– W 2003 roku przed mistrzostwami Europy nie byłyśmy faworytkami. Nikt na nas nie stawiał. Z meczu na mecz robiłyśmy same sobie i kibicom niespodzianki. Obecna kadra też zaczęła je sprawiać – powiedziała była rozgrywająca reprezentacji Polski, Izabela Bełcik.
Biało-czerwone objawieniem Ligi Narodów
10 wygranych i tylko 2 porażki to bilans Polek w fazie interkontynentalnej Ligi Narodów. Dla pani taki wynik jest dużym zaskoczeniem?
Izabela Bełcik: Na pewno jest to bardzo duże zaskoczenie, ponieważ przed Ligą Narodów jeśli nasza reprezentacja byłaby w okolicach czwartego czy piątego miejsca, to i tak każdy byłby zadowolony. Seria wygranych na początku dziewczyny pięknie nakręciła. Potem przytrafiła się im porażka z Holenderkami, a po niej zaczęliśmy zastanawiać się czy czasami nie będzie to początek dołka, czy dziewczyny pozbierają się po tej porażce, ale wyszły na następny mecz, w którym wspaniale się odbudowały. Jest to bardzo budujące i pozytywnie zaskakujące.
Chociaż te mecze pokazały, że łatwiej im się gra z trudniejszymi rywalkami, a w spotkaniach z przeciwnikami będącymi na podobnym poziomie trudniej im jest odnieść zwycięstwo.
– W momencie, kiedy wszyscy wymagają od dziewczyn zwycięstwa i one są stawiane w roli faworyta, to te mecze rzeczywiście idą im gorzej. Muszą popracować nad tym, aby lepiej znosić taką rolę. Jak są zespołem, który atakuje, to wtedy grają super. Brak obciążenia mentalnego w głowie potrafi u dziewczyn zdziałać cuda. Popracować muszą jeszcze nad tym, aby w roli faworyta czuły się równie dobrze. Myślę, że nie będzie to dla nich wielki problem, bo jeśli nawet grają z potencjalnie lepszymi zespołami i przytrafia im się słabszy fragment gry i mogłyby się poddać, to jednak się nie poddają, cały czas walczą i ciułają punkty. Są skoncentrowane na kolejnych akcjach i to im przynosi kolejne zwycięstwa. Pokazały, że potrafią sobie radzić w trudnych sytuacjach. W meczach, w których są faworytkami, muszą od początku dobrze do nich podejść, bo rywalki też będą walczyły, bo w takich spotkaniach nie mają obciążenia psychicznego. Polki muszą nauczyć się grać takie mecze.
A zgodzi się pani z tezą, że ten dotychczasowy wynik w Lidze Narodów jest tym cenniejszy, że został osiągnięty bez Joanny Wołosz, która jest jedną z najlepszych rozgrywających na świecie?
– Oczywiście, że tak. Nawet bez Asi Wołosz, która dochodzi do siebie po kontuzji, nasz zespół prezentuje się całkiem nieźle. Wiadomo, że jest ona filarem drużyny, ale godnie zastąpiła ją Katarzyna Wenerska. Nie jest ona jedyną nieobecną w kadrze. W ostatnich latach podstawową przyjmującą reprezentacji była Zuzia Górecka, ale przez kontuzje nie ma jej w kadrze. Widzimy, że dziewczyny, które wchodzą za brakujące ogniwa, dają sobie świetnie radę. Dzięki temu nie widać dziur w kadrze, co jest bardzo budujące.
Siatkarki w wielu wywiadach podkreślają, że przełom nastąpił w mistrzostwach świata. Według pani ten turniej był właśnie nowym otwarciem tej reprezentacji?
– Jeśli tak mówią, to musimy im w to uwierzyć, bo one są w środku drużyny. Te mistrzostwa świata były trochę zaskakujące. Dziewczyny osiągnęły w nich bardzo fajny wynik. Grały jak równy z równym z najlepszymi zespołami. Przegrały niezapomniany mecz z Serbkami, ale bardzo postawiły się późniejszym mistrzyniom świata. Na koniec płakały, bo chciały osiągnąć więcej, ale już wtedy pokazały potencjał tej drużyny i udowodniły, że są w stanie sprawiać niespodzianki.
Nawiążą do ery „Złotek”?
No ale przecież dwa, trzy lata temu też potrafiły grać w siatkówkę, a jednak wyników nie było. Czy zatem Stefano Lavarini znalazł klucz do głów siatkarek? Sfera mentalna jest kluczowa do osiągania sukcesów?
– Widocznie na przestrzeni lat praca z poprzednim trenerem się wypaliła. Być może nowa myśl szkoleniowa i nowy impuls dał im wiatr w żagle. Ciężko mi powiedzieć czy obecnie lepiej trenują, czy inaczej myślą. Najważniejsze, że ta współpraca wygląda całkiem dobrze. Oby się ona nie wypaliła i obyśmy jak najdłużej mogli cieszyć się z sukcesów tej reprezentacji.
A czego spodziewa się pani po turnieju finałowym Ligi Narodów?
– Spodziewam się, że nasz zespół będący w roli faworyta pokaże twardą walkę i dźwignie ciężar tego meczu. Niech dziewczyny ugrają jak najwięcej. Na pewno przed nimi inne spotkanie, bo będzie to już walka o coś, o konkretne miejsca. Będzie to dla nich nowe doświadczenie. Mam nadzieję, że będą kontynuować dobrą grę i passę. Życzę dziewczynom, aby w końcu poczuły się świetnie w roli faworyta w spotkaniu z Niemkami.
A czy pani zdaniem obecna kadra jest w stanie nawiązać do sukcesów reprezentacji, w której częścią pani była, czyli słynnych „Złotek” Andrzeja Niemczyka?
– Jeśli dziewczyny cały czas będą sfokusowane, aby wygrywać, to moim zdaniem jak najbardziej. My w 2003 roku przed mistrzostwami Europy też nie byłyśmy faworytkami. Nikt na nas nie stawiał. Z meczu na mecz robiłyśmy same sobie i kibicom niespodzianki. Obecna kadra też zaczęła je sprawiać. Na pewno ta Liga Narodów pokazała, że Polki liczą się już zarówno w Europie, jak i na świecie. W mistrzostwach Europy czy kwalifikacjach olimpijskich będzie im o tyle trudniej, że rywalki będą bardziej skupiały się na naszej drużynie i będą wiedziały, że muszą zagrać na 120%, aby ją pokonać. Polki mogą mieć więc więcej problemów, bo będą jeszcze bardziej rozpracowane przez rywalki. Mam jednak nadzieję, że sobie z tym poradzą i że w końcu będą miały coś wymiernego na koniec tego sezonu. Liczę, że nie tylko będą zadowolone ze swojej gry, ale również dostaną jakąś nagrodę w postaci medalu mistrzostw Europy albo awansu na igrzyska olimpijskie.
źródło: inf. własna