– Jestem jeszcze nauczycielem i cały czas widzę to w szkole. Jest ta postawa roszczeniowa, że młodzieży się należy, a nie do końca chce ona włożyć ilość tej pracy, która pozwoli osiągnąć dany cel, że to idzie ze sobą w parze. W momencie, kiedy pojawiają się pierwsze trudności, coraz więcej młodzieży po prostu odpuszcza – powiedział w rozmowie ze Strefą Siatkówki Andrzej Krzyśko, trener MKST Astry Nowa Sól.
Krzysztof Sarna, Strefa Siatkówki: Zauważyłem, że kilka minut po przegranym spotkaniu z MKS-em Będzin 0:3 sporo zawodników, jak i pan było jednak w dobrych nastrojach, co w sportowym świecie nie zdarza się przecież tak często.
Andrzej Krzyśko: Tak. Przegraliśmy to spotkanie, ale powiedzieliśmy sobie, że w tym sezonie już niczego nie możemy przegrać, a jedynie możemy coś wygrać. Wychodząc na boisko, chcieliśmy się troszkę postawić MKS-owi i próbować ugrać tyle, na ile nam pozwoli. Nie na darmo będzinianie przez cały sezon przegrali trzy mecze. W dodatku widać, że czują się świetnie w swojej hali. Głównym elementem była zagrywka. Myślę, że z taką zagrywką narobiliby troszkę zamieszania również w PlusLidze. Wiem, że te wartości podeszły pod 120 km/h i więcej, tak więc nie ma się czego wstydzić. Zagraliśmy to, na co jesteśmy aktualnie gotowi. Nie ma się co smucić. Na pewno wygraliśmy ten sezon. Robimy postępy jako klub, co roku jesteśmy wyżej. Myślę, że w Nowej Soli nawet nikt nie marzył o fazie play-off. Tak więc zrobiliśmy fajną rzecz. Wiemy, co poprawić i będziemy próbować na własnym terenie postawić się dla naszych kibiców, bo na pewno też dopiszą. Chcemy zagrać fajną siatkówkę, pokazać siebie, przyjedzie najlepszy zespół I ligi – to same plusy.
Tomasz Kryński powiedział, że na pewno trzeba poprawić przyjęcie. Zatem co jeszcze?
– Musimy poprawić przyjęcie tyle, ile się da. Zdecydowanie do poprawy pozostaje także granie na wysokiej piłce, bo jeżeli MKS zagra tak samo, to ta wysoka piłka będzie mieć znaczenie. Przy dużej ilości wysokich piłek popełnialiśmy bezpośrednie błędy. Trzeba ryzykować, ale nie wolno popsuć. Również należy zwrócić uwagę na zagrywkę. Flot pokazał, że można będzinianom przysporzyć troszkę problemów. Będziemy próbować.
Powiedział pan o rozwoju klubu. Czy zatem istnieje może długofalowy plan rozwoju klubu, który zakładałby jego rozwój w jeszcze większym stopniu?
– To już chyba pytanie do prezesów. Jest nowa wizja budowania zespołu. Będzie nowy trener. Z tego co wiem na dzień dzisiejszy – z aktualnego składu zostanie dwóch zawodników. Tak więc będzie wielka rewolucja. To wszystko na pewno wyjdzie wraz z czasem.
Czy dobrze zrozumiałem, że jest to pana ostatni sezon w Astrze Nowa Sól?
– Tak. Jako trener zespołu I ligi na dzień dzisiejszy jest to na pewno mój ostatni sezon.
Na dobrą sprawę na ostatnią chwilę doszło do zmiany waszego rywala w ćwierćfinale. Pierwotnie mieliście mierzyć się z Bogdanką Arką Chełm. Czy zatem taka sytuacja miała wpływ na przygotowania do rywalizacji z MKS-em Będzin, a może wręcz zaburzyła takie elementy jak taktyka, analiza wideo czy odprawa?
– Nie do końca. Z MKS-em Będzin graliśmy kilka tygodni temu, więc to wszystko było na bieżąco. Będzinianie nie robią roszad w pierwszej szóstce od jakiegoś czasu, więc to wszystko było prędzej przygotowane. Wiadomo, że doszło do tego kilka korekt. Nie ukrywam, że Arka Chełm gdzieś nam bardziej pasowała, która byłaby bardziej do ugryzienia. W dodatku te starcia z drużyną z Chełma nam wychodziły lepiej, u siebie wygraliśmy 3:0, a na wyjeździe przegraliśmy 1:3, gdzie mogliśmy również ugrać drugiego seta. Na pewno pierwsza wersja była bardziej pozytywna. To jest sport. Przygotowywaliśmy się tak, jak wcześniej zaplanowaliśmy po informacji, że gramy w fazie play-off, co by się nie wydarzyło w związku z odwołaniami. I tak byliśmy w najlepszej ósemce, co stanowiło dla nas wielką sprawę.
Czy pan sam osobiście interesował się tą sytuacją, zamieszaniem? W jaki sposób również dowiedzieliście się o zmianie rywala? Dla przykładu REA BAS Białystok o tym, że nie zagra w fazie play-off dowiedział się ze wpisu Lechii Tomaszów Mazowiecki za pośrednictwem Facebooka.
– My tak samo. Do tej pory oficjalnego komunikatu nie było. Nie wiem, czy prezesi takowy otrzymali, czy nie. Do nas nic nie dotarło. Dlaczego był walkower – wszyscy wiedzieliśmy. Natomiast dlaczego uchylono walkower – tego nikt nie wie. Na pewno do tej decyzji doszło za późno. Jeśli ktoś w PZPS-ie chciał podjąć taką decyzję, to mogli to zrobić przed świętami. Od środy do następnej środy był tydzień, tak więc można było tego dokonać zdecydowanie szybciej. Najbardziej poszkodowany jest BAS, bo nie wystąpi w fazie play-off. To na pewno niemiła niespodzianka. To mogło rozstrzygnąć się sportowo, ale skoro ugrali, zasłużyli, to myślę, że należało im się to miejsce.
Powiedział pan o ostatnim sezonie w Astrze. Czy pojawiły się zatem inne oferty bądź też, czy będzie pan prowadził jakiś klub w nadchodzącym sezonie?
– Wywodzę się z siatkówki młodzieżowej w Nowej Soli i mamy u nas SOS. Raczej wracam do tej młodzieżowej siatkówki – młodzik, minisiatkówka oraz tego typu rzeczy. To jest jakby moje naturalne środowisko. Tutaj zostałem postawiony przed dużym zadaniem. Myślę, że wywiązałem się w stu procentach w ubiegłym roku oraz w tym. Mam same pozytywne emocje i odczucia. Wynik mnie broni za wszystko.
Na pewno doświadczenie, którego nabrałem, pozwoli mi inaczej podejść do młodzieży. Bycie w sumie przez cztery lata w seniorskiej siatkówce, bo i II liga oraz awans i miniony rok w I lidze dużo pokazały, czego należy uczyć młodzieży. W tym roku przyszli młodzi zawodnicy. Widać, że ich oczekiwania są bardzo duże w stosunku do grania seniorskiego, a umiejętności nie zawsze pozwalają. Te oczekiwania u nich są bardzo wysokie. Chcieliby od razu za pstryknięciem palca być w pierwszej szóstce i grać. Rzeczywistość jednak pokazuje, że mamy bardzo silną ligę. To nie jest tak, że I liga jest czymś łatwym. Być może młodzież wyobraża sobie, przychodząc z II ligi czy z juniora, że będzie prosto, tymczasem spotyka się z poziomem o niebo wyższym. Na pewno mi to pomoże.
Czy roszczeniowość młodych w siatkówce jest większa względem dekady bądź piętnastu lat wstecz?
– Myślę, że chyba tak. Jestem jeszcze nauczycielem i cały czas widzę to w szkole. Jest ta postawa roszczeniowa, że młodzieży się należy, a nie do końca chce ona włożyć ilość tej pracy, która pozwoli osiągnąć dany cel, że to idzie ze sobą w parze. W momencie, kiedy pojawiają się pierwsze trudności, coraz więcej młodzieży po prostu odpuszcza.
Ci, którzy zrozumieją, że trzeba swoje popracować czy odstać w kwadracie i pomóc kolegom, całemu zespołowi z kwadratu czy na treningu, kiedy ten trening jest pozytywny i dobry – to cały zespół na tym korzysta. Niejednokrotnie powtarzałem, że nie wygrywają konkretni zawodnicy, którzy grają w danym momencie meczu. Trenujemy cały tydzień. Jeżeli oni zmuszą tę pierwszą szóstkę do większego wysiłku, to ma to naturalne przełożenie na jakość. Oni się jednak obrażają. W młodzieży jest mało pokory. Oczywiście zdarzają się perełki, ale te perełki pokazują później swoją pracą, że zachodzą daleko.
Najgorsze jest to, że taki zawodnik w wieku 14-15 lat kończy karierę. Przychodzi i mówi, że kończy karierę, bo wypadł z szóstki i że trzeba coś popracować. Tak to wygląda w młodzieżowej siatkówce, tej najmłodszej. Potrzeba na pewno dużo pokory i pracy.
Zobacz również:
Trzysetowe, ale zacięte pierwsze ćwierćfinały
źródło: inf. własna