– Przede wszystkim cieszy wygrana, bo dla nas to był ciężki mecz. Z zewnątrz może wyglądało to łatwo, ale na pewno doskwiera nam brak zwycięstw. Wiemy, że Nysa jest zespołem charakternym i jeśli pozwolilibyśmy im grać, to na pewno byłoby ciężko ich zatrzymać. Na szczęście w odpowiednich momentach potrafiliśmy przycisnąć i wygraliśmy za trzy punkty – powiedział po meczu Bartosz Filipiak.
W zwycięstwie zespołu z Bełchatowa kluczowa okazała się zagrywka. – Na początku może troszkę trudno było nam się wstrzelić zagrywką, ale były momenty, gdzie tą zagrywką ustawialiśmy sobie grę i mieliśmy spokój – zaznaczył atakujący Skry Bełchatów.
Na ten moment Filipiak zagrzał sobie miejsce w pierwszej szóstce i nie dopuszcza innych zawodników do gry w podstawowym składzie. Siatkarz jest jednak pewien, że każdy dostanie szansę na grę. – Myślę, że każdy będzie miał swoje pięć minut na boisku. Na mojej pozycji Dusan Petkovic jest naprawdę rewelacyjnym zawodnikiem, a ja w takich kategoriach na to nie patrzę.
Opinią po meczu podzielił się także trener zespołu z Nysy Krzysztof Stelmach. – Wynik jest, jaki jest. Nie ma wątpliwości, kto był lepszy na parkiecie. My graliśmy dwie akcje dobrze i nagle wpadał bezpośredni punkt. Nie zareagowaliśmy, nie podbiliśmy piłki, nie mogliśmy kontratakować. Skra to miała – bronili, atakowali, kończyli akcje w kontrataku. Różnicę zrobiła zagrywka. Mieliśmy kłopoty z trafieniem w boisko. Z kolei Skra bardzo dobrze punktowała i skracała nam tę zagrywkę tam, gdzie mieliśmy problemy. Jedni zawodnicy grali skróty, następni bardzo mocno zagrywali. W pewnym momencie jeszcze na początku się ratowaliśmy, ale czym dalej w las, tym było gorzej. Wygrała drużyna lepsza, ale my nie spuszczamy głów i dalej będziemy z przeciwnikami walczyć, żeby wygrywać mecze – podsumował trener Stali Nysa.
–Ja myślę, że kontrolowaliśmy spotkanie przez większy jego przebieg. Można powiedzieć nawet, że może poza jednym krótkim momentem w trzecim secie przeciwnik tak naprawdę nie wywarł na nas presji. A kiedy gra się bez presji to też jednak mimo wszystko atmosfera na boisku i zresztą pora, to że jest tak mało ludzi teraz w hali robi swoje. To są takie trochę senne mecze, ale cieszę się, że wiedzieliśmy kiedy wrzucić dwójkę, potem trójkę i przypilnowaliśmy wszystkiego, co trzeba zrobić – powiedział z kolei szkoleniowiec PGE Skry Michał Mieszko Gogol.
Trener bełchatowian odniósł się także do postanowień władz PLS odnośnie pojawiających się ostatnio przypadków zachorowań wśród siatkarzy. – Sytuacja, która w tej chwili związana jest z koronawirusem, jest na pewno bardzo trudna. Widzimy, że coraz więcej drużyn, coraz więcej zawodników jest zakażonych. Są coraz większe luki w terminarzu. Ja myślę, że ta decyzja to nie jest jakieś zaskoczenie i to nie jest nic jakiegoś szczególnie wybitnego. To jest naturalna decyzja, którą ktoś po prostu sformalizował i powiedział oficjalnie.
Trener Skry nie ukrywa jednak sceptycyzmu związanego z przekładaniem spotkań na późniejsze terminy. – Jak patrzę nasz terminarz w listopadzie, gdzie mamy mecze Ligi Mistrzów i sześć meczów ligowych z rzędu w systemie sobota-środa, to ja nie wiem, gdzie ktoś chce jeszcze upychać tam zaległe mecze. Tam nie ma gdzie upchnąć meczów tym drużynom, które grają w pucharach. Ponadto w regulaminie jest chyba przepis, że obie drużyny zainteresowane przyspieszeniem meczu muszą się na to zgodzić, a wiadomo, że tu również dochodzi dostępność hali. Niektóre drużyny muszą się nią dzielić z innymi drużynami. Dlatego ja myślę, że dobrze, że ktoś to powiedział i dobrze, że ten przepis jest. Natomiast uważam, że będzie go bardzo ciężko wyegzekwować i myślę, że tak naprawdę to spotkanie niekoniecznie może wiele zmienić – zakończył szkoleniowiec zespołu z Bełchatowa.
źródło: inf. prasowa, opr. własne
