– Jeżeli traci się punkty bezpośrednio, a także nie dogrywa tych piłek, to trudniej gra się w ataku. Nie potrafiliśmy skończyć piłki w momencie, kiedy ta była przyjęta dobrze do siatki – powiedział w rozmowie ze Strefą Siatkówki Jakub Jarosz, atakujący GKS-u Katowice.
WARSZAWIANIE KONKRETNIE
Projekt Warszawa po raz drugi w bieżącym sezonie wygrał z GKS-em Katowice 3:0. Tym razem w ramach 17. kolejki PlusLigi. Pierwsze dwie partie w wykonaniu ekipy z Mazowsza były bardzo przekonujące, bowiem stołeczni wygrali je kolejno do: 18 i 14. Dopiero w trzeciej części meczu katowiczanie postawili się, ale i tak musieli uznać wyższość rywala z Warszawy, który przekonująco triumfował w całych zawodach. – Na pewno jest to przekonująca porażka. Warszawianie wygrali zdecydowanie. Pojawił się moment fajnej walki. Ten trzeci set wahał się, bo raz my prowadziliśmy, a przeciwnicy nas dogonili. Ponownie prowadziliśmy, by warszawianie odrobili straty. Jednak goście w najważniejszym i decydującym momencie pokazali, kto rządził przez cały mecz na boisku – powiedział Strefie Siatkówki Jakub Jarosz, atakujący GKS-u Katowice.
STARE PORZEKADŁO, CZYLI KTO ZAGRYWA TEN WYGRYWA
Podopieczni Piotra Grabana rozbili drużynę z województwa śląskiego zagrywką. Szczególnie wybitnie w polu serwisowym spisywał się Artur Szalpuk, który ustrzelił 4 asy serwisowe. Z kolei w ogólnym rozrachunku Projekt z samego pola serwisowego zapunktował 9 razy. – Na tym polega siatkówka. Jeżeli traci się punkty bezpośrednio, a także nie dogrywa tych piłek, to trudniej gra się w ataku. Nie potrafiliśmy skończyć piłki w momencie, kiedy ta była przyjęta dobrze do siatki. Były takie momenty, że zniwelowaliśmy tę przewagę na kilka punktów, ale ona z początku seta była na tyle duża, że te zrywy nie wystarczały na to, żeby dojść warszawian i doprowadzić do ciekawszej końcówki – mówił atakujący katowickiej ekipy, który wywalczył 4 (3 atak, 1 as) oczka i atakował ze skutecznością 30%.
ŚWIETNA ZMIANA
Trzecią partię w wyjściowym ustawieniu rozpoczął Damian Domagała. Kończył on piłkę za piłką na samym starcie, dając duży impuls ekipie z Katowic. Po jego atakach GKS prowadził 7:4. W całym meczu atakujący zdobył 11 (10 atak, 1 as) punktów i atakował ze skutecznością 71%. – Trzeba sobie powiedzieć szczerze, że Damian Domagała świetnie radził sobie w ataku, ale cały czas pojawiał się problem zagrywki. Gracze Projektu wyrządzili nam szkodę swoim serwisem. W pewnym momencie przyjezdni popsuli trochę zagrywek, ale w końcówce seta ponownie zaczęli zagrywać skutecznie – przyznał Jarosz.
NIE WYSTARCZYŁO
W poprzedniej kolejce katowiczanie niespodziewanie pokonali w Gdańsku miejscowego Trefla 3:2. Tym razem jednak zabrakło podopiecznym Grzegorza Słabego, by urwać chociaż seta siatkarzom ze stolicy Polski, czy sprawić ewentualną niespodziankę, co udowodniły pierwsze dwie partie. – Całkiem niedawno graliśmy mecz w Gdańsku. Również nie byliśmy faworytem, a wygraliśmy. Był to mecz walki. W starciu z Projektem również chcieliśmy podjąć rękawicę, ale jak widać, nie wystarczyło nam w nim umiejętności i siły. Żebyśmy rywalizowali z takimi zespołami, naprawdę musi się wszystko zazębić w naszych szeregach i wszystko musi nam się udawać, żebyśmy podjęli skuteczną walkę – zakończył Jakub Jarosz.
źródło: inf. własna