I liga mężczyzn. Przedostatnia kolejka rozgrywek to czas, w którym zespoły jeszcze mocniej muszą kontrolować swoje pozycje w tabeli. Jej wicelider mierzył się na wyjeździe z CUK Aniołami Toruń. Zespół wciąż walczący o utrzymanie pokazał się z bardzo dobrej strony. Nie wystarczyło to do zwycięstwa, natomiast doprowadzenie do tie-breaka dało im cenny punkt. Być może to właśnie on zaważy później o dalszych losach beniaminka.
Anioły Toruń zdecydowanie lepsze w ataku
W pełnej krasie weszli w to spotkanie gracze z Torunia. Od stanu 3:3 zaczęli porządnie pracować w polu serwisowym. Serię punktów zapoczątkował asem Mateusz Piotrowski, wkrótce zrobiło się 8:3 dla gospodarzy. Mimo całkiem dobrego przyjęcia, Lechia nie potrafiła kończyć swoich ataków. Bez wyrazu był Wiktor Musiał, który nie zapunktował ani razu, błąd za błędem popełniał Adrian Kopij. Anioły z kolei grali świetnie, bo w całym secie wypracowali 76% skuteczności w ataku. To miało duże przełożenie na wynik. W decydującym fragmencie seta było już 19:6 dla torunian, a cała zabawa skończyła się po ataku Roberta Brzóstowicza na 25:9.
Przebudzenie Lechii
Sytuacja odwróciła się w drugiej partii. Goście odskoczyli na 5:1. Do gry włączyli się Kopij i Musiał, za to zweryfikowany na siatce został Piotrowski. Nie do końca radził sobie też Sławomir Stolc. Bardzo długo w polu serwisowym pozostawał Kopij, który skutecznie odrzucał rywali od siatki. Gdy sam zepsuł serwis, tablica wskazywała rezultat 3:10. Blokiem próbował działać Łukasz Sternik, ale torunianom wciąż brakowało pierwotnej skuteczności w ofensywie. Jednak mimo straty 18:21 w końcówce zdołali odrobić na 22:22. Wszystko rozstrzygnęło się na przewagi, a decydujący punkt zdobył Filip Balasz.
Siatkarze z Tomaszowa Mazowieckiego kontynuowali passę w kolejnej odsłonie. Adrian Kopij posłał trzy asy z rzędu i w moment zrobiło się 7:1 dla gości. Torunianie mieli swoje problemy w przyjęciu, co doszczętnie obnażyli ich rywale. Na półmetku coś w końcu ruszyło, gdy sprawy w swoje ręce wziął Isbel Mesa Sandoval. Jego blok, a później atak zmniejszyły straty do 9:13. Przyjezdni nie chcieli jednak dopuścić do sytuacji z drugiego seta. Wywiązała się gra punkt za punkt (16:18, 18:20). Do remisu zdołał jeszcze doprowadzić Stolc, ale ostatecznie i tak goście byli lepsi.
Tie-break stał się faktem
Wyrównana walka toczyła się także w czwartej partii. Od stanu 4:4 inicjatywę przejęli torunianie. Wykorzystali oni kłopoty z przyjęciem Dominika Jaglarskiego, do tego doszły zepsute zagrywki i Anioły mieli w zapasie trzy „oczka”. W kolejnych akcjach powiększyli dystans do 15:9. Przyjezdni wciąż tkwili w martwym punkcie i oddawali kolejne punkty z zagrywki. Po ataku Stolca było już 19:12 dla Aniołów. Na niewiele zdała się trzypunktowa seria rywali. Tie-break stał się faktem, gdy na 25:20 asa posłał Bartłomiej Dorosz.
Goście postawili wszystko na jedną kartę. Ryzykowali na zagrywce, co pomogło im odskoczyć na 3:1. Świetną pracę wykonali Balasz i Hendzelewski. Wkrótce zapas Lechii wynosił cztery „oczka”. To był kluczowy moment seta, a torunianie już nie zdołali wyjść z niego obronną ręką. Mecz atakiem zakończył Balasz.
MVP: Dominik Jaglarski
CUK Anioły Toruń – Lechia Tomaszów Mazowiecki 2:3
(25:9, 25:27, 22:25, 25:20, 8:15)
Składy zespołów:
Anioły: Sternik (1), Kalinowski (4), Mesa Sandoval (14), Piotrowski (17), Stolc (13), Brzóstowicz (11), Podborączyński (libero) oraz Dorosz (1) i Surgut (10)
Lechia: Przybyłek (8), Musiał (16), Kopij (10), Nowak J. (9), Suski, Balasz (10), Jaglarski (libero) oraz Hendzelewski (9) i Kundera
Zobacz również:
Wyniki i tabela – I liga mężczyzn