Po jednodniowej przerwie siatkówka wróciła do Palaflorio. Wróciła i nie zawiodła chyba nawet najbardziej wymagających malkontentów spragnionych emocji. Zanim jednak hala w Bari odleciała przy meczu gospodarzy, działo się także w polsko-serbskim starciu, a i w dniu wolnym od pojedynków mistrzostw Europy.
Wydawałoby się, że dzień przerwy pomiędzy meczami można poświęcić na odpoczynek. Nic bardziej mylnego. Tego nie mają ani siatkarze, ani my dziennikarze. Mieliśmy możliwość spotkania się z wyznaczonymi członkami reprezentacji i spokojniejszej rozmowy niż te w mixed-zone, kiedy emocje jeszcze naprawdę mocno buzują.
BEZ DNIA WOLNEGO
Polska siatkówka zadbała o to, żeby trochę naprawić niedociągnięcia organizatorów. W Bari są dwie strefy wywiadów, ta dla mediów z prawami telewizyjnymi – po jednej stronie. Dla szaraczków z internetu czy radia – po przeciwnej. To czasem wyklucza niestety zrobienie porządnego materiału. Ten udaje się już zrealizować na spokojnie w dniu medialnym.
I tak pomiędzy 1/8 i 1/4 finału mistrzostw Europy mieliśmy okazję dłużej porozmawiać między innymi z Nikolą Grbiciem. Trener, który uwielbia rozmawiać o siatkówce, o absolutnie każdym jej aspekcie, nie zawiódł i tym razem. 50 minut “wykładu” może nie zmieniło mojego podejścia do siatkówki, ale niezmiennie od lat uwielbiam słuchać ludzi, którzy z taką pasją mówią o mojej ulubionej dyscyplinie. Grbić mówił o swojej filozofii, o tym czy siatkarze już się do niej przekonali czy o tym, czemu nie mógł zasnąć po spotkaniu z Belgią.
View this post on Instagram
Za Vitala Heynena był chytry plan Vitala. teraz jest chytry plan Nikoli, którym było powołanie pięciu przyjmujących. Na razie się sprawdza. Serbowie chyba nie do końca byli przygotowani na parę Śliwka – Semeniuk, która od trzeciego seta pojawiła się na boisku.
Sam Grbić przyznał po zaciętym starciu z Serbią, że postarzał się o pięć lat. Chyba nie tylko on. Ale właśnie dla takich emocji, zaciętych końcówek i – na szczęście – zwycięstw, żyje każdy kibic. Skończyło się dobrze, a biało-czerwoni swoją grą zapewnili sobie kolejny półfinał mistrzowskiej imprezy. – Rozegraliśmy już kolejny ciężki ćwierćfinał. To zawsze jest przepustka do gry o medale i za każdym razem to niesamowicie ważny mecz – mówił tuż po meczu Łukasz Kaczmarek.
WŁOSKI KOCIOŁ
Włosi również niezbyt dobrze rozpoczęli swoje spotkanie ćwierćfinałowe, choć byli chyba jeszcze większymi faworytami niż my w meczu z Serbią. We znaki gospodarzom dał się przede wszystkim Nimir Abdel-Aziz. O wyniku tego starcia decydowała dopiero gra na przewagi. Przy naprawdę żywiołowym dopingu pełnej hali rownież i Italia zameldowała się w najlepszej czwórce mistrzostw Europy. Włoski hymn odśpiewany przez komplet publiczności robi ogromne wrażenie, a do tego świetnym pomysłem były bransoletki, które dostał każdy z kibiców. Te w odpowiednich momentach podświetlały się w kolory Italii – niebieski, czerwony i zielony. Wszystkie – jednocześnie. Włoscy kibice – do zobaczenia w Rzymie!
Korespondencja z Bari
źródło: inf. własna