– Moja misja kończy się z ostatnim dniem kwietnia. Nie mam czasu martwić się tym, co będzie później – powiedział Zbigniew Bartman w rozmowie z Sarą Kalisz dla TVP Sport. Były siatkarz niedawno objął stanowisko trenerskie w jednej z czołowych polskich drużyn. Poprowadzi je do medalu mistrzostw Polski czy prezes ŁKS-u będzie musiał gorzko zweryfikować swoje decyzje po sezonie?
Zbigniew Bartman wybrał trenerkę – do siatkówki już nie wróci
Świat siatkówki w ostatnim czasie doświadczył lekkiego trzęsienia ziemi. Chyba nikt nie spodziewał się, że stanowisko pierwszego trenera czołowej drużyny TAURON Ligi obejmie Zbigniew Bartman.
Czy chociaż on sam się tego spodziewał? Nigdy wcześniej nie wiązał bowiem swoich planów z ławką trenerską. – To nigdy nie było na liście moich zawodowych marzeń. Zawsze powtarzałem, że nigdy nie będę trenerem, bo nie chciałbym tego robić (…) To kolejna fajna rzecz, wynikająca z tego, że życie pisze różne scenariusze. Mówi się w końcu: „Nigdy nie mów nigdy”. Dostałem propozycję i z niej skorzystałem.
37-latek bardzo szybko przeszedł z boiska poza jego linię. Jeszcze niedawno przecież rozgrywał mecz w barwach drugoligowego KS Metro Family. Nie był jednak oficjalnie ogłoszony jego zawodnikiem, a sam określa tę przygodę jako krótki epizod. – Wojciech Szczucki i Tomek Walędzik to osoby, do których mam gigantyczny sentyment. To z nimi zaczynałem przygodę z siatkówką. Wojtek był moim trenerem, a Tomek kolegą z boiska. Kiedy poprosili mnie o pomoc, trudno było odmówić. Nie zmienia to faktu, że do siatkarskiego boiska mnie nie ciągnęło, nawet latem znajomi nie mogli mnie namówić na plażówkę.
Dlaczego nie Alessandro Chiappini?
Ta decyzja była tym bardziej zaskakująca, że Alessandro Chiappini dotarł z ŁKS-em naprawdę daleko. Łodzianki są liderkami tabeli, a o tę pozycję biły się cały czas z DevelopResem. Na koncie mają zaledwie trzy przegrane mecze. Jedyne, czego można by było się przyczepić to przegrana w finale Pucharu Polski. Zdaniem Bartmana właśnie to mogło zaważyć na decyzji władz klubu. – To była decyzja prezesa i miał do niej pełne prawo. Być może – ale to tylko moje dywagacje – zaważyły na tym trzy przegrane Puchary Polski z rzędu i fakt, że zespół od dwóch lat nie potrafił wygrać z BKS-em Bielsko-Biała. Niewykluczone, że wyczuł, że to ostatni moment, by coś zmienić przed decydującą fazą.
Moment sezonu, w którym to wszystko się wydarzyło również był nietypowy. Tuż przed fazą play-off nie ma zbyt wiele czasu na poznawanie się z drużyną i zmiany szkoleniowe. – Nie bałem się tego doświadczenia, dlatego się go podjąłem. Nawet jeżeli pojawiały się jakieś organizacyjne znaki zapytania co do systemu pracy, to nie były to wątpliwości odnośnie do tego, czy dam sobie radę, tylko raczej, czy zdążę ze wszystkim. Czasu było i jest bardzo mało. Gramy co trzy dni, więc moje wejście w drużynę musiało być ekspresowe – zauważył 37-latek.
„Nie interesuje mnie to, co będzie dalej”
Propozycja dla Bartmana dotycząca poprowadzenia ŁKS-u Łódź ma obowiązywać do końca sezonu. Sam zainteresowany przyznał, że celem jego pracy jest poprowadzenie siatkarek do jak najlepszego wyniku w fazie play-off i na ten moment skupia się tylko na tym.
– Moja misja kończy się z ostatnim dniem kwietnia. Mam nadzieję, że będziemy wtedy w bardzo dobrych nastrojach. Taki jest cel. Co będzie dalej? Może zabrzmi to źle, ale obecnie mnie to po prostu nie interesuje. Nie mam czasu martwić się tym, co będzie później – przyznał były siatkarz.
Zobacz również:
Jak feniks z popiołów. Wreszcie odpowiedni ludzie na odpowiednim miejscu