Jastrzębski Węgiel wrócił do gry po okresie kwarantanny. W swoim pierwszym meczu po przerwie podopieczni Luke’a Reynoldsa 3:0 pokonali Trefla Gdańsk, a sporo emocji dostarczyła zwłaszcza trzecia odsłona, w której gospodarze triumfowali po grze na przewagi. – Niepotrzebnie wdaliśmy się w taką wymianę, ale fajnie, że potrafiliśmy to wytrzymywać i pomimo małych problemów – rozstrzygnęliśmy ten mecz na swoją korzyść w trzech setach – mówił po wygranej libero Jastrzębskiego Węgla Jakub Popiwczak.
Prawie miesiąc trwał rozbrat Jastrzębskiego Węgla z ligową siatkówką. – Dobrze, że wróciliśmy – dla nas, dla klubu, dla kibiców, których co prawda nie mogło być w hali, ale pewnie ściskali kciuki przed telewizorami, a my daliśmy im to, czego wszyscy chcemy – mówił po pierwszym meczu po powrocie na boisko Jakub Popiwczak. Rywalem jastrzębian był Trefl Gdańsk, który także nie ma rytmu meczowego. W dwóch pierwszych setach dość spokojnie triumfowali jastrzębianie, to w trzecim końcówka była zacięta i rozstrzygnęła się dopiero po walce na przewagi. – Trochę niepotrzebnie te emocje, bo cały czas prowadziliśmy dwoma, trzema punktami. W końcówce to Trefl miał dwie, może nawet trzy piłki setowe. Fajnie, że Michał Szalacha w pewnym momencie wszedł i swoją nieprzewidywalną zagrywką zagrał asa i uspokoił chłopaków. Niepotrzebnie wdaliśmy się w taką wymianę, ale fajnie, że potrafiliśmy to wytrzymywać i pomimo małych problemów – rozstrzygnęliśmy ten mecz na swoją korzyść w trzech setach – ocenił libero Jastrzębskiego Węgla.
W trzeciej partii gospodarze do pewnego momentu kontrolowali wydarzenia na boisku, ale w kluczowym momencie trudnym serwisem popisał się Marcin Janusz i to on doprowadził do remisu w końcówce. – Myślę, że bardzo często myśli się, że jak ktoś wychodzi i bije mocno zagrywką, to ona jest najtrudniejsza na świecie, ale często to właśnie zawodnicy jak Toniutti czy Janusz pokazują, że chociaż mają trochę mniej siły, to potrafią swój serwis tak uplasować, że sprawiają problemy przyjmującym. Mimo tego, że rywale nie zagrywali źle, to my dawaliśmy sobie radę w przyjęciu – przyznał Jakub Popiwczak i dodał: – Wiemy, że Trefl Gdańsk miał w tym sezonie swoje problemy, ale jest też w dłuższym czasie treningu niż my. Mamy za sobą tylko tydzień, po tych kilku dniach spędzonych w domu. Cieszę się, że po tej kwarantannie wracamy i wygrywamy od razu za trzy punkty, bo wiedzieliśmy, że inne zespoły miewały z tym problemy i to jest bardzo cenne zwycięstwo – podsumował libero. Zarówno jastrzębianie, jak i siatkarze Trefla Gdańsk nie mają rytmu meczowego. O ile Jastrzębski Węgiel wrócił po kwarantannie, to podopieczni Michała Winiarskiego o odwołaniu ich poprzedniego spotkania dowiedzieli się zaledwie kilkadziesiąt minut przed jego planowanym startem. – Byłem zdziwiony, bo po tej przerwie wyglądaliśmy naprawdę dobrze, można powiedzieć, że nawet lepiej niż przed naszą kwarantanną. Wszyscy się stęsknili za siatkówką i są spragnieni, żeby przychodzić na tę halę, chociaż wiadomo, czasem się narzeka, ale jak doświadczyliśmy tygodnia w domu bez świeżego powietrza, to bardziej docenia się to, że możemy grać w siatkówkę i robić to, co kochamy – mówił Jakub Popiwczak.
Pandemia koronawirusa cały czas nie pozwala na spokojnie zaplanowanie kolejnych dni czy nawet tygodni. – My jako sportowcy jesteśmy taką grupą, która jest bardzo przyzwyczajona do planu tydzień do przodu. Wiemy, kiedy mamy trening, kiedy mamy zjeść i tak dalej. Teraz nie wiadomo czy mecz, który jest za dwie godziny nie zostanie przełożony. Trzeba się cieszyć tymi chwilami, które możemy spędzić na boisku i dawać z siebie maksa, bo nie wiadomo co będzie jutro i to jest trochę smutne – podsumował gorzko siatkarz Jastrzębskiego Węgla. Przed jego zespołem kolejne wyzwanie w postaci turnieju kwalifikacyjnego do Ligi Mistrzów i od wtorku będą walczyć w Rumunii o udział w fazie grupowej tych europejskich pucharów.
źródło: inf. własna