Polityka ze sportem powinna mieć niewiele wspólnego, a jednak niestety – wciąż ma wiele. Na świeczniku znalazł się polityk Prawa i Sprawiedliwości, który mierzy się z oskarżeniami dotyczącymi wyłudzania pieniędzy poprzez rozliczanie tzw. „kilometrówek”. Jak ustalił portal sport.pl, także za czasów jego współpracy z Polskim Związkiem Piłki Siatkowej.
PODRÓŻE, KTÓRE SIĘ NIE ODBYŁY
Były już europoseł, Ryszard Czarnecki w przeszłości miał rozliczać swoje rzekome podróże z pieniędzy pozyskiwanych od Parlamentu Europejskiego. Tyle że tych podróży było aż nadto, a część z nich prawdopodobnie w ogóle nie istniała. Jak informuje portal sport.pl, polityk Prawa i Sprawiedliwości w latach 2009-2013 miał wykonać 243 przejazdy różnymi środkami transportu, które miał wykazać przed europarlamentem. Jego wyjazdy miały się równać z pokonaniem łącznie 250 tys. kilometrów, za które Czarnecki pobrał 900 tys. złotych.
Do Prokuratury Okręgowej w Zamościu sprawa trafiła już w 2020 roku. Aktualnie polityk mierzy się z zarzutami, przy których grozi mu nawet 15 lat więzienia.
„TROSZCZYŁ SIĘ” O SIATKÓWKĘ
Jak wiele wspólnego mają domniemane przewinienia polityka z polską siatkówką? Okazuje się, że sporo – w latach, gdy Ryszard Czarnecki pełnił funkcję wiceprezesa PZPS ds. międzynarodowych, dużo podróżował po kraju i poza nim. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie kolosalne kwoty przeznaczane na paliwo dla polityka oraz… środki transportu, jakie wybierał.
Biorąc na tapetę jego rachunki za podróże, polityk za kierownicą spędzał porównywalną liczbę godzin co zawodowi kierowcy ciężarówek. Rocznie na paliwo Czarneckiego miało zostać przeznaczane około 25 tys. złotych, co przez trzy lata pracy na rzecz związku dawało 74 tysiące 15 złotych i 65 groszy. A to tylko część pieniędzy, które otrzymał polityk – ta kwota dotyczyła bowiem tylko podróży między polskimi miastami. Czarnecki korzystał zarówno z prywatnych samochodów, jak i służbowego auta PZPS i nimi dojeżdżał do siatkarskich hal chociażby w Jastrzębiu-Zdroju, Zawierciu czy Bełchatowie.
Wedle wyliczeń portalu sport.pl, działacz rocznie robił około 80 tys. km. I to tylko w ramach pełnienia funkcji wiceprezesa PZPS. Dla porównania – zawodowy kierowca TIRa rocznie przejeżdża średnio około 87 tys. km. Przez trzy lata pracy w PZPS polityk przejechał 220 tys. km – to odległość porównywalna do pięciokrotnego okrążenia kuli ziemskiej. Polityk nie próżnował w swoich „wyjazdach” nawet wtedy, kiedy podczas pandemii polskie hale świeciły pustkami. – Koszty podróży służbowych nie były finansowane ze środków publicznych, lecz z własnych Polskiego Związku Piłki Siatkowej – przekazał sport.pl dyrektor pionu komunikacji PZPS Mariusz Szyszko. – Pan Ryszard Czarnecki nie otrzymywał uposażenia z tytułu delegacji.
TA SAMA PRAKTYKA W EUROPARLAMENCIE
Kolejne tysiące pobierał za „kilometrówki” i delegacje, które odbywał w Brukseli. Działacz za czasów bycia europosłem z Parlamentu Europejskiego pobierał kwoty, które łącznie zebrały się w wartość 900 tys. złotych. Polityk wskazał aż 18 pojazdów jako środki transportu, którymi się przemieszczał – część z nich w ogóle nie istniała.
Służbowe podróże to nie jedyne, czym zainteresowały się organy ścigania. W połowie września Czarnecki został też zatrzymany przez CBA. Usłyszał zarzuty o fałszowaniu dyplomów w Collegium Humanum. Działacz miał przyjąć korzyści majątkowe oraz „korzyści osobiste” od rektora uczelni, w zamian za otrzymanie dyplomu studiów podyplomowych dla żony.
Zobacz również:
Powrót francuskiej gwiazdy do rodzimej ligi zmienił siatkówkę. Fani w euforii
źródło: inf. własna, sport.pl