcji na meczach jest nie z tej ziemi. Na mecze przychodzi mnóstwo ludzi. Turcja żyje piłką nożną i żeńską siatkówką. Nawet męska siatkówka nie przyciąga tylu kibiców, co żeńska i jest to dla mnie nowością po graniu w Polsce. Ja bym powiedziała, że to są nawet prawdziwi fanatycy siatkówki. Ale to są naprawdę świetni ludzie, przychodzą z taką serdecznością. Nie ma tutaj żadnych negatywnych emocji, tylko jest ogromne wsparcie. Nawet jak ich klub nie wygrywa, to i tak czerpią satysfakcję i radość z samego kibicowania.

…ale i bardzo doświadczyła

Jak wiele zmieniła ta turecka przygoda?

– Odkąd tam wyjechałam, moje życie przewróciło się o 180 stopni. Wyjeżdżając, byłam kompletnie inną dziewczyną. Zarówno pod względem sportowym, jak i doświadczeń życiowych. Już na samym początku mojego kontraktu pojawił się stalker. Później zmarła moja przyjaciółka (Pilar Marie Victoria – przyp. red.), z którą grałam w jednym klubie we Francji. Dla mnie ten sezon psychicznie był bardzo ciężki.

Z Pilar byłyście blisko. Domyślam się, jakim szokiem była informacja o jej odejściu…

– Grałyśmy w jednym klubie we Francji, ale też znałyśmy się z poprzednich lat. Trzymałyśmy się razem. Byłyśmy bardzo podekscytowane, gdy okazało się, że zagramy razem w Turcji. Jej śmierć była tak nagła, że wytrąciła mnie kompletnie z równowagi. Ja nie wiedziałam, co się dzieje dookoła mnie. Nie mogłam się w ogóle pozbierać, ale wiedziałam, że od tego momentu będę grała nie tylko dla siebie, ale też dla niej. Dla mnie to był bardzo ciężki sezon. Traciłam ludzi, których kocham tak szybko. I tylko czułam, jak grunt spod nóg mi się usuwa. Dostałam taką możliwość od klubu, by po tym wszystkim wrócić do Polski. Wszystkie dostałyśmy kilka dni wolnego i każda z nas mogła wrócić do domu. Ale ja wiedziałam, że jeżeli otworzę tę Puszkę Pandory, to ja już nie wrócę z powrotem do Turcji. Po prostu nie dam rady. Siatkówka była moją jedyną ucieczką.

A niedługo później musiałaś mierzyć się z kolejną stratą.

– Cały czas walczyłam z tym, żeby dojść do siebie. I wtedy pojawiła się propozycja od Besiktasu. Byłam cała w skowronkach, bo Istanbul też był na mojej liście marzeń. Dziadek też był uradowany. Rozmawialiśmy, że nawet przywiozę mu koszulki Besiktasu, bo mieliśmy tradycję, że dostawał ode mnie koszulki z klubów, w których grałam. Zresztą, nie chodził w żadnych innych ubraniach tylko w koszulkach klubowych. Planował nawet przyjechać kibicować na mój mecz w Turcji. Ale później zachorował…. Nie wyszłam dobrze z jednej żałoby i już weszłam w drugą. Wydaje mi się, że tylko siatkówka mnie uratowała.

Jak poradziłaś sobie z tematem stalkera?

– Ta sytuacja miała miejsce jeszcze jak grałam w Bursie. Miałam ze sobą psa, z którym spacerowałam 3-4 razy dziennie. Z uwagi na fakt, że jestem wysoką blondynką w Turcji, wyróżniałam się w tłumie i ktoś, kto zna drużynę, po prostu musiał mnie zobaczyć. Początkowo wysyłał mi wiadomości na Instagramie, dając do zrozumienia, że wie, gdzie i kiedy wychodzę z psem. Potem zaczęły się groźby. Na policji niewiele mogli zrobić, póki nie miałam z nim konfrontacji. Na początku byłam strasznie spanikowana i po prostu się bałam. Musiałam się cały czas obracać przez ramię i patrzeć, czy faktycznie ktoś za mną nie idzie. No można zwariować. To był mężczyzna w średnim wieku. Raz widziałam go podczas spaceru z psem, jak mi pomachał – wcześniej ten sam samochód podjeżdżał pod mój blok.

TAURON Liga? Dostała sygnał

W przyszłym sezonie w Turcji będzie więcej reprezentantek Polski. Są rzeczy, które mogą je zaskoczyć z perspektywy obcokrajowca?

– Na pewno zdziwią się, jak bardzo ludzie tutaj są życzliwi. Myślę, że żadna z Polek przyjeżdżających do Turcji nie spodziewałaby się, że ludzie będą aż tak mili, wspierający. Ja się spotkałam z bardzo dobrymi ludźmi, odkąd tam wyjechałam. Mogę powiedzieć tylko same dobre rzeczy na ich temat i na temat tego kraju.

Cieszy, że wasz potencjał zostaje zauważony w mocnych ligach. Z drugiej strony – czy to jest sygnał ostrzegawczy dla polskiej ligi?

– Dziewczyny wyjeżdżają, bo za granicą dostają coś, czego nie dostają w kraju. Mogą to być większe pieniądze, chęć zdobycia nowych doświadczeń, nowe wyzwania czy lepsza liga a przez to nowe możliwości rozwoju.

PlusLiga

  • PlusLiga. Drużyna Strefy Siatkówki. Kto MVP sezonu? 

    PlusLiga. Drużyna Strefy Siatkówki. Kto MVP sezonu? 

  • PlusLiga. Ważna wiadomość od Tomasza Fornala. Ogłosił to całemu światu [wideo]

    PlusLiga. Ważna wiadomość od Tomasza Fornala. Ogłosił to całemu światu [wideo]

  • Kolejne pożegnania w częstochowskim Norwidzie

    Kolejne pożegnania w częstochowskim Norwidzie