Bartosz Bednorz od dłuższego czasu zmagał się z kontuzją łydki. Stąd jego brak w meczach polskiej reprezentacji. Teraz jest już gotowy do gry. – Korzystam z pomocy specjalistów – dietetyka, fizjoterapeutów czy osteopatów. Bardzo się do tego przykładam – mówi o swojej sytuacji.
Dbałość o zdrowie podstawą
Bartosz Bednorz po urazie łydki, którego nabawił się w trakcie sezonu ligowego wraca już dłuższy czas. Kontuzja Bednorzowi przydarzyła się w wyjazdowym meczu Asseco Resovii Rzeszów z francuskim Tours VB. Rzeszowianie wygrali go, ale stracili przyjmującego. Zastąpił go Lukas Vasina. To pierwsza tak długa przerwa przyjmującego w karierze. Mimo że ten starał się wrócić szybciej do gry – nie był w stanie w pełni wrócić też do formy. Ostatni odpoczynek mu się przydał i teraz jest w pełnej gotowości do rywalizacji w reprezentacji Polski oraz nowym klubie. Zagra bowiem w warszawskim Projekcie.
– W trakcie kariery rzeczywiście miałem różne urazy, ale nie przypominam sobie takiego poważniejszego, który by mnie wykluczył np. na pół czy cały sezon. Dzięki Bogu takich problemów nie miałem. Zdarzają się mniejsze, drobniejsze kontuzje, na które – niestety – nie do końca mamy wpływ, bo związane są z przeciążeniami organizmu, a każdy organizm reaguje inaczej. Robię wszystko, co mogę, by zapobiegać takim problemom i dbam o siebie najlepiej, jak potrafię. Korzystam z pomocy specjalistów – dietetyka, fizjoterapeutów czy osteopatów. Bardzo się do tego przykładam. Nie jestem już też najmłodszy, więc tym bardziej muszę o to dbać – zdradził w rozmowie z serwisem sport.pl.
Wielki nieobecny
Bartosz Bednorz był jednym z tych, których brak w składzie na igrzyska olimpijskie odbił się sporym echem. Przyjmujący był w dobrej formie i wielu stawiało właśnie na niego. Finalnie w składzie na paryskie zmagania go zabrakło. Był to dla niego bolesny moment w sportowej karierze.
– Igrzyska to impreza, która jest marzeniem każdego sportowca, nie tylko siatkarza. Udział w niej jest ogromnym wyróżnieniem i docenieniem ciężkiej pracy, którą się wykonało. U nas to wygląda troszkę inaczej, bo mówimy o sporcie drużynowym, z ograniczoną liczbą miejsc w składzie. Trener musi podjąć decyzję dotyczącą wyboru i ktoś musi zostać odrzucony. Tym razem to byłem ja i to było dla mnie bardzo ciężkie. Jeden z trudniejszych momentów w mojej karierze. Ale, dzięki Bogu, stało się to w momencie, w którym byłem już na tyle mocny psychicznie, by sobie z tym poradzić – zdradził Agnieszce Niedziałek reprezentant Polski