– Myślę, że jest tak dziwnie, że bardziej obawiamy się o sytuację z koronawirusem niż o formę sportową. Jest taki moment, gdy cieszymy się, że możemy grać w siatkówkę, a jednocześnie bardzo boimy się tego, że może być to nagle przerwane, tak jak to było na wiosnę. Mam nadzieję, że tak się nie stanie, ale nie znam się na tym, nie jestem wirusologiem ani epidemiologiem, także nie wiem jakie czynniki będą decydować – przyznał Wojciech Żaliński.
Po bardzo długiej przerwie spowodowanej pandemią siatkarze zespołów PlusLigi wrócili do gry. Jak czas po nagłym zakończeniu sezonu wspomina siatkarz Indykpolu AZS Olsztyn? – W zasadzie tak jak większość z nas był okres, kiedy siedziałem w domu, był okres, kiedy chodziłem na spacery do lasu i taki, gdy wróciłem do nowej normalności – zaczął Wojciech Żaliński. – To takie nagłe zakończenie ligi bez zakończenia, zamknięcie nas w domach, brak jakiejkolwiek aktywności – to był trudny czas i mam nadzieję, że nigdy więcej się nie powtórzy – dodał.
W sobotę olsztynianie rozegrali swój pierwszy mecz w tym sezonie. Indykpol AZS przegrał z Cerradem Enea Czarni Radom 2:3. Tuż przed przerwaniem rozgrywek, 11 marca olsztynianie również przegrali w Radomiu 1:3. – Muszę przyznać, że grało mi się podobnie jak w ostatnim meczu przed pandemią, czyli bardzo źle. Jeśli chodzi o indywidualny aspekt odkąd odszedłem z Czarnych Radom to mam problem w grze przeciwko temu zespołowi. Kiedy się w hali w Radomiu trenuje i jest się na bieżąco, to jest ekstra halą, ale gdy się przyjeżdża to jest bardzo ciężko się do niej przystosować i ja miałem z tym problemy – powiedział przyjmujący. – Myślę, że nie był to najlepszy mecz, jeśli chodzi o widowisko. Zaczęliśmy od serii błędów na zagrywce, radomianie nie pokazywali tego, że grają w swojej hali, a my też nie pokazywaliśmy, że gramy w ogóle w siatkówkę. Bardzo nerwowe rozpoczęcie, później moment, gdy wróciliśmy do gry, byliśmy ponad ich poziom. Potem wprowadziliśmy ich do gry i pozwoliliśmy wygrać. Myślę, że to sprawiedliwy wynik. Gdyby mecz zakończył się 3:2 dla nas, to też można by powiedzieć, że jest sprawiedliwie – podsumował sobotni pojedynek.
Mimo ograniczonej liczby kibiców na trybunach, w radomskiej hali dobrze słychać było doping. – Pamiętam już mecze na tej hali, gdy atmosfera była bardziej gorąca, ale jak na warunki, które teraz panują, było naprawdę w porządku. Widać, że kibice, szczególnie kibice Czarnych, też byli głodni siatkówki i to pokazali. Duży szacunek dla kibiców naszej drużyny, którzy przyjechali w mniej licznym gronie z wiadomych względów, ale też było ich słychać. Nie było dużej różnicy w stosunku do tego, jak normalnie rozgrywa się mecze. Radom jest takim specyficznym miejscem, gdzie ilość kibiców nie jest najważniejsza jeśli chodzi o ich głośność – stwierdził Żaliński.
Spotkania rozgrywane są w reżimie sanitarnym. Zawodnicy nie ukrywają, że w obecnych czasach najważniejsze jest zdrowie. – Myślę, że jest tak dziwnie, że bardziej obawiamy się o sytuację z koronawirusem niż o formę sportową. Jest taki moment, gdy cieszymy się, że możemy grać w siatkówkę, a jednocześnie bardzo boimy się tego, że może być to nagle przerwane, tak jak to było na wiosnę. Mam nadzieję, że tak się nie stanie, ale nie znam się na tym, nie jestem wirusologiem ani epidemiologiem, także nie wiem jakie czynniki będą decydować. Dostaliśmy od klubu, ligi protokół sanitarny, wobec którego musimy się zachowywać i staramy się to robić. Wiemy, że każdy z nas swoim indywidualnym zachowaniem bierze odpowiedzialność za wszystkie zespoły, ligę – wyjaśnił Wojciech Żaliński.
źródło: cozadzien.pl, opr. własne