Aluron CMC Warta Zawiercie 3:1 pokonała Asseco Resovię w polskich derbach Ligi Mistrzów. Wicemistrzowie Polski mieli kłopoty w pierwszym, przegranym po długiej grze na przewagi secie, ale od trzeciej odsłony wszystko było pod ich kontrolą. – Dopiero po trzecim secie było czuć, że jeśli wrzucimy trochę wyższy bieg, to jesteśmy w stanie wyjść na te kilka oczek z przodu, grać swobodniej – powiedział libero Warty Zawiercie, Jakub Popiwczak.
Polskie derby dla zawiercian
Aluron CMC Warta Zawiercie w polskich derbach Ligi Mistrzów wygrała 3:1 z Asseco Resovią Rzeszów. Dwa pierwsze sety były bardzo wyrównane, ale potem to zawiercianie przejęli inicjatywę i kontrolowali boiskowe wydarzenia. W trzeciej i czwartej partii wychodziło im praktycznie wszystko. – W sporcie ogólnie takie jest, że jak już się wygrywa kilkoma punktami, czy kiedy mieliśmy przewagi w postaci prawie 10 punktów, to naprawdę wtedy dziwne rzeczy potrafią się dziać i to szczęście ma się wtedy ogromne. Chwała zespołowi, że potrafiliśmy te przewagi budować, że potrafiliśmy kontrolować to spotkanie i bardzo się cieszymy z tego zwycięstwa. Asseco Resovia to jest niesamowicie groźny zespół, najgroźniejszy w naszej grupie, Ligi Mistrzów – mówił Jakub Popiwczak.
Tylko dwa sety walki
Wicemistrzowie Polski przegrali tylko bardzo długą, premierową partię. Libero zawiercian zdradził również, co trener Michał Winiarski mówił im na czasach, żeby pobudzić swoich graczy. – Mam wrażenie, że od samego początku meczu, na każdym czasie trener Winiarski powtarzał, “Panowie, jesteśmy lepsi, ale czasami brakuje agresji, brakuje ognia, czasami miny mamy na kwintę, ale jak tylko zaczniemy grać swoją siatkówkę i uwierzymy w siebie tak na 100%, to będzie dobrze”. Trzeba mu oddać cesarzowi co cesarskie, że miał rację – mówił z uśmiechem Popiwczak.
Nie ukrywał on jednak, że tak naprawdę Warta Zawiercie kontrolę poczuła dopiero w trzeciej partii, kiedy odskoczyła rywalom z Rzeszowa. – Dopiero po trzecim secie było czuć, że jeśli wrzucimy trochę wyższy bieg, to jesteśmy w stanie wyjść na te kilka oczek z przodu, grać swobodniej.
Pierwsza okazja na medal
Aluron CMC Warta Zawiercie ma za sobą wymagający czas. Rozegrała już całą rundę zasadniczą PlusLigi, a wszystko przez udział w Klubowych Mistrzostwach Świata. – Choć mam taki matematyczny umysł, ale nie liczyłem tego. Wydaje mi się, że takiego natężenia jeszcze nigdy w życiu nie miałem. Meczów mnóstwo, całą rundę zagraliśmy w miesiąc i chyba tydzień. Było ciężko. Odczuwamy to w swoich ciałach, w swoich głowach. Natomiast każdy z nas był tego świadomy, że tak będzie. Trener nam po początku uczulał, że musimy być twardzi, bo do końca grudnia nie będzie łatwo – potwierdził libero.
Warta Zawiercie to pierwszy polski zespół od 2018 roku, który weźmie udział w Klubowych Mistrzostwach Świata. – Do tej pory kalendarz PlusLigi nie dawał nam czasu, żeby myśleć o Klubowych Mistrzostwach Świata. Ja się bardzo cieszę, bo dawno polski zespół nie był na tym turnieju. Jastrzębski Węgiel mógł to zrobić w ostatnich latach, ale Warta Zawiercie zdecydowała inaczej. To będzie dla nas pierwsza szansa, żeby wrzucić coś do gabloty w sezonie. To będzie powariowana historia – podkreślił Popiwczak.
Zawiercianie do Brazylii, gdzie odbędzie się turniej, wylecą 12 grudnia, a pierwszy mecz czeka ich 17 grudnia, kiedy zagrają z Volei Renata. – Śmiałem się z Mateuszem Bieńkiem, że wreszcie mamy tydzień wolnego od meczu do meczu. W środę graliśmy z Asseco Resovią, a dopiero we wtorek kolejne spotkanie. Do tego oczywiście dochodzą przeloty, zmiana czasu, ale mamy wielu siatkarzy, którzy grali w reprezentacjach, więc są przyzwyczajenie dla nich rzeczy – podsumował Jakub Popiwczak.









