Julia Orzoł jest jedną z pretendentek do seniorskiej reprezentacji Polski, choć jeszcze do niedawna grała w rozgrywkach młodzieżowych. Była kapitan reprezentacji juniorek po zakończeniu przygody w GKS Wieżycy Stężyca postawiła na rozwój za oceanem. Wyjazd do Stanów Zjednoczonych dał jej ogrom doświadczeń i otworzył jeszcze bardziej na różnorodność siatkówki. Teraz 22-latka jest mocnym ogniwem LOTTO Chemika Police. W długim wywiadzie ze Strefą Siatkówki opowie o swojej zagranicznej przygodzie. O tym, jak odnalazła się sama w zupełnie nowej rzeczywistości oraz jak naprawdę wygląda słynny „American Dream”.
O WYJEŹDZIE, STARCIE I WDROŻENIU
W Stanach Zjednoczonych przyjmująca spędziła trzy lata. Gdy wyjeżdżała, miała niespełna 19 lat. Nie było jej łatwo, ale do zagranicznej przygody w Wisconsin Badgers poniekąd przygotował ją wcześniejszy etap kariery. – Ja zawsze byłam bardzo rodzinną osobą. Pomogło mi natomiast to, że w wieku 14-15 lat wyprowadziłam się do Legionowa (by grać w klubie Legionovia Legionowo – przyp. red.). Jestem z Olsztyna, więc ta trasa nie była jakaś bardzo długa ale to jednak były 2,5 godziny drogi. Chyba wtedy przeżyłam taką falę rozstania i całą dramaturgię z tym związaną. To był taki mały krok do przyzwyczajenia.
Życie w Ameryce dla przeciętnego Polaka wiąże się jednak z dużymi wymaganiami. Siatkarka opowie o tym, z jakimi kosztami trzeba się liczyć, ale też jak można sobie z nimi poradzić. – Na pewno pierwszy punkt to szukanie stypendium. Ono pokrywa wszystko – koszty życia tam, pozwala na drobne oszczędności. Nie musisz się o nic martwić i być zależna od rodziców czy swoich własnych środków bo wszystko masz zapewnione. Jedyne co trzeba pokryć to koszty podróży.
O KIBICACH I NOWEJ LIDZE
Uniwersyteckie rozgrywki rządziły się swoimi prawami. Julia Orzoł opowie o tym, jak wielki potencjał względem widowni ma Ameryka, zwłaszcza w kontekście nowo powstałej profesjonalnej ligi. – Wszyscy są bardzo zaangażowani w życie college’u. Każdy jest lojalny i oddany, ma jakiś element swojej uczelni – czy to czapkę, koszulkę czy nawet przypinkę na plecaku. Ten duch uczelni jest podtrzymywany i wydaje mi się, że sporty bardzo na tym korzystają. Nasza społeczność była cudowna, na każdym meczu było po 6-8 tysięcy widzów. Hala zawsze się wypełniała, a każdy z widzów był bardzo zaangażowany i dawał z siebie energię, którą można było odczuć na boisku.
O różnicach, z jakimi spotkała się bezpośrednio na boisku również powie kilka słów. – W USA bardzo stawiają na komunikację na boisku. Ciężko było mi w to wejść na początku, często byłam upominana, że muszę mówić podczas akcji. Ale teraz po tych czterech latach widzę, jak bardzo pomogło mi to być zaangażowaną emocjonalnie. Mi się gra lepiej z osobami, które się więcej komunikują i myślę, że innym też lepiej się dzięki temu gra ze mną. To chyba był taki największy „game changer”, którego doświadczyłam.
Pełny wywiad z Julią Orzoł ukaże się na łamach Strefy Siatkówki we wtorek o godzinie 13:00.
źródło: siatka.org