Bardzo ważne spotkanie w kontekście walki o play-offy wygrali w sobotnie popołudnie gracze GKS-u Katowice, którzy we własnej hali zmierzyli się z Indykpolem AZS Olsztyn, czyli swoim bezpośrednim rywalem o miejsce w czołowej ósemce. Mimo braku swojego kapitana – Jakuba Jarosza – potrafili zaprezentować się z bardzo dobrej strony i zdominować swoich rywali zwłaszcza w początkowych fragmentach meczu. Wygrana 3:1, na ten moment, daje im upragniony awans do fazy play-off, ale podopieczni Grzegorza Słabego, aby na tym miejscu pozostać, muszą wygrać za tydzień z Cerrad Enea Czarnymi Radom oraz liczyć na potknięcie graczy MKS-u Ślepsk Malow Suwałki.
Ostatnie zwycięstwo katowiczanie odnieśli z Treflem Gdańsk 20 stycznia 2021 roku. Choć w międzyczasie mierzyli się z głównie z drużynami z ,,czuba” tabeli, to seria porażek sprawiła, że wypadli z czołowej ósemki walczącej o play-off i w meczu z Indykpolem AZS Olsztyn stanęli pod ścianę. Ewentualna porażka przekreślałaby ich szansę na miejsce wyższe niż 9. Po zwycięstwie 3:1 całą sytuację podsumował Jan Firlej. – Przełamaliśmy w tym spotkaniu serię niepowodzeń, która trochę trwała. Nawet mimo dobrego meczu z kędzierzynianami nie udało nam się zdobyć żadnego punktu, więc ta frustracja sportowa była. W zespole dało się odczuć, że mieliśmy już dość tych przegranych meczów i myślę, że to było widać szczególnie na początku tego spotkania, gdy zeszła z nas taka złość sportowa. Może troszeczkę za szybko zeszła, bo gdybyśmy utrzymali zaangażowanie z całego pierwszego seta do końca to mogłoby być 3:0 – ocenił. Katowiczanie rozegrali bardzo dobre spotkanie i tylko w trzecim secie oraz na początku czwartego dali dojść do głosu swoim rywalom. Ich gra mogła się podobać, gdyż była urozmaicona, skuteczna i momentami efektowna. – W tym meczu graliśmy dojrzale przede wszystkim na tych ciężkich piłkach i nie popełnialiśmy takich błędów, jakie nam się zdarzały wcześniej. Ponadto graliśmy cierpliwie i to wszystko nam się zwróciło w postaci kontrataków, czy zdobytych punktów może za drugim, trzecim, czy czwartym razem przy podejściu do kolejnego ataku, więc fajnie, że taka dojrzałość się pojawiła – dodał.
W trzecim secie trener Daniel Castellani zagrał va banque i dokonał wymiany czterech zawodników, co nieco zaskoczyło gospodarzy. Dodatkowo chyba zbyt szybko uwierzyli, że to spotkanie ,,wygra się samo”. – Zmiany troszeczkę zaskoczyły, chłopaki zaczęli lepiej grać, ale wydaje mi się, że nas cała sytuacja troszeczkę uśpiła. Odczuwałem na boisku takie ospanie i dekoncentracje. Z całym szacunkiem dla olsztynian, ale troszeczkę spuściliśmy z tonu, a oni złapali wiatr w żagle, ale najważniejsze, że do końca meczu utrzymaliśmy takie skupienie po tej przegranej partii i wygraliśmy za trzy punkty – stwierdził rozgrywający Gieksy.
Mecz ten miał duże znaczenie w grze o play-offy, gdyż obie drużyny walczą o ostatnie wolne miejsce w ćwierćfinale. Przy zbliżonych umiejętnościach sportowych wiadomo było, że duże znaczenie będzie miała umiejętność poradzenia sobie z presją wygrania tego meczu. Czy nasz rozmówca zgadza się ze stwierdzeniem, że psychika odgrywała dużą rolę podczas tego pojedynku? – Tak. Na pewno głowa miała duże znaczenie w tym meczu. Potwierdza to początek tego meczu, gdy wyszliśmy tacy naładowani, chcieliśmy rozerwać tą piłkę i na pewno był ten głód zwycięstwa oraz przełamania tej serii. W zeszłym roku żaden zespół nie wygrywał z nami za trzy punkty, a w tym roku wygląda to inaczej i częściej przegrywamy bez ugrania punktu. Narastała w nas taka agresja sportowa, która wylaliśmy sportowo na boisko pokazując, że potrafimy grać – dodał Firlej.
Już przed meczem było wiadomo, że w tym ważnym meczu nie będzie mógł wystąpić Jakub Jarosz, który zmagał się z urazem biodra. Do boju posłany został Wiktor Musiał, który nie mógł liczyć na zmiennika. Jak się później okazało, ten nie był potrzebny, gdyż atakujący GKS-u zagrał świetne zawody, zdobywając 24 punkty i nagrodę MVP. Świadczy to także o dużym potencjale całego zespołu. – O Wiktorze nie trzeba dużo mówić, bo wystarczy spojrzeć na zeszły rok, gdy Kuba wypadł i miał dłuższą przerwę. W tym czasie Wiktor zdobył jedną bądź dwie statuetki MVP i grał dobrze, więc dla nas w zespole to nie jest żadna niespodzianka, że się tak zaprezentował. W tym roku ma troszeczkę mniej szans, ale gdy już je ma to wykorzystuje ją w 100% – podsumował kolegę rozgrywający.
Wygrana pozwoliła graczom Grzegorza Słabego awansować na ósme miejsce, które premiuje ich do gry w play-offach. Przed nimi ostatnie spotkanie z siatkarzami Cerrad Enea Czarnych Radom. Jednak wygranie tego meczu nie gwarantuje im pozostanie na ósmym miejscu, gdyż w przypadku dwóch wygranej suwałczan to podopieczni Andrzeja Kowala będą się mogli cieszyć i przygotowywać do spotkań z kędzierzynianami. – Przed meczem w Olsztynie mieliśmy wszystko w swoich rękach, gdyż z kędzierzynianami się spodziewaliśmy ciężkiej przeprawy. W Olsztynie nie zdobyliśmy punktów, więc teraz musimy troszeczkę liczyć na potknięcie suwałczan. Nam został jeszcze mecz z radomianami, który w moim przekonaniu będzie bardzo ciężki. Według mnie ekipa Cerradu Enei Czarnych zagra na pełnym luzie, a wiadomo, że w takich meczach czasami wychodzi dosłownie wszystko, czego się tylko człowiek nie dotknie. Będziemy się musieli bardzo skupić i tak jak w meczu z olsztynianami wejść od początku nabuzowani i wtedy możemy walczyć o trzy punkty – dodał. Siatkarze MKS-u Ślepska Malow nie mają bardzo wymagających rywali, ale także na nich będzie ciążyć presja. Czy żółto-czarno wierzą, że ekipa MKS-u Będzin bądź Stali Nysa zagra na ich korzyść? – Wierzymy. Poza tą wiarą to musimy się skupić na swoim meczu, bo gdy my nie zdobędziemy trzech punktów to żaden korzystny wynik nic nam nie da. Natomiast fajnie by było w tych play-offach się znaleźć. Jeżeli wygramy to będziemy mieć nadzieję, że w tej ósemce będziemy, jeżeli nie to taki jest sport – zakończył.
źródło: inf. własna