– Dla większości kibiców ten srebrny medal jest wielkim wydarzeniem, ale dla ekspertów, federacji i samych zawodników robi różnicę zdobycie medalu srebrnego niż złotego. Ale i tak trzeba cieszyć się, że polska siatkówka w końcu jest w miejscu, w którym być powinna, czyli na olimpijskim podium – powiedział po zakończeniu rywalizacji w Paryżu Witold Roman, były reprezentant Polski.
- Polscy siatkarze po 48 latach stanęli na olimpijskim podium
- W finale przegrali z Francją, ale zmagali się z kłopotami zdrowotnymi
- Na razie nikt nie ogłosił zakończenia kariery reprezentacyjnej
- Kolejne igrzyska olimpijskie odbędą się w Los Angeles
Srebrny sukces
Po 48 latach polscy siatkarze ponownie stanęli na podium igrzysk olimpijskich. Czy wywalczony przez nich srebrny medal to sukces, czy jednak jest odczuwalny niedosyt?
Witold Roman: To zależy, jak na to spojrzymy. Zdobycie medalu igrzysk olimpijskich jest zawsze wielkim wydarzeniem, chociaż wszyscy ostrzyliśmy sobie zęby na finał i myśleliśmy, że jesteśmy w stanie go wygrać. Nie zasłużyliśmy na taki wymiar kary w finale. Usłyszałem też taką teorię, żę dobrze, iż przegraliśmy 0:3, bo jakbyśmy przegrali 2:3, to smutek byłby jeszcze większy, a tak to pogodziliśmy się z tą porażką. Dla większości kibiców ten srebrny medal jest wielkim wydarzeniem, ale dla ekspertów, federacji i samych zawodników robi różnicę zdobycie medalu srebrnego niż złotego. Ale i tak trzeba cieszyć się, że polska siatkówka w końcu jest w miejscu, w którym być powinna, czyli na olimpijskim podium. Nie zdobyła złota, ale to jest też piękno sportu, bo nie zawsze wygrywa się, będąc faworytem.
Nie ma co ukrywać, że w finale nie mieliśmy punktu zaczepienia. Czego według pana najbardziej zabrakło w potyczce z Francuzami?
– Zabrakło nam zagrywki. Nawet nasz imponujący serwis to było za mało na Francuzów. Oni dysponowali zarówno lepszą zagrywką, jak i lepszym przyjęciem naszego serwisu. Wielokrotnie odrzucali nas od siatki, co robiło sporą różnicę. Konieczność rozgrywania piłki na podwójny blok powodowała, że traciliśmy dwa, trzy punkty i to już Francuzom wystarczało. Uderzaliśmy na zagrywce jak z armaty, a po drugiej stronie siatki stał N’Gapeth, którego ja skazałem już na siatkarski niebyt. Wielką zasługą Gianiego jest to, że potrafił zapanować nad jego temperamentem i zrobił z niego zawodnika do pracy, a nie do rozrywki. Od początku w naszej drużynie brakowało mi też umiejętności powtarzania akcji. Walczyliśmy mieczem, chcąc pokonać przeciwnika, a nie jak Francuzi, którzy stosowali ekfilibrystyczne zagrania, zakładając, że nie skończą pierwszej piłki. Były takie momenty, w których graliśmy cierpliwie, ale to nie był stały element naszej gry, który stosują Francuzi, Słoweńcy czy Japończycy, którzy zakładają, że akcja nie musi skończyć się w pierwszym uderzeniu. Francuzi mieli mocnych ludzi na skrzydłach, którzy jak trzeba było przyłożyć, to zrobili to, a jak trzeba było, to powtarzali akcje.
Mieli też luz w grze w finale, którego nam zabrakło…
– Luz pojawia się wtedy, kiedy wszystko wychodzi. Jak jeden zawodnik uderzy, a kolega go wyasekuruje, jak ktoś dostał strzał z zagrywki, a piłka została przyjęta w punkt, jak nie zablokował, ale kolega podbił piłkę w obronie. To pojawia się komfort gry, a jak on jest, to można bawić się siatkówką. W finale Francuzi stworzyli nam niekomfortowe warunki do gry, a my im ich nie stworzyliśmy.
Na dodatek jeszcze mieliśmy problemy zdrowotne, co pewnie też miało wpływ na wynik.
– Te problemy miały wpływ na ostatni mecz. Wiedziałem, że i tak Paweł Zatorski w nim zagra. Nie byłoby wielkiej różnicy, gdybyśmy mieli do dyspozycji wszystkich środkowych, bo i tak nasi środkowi grali naprawdę bardzo dobrze. Ale dawałoby to komfort trenerowi do ewentualnych zmian, po których mógłby powiedzieć zrobiłem wszystko, wypróbowałem każdego zawodnika.
Epicki półfinał
A ten półfinałowy mecz z Amerykanami przejdzie do historii polskiej siatkówki?
– Myślę, że tak. Długo będziemy wspominać mecz z Amerykanami, w którym podnieśliśmy się z nieprawdopodobnej sytuacji. Do trzeciego seta nie będziemy chcieli wracać, a w czwartym nie mieliśmy żadnych podstaw, żeby myśleć, że się podniesiemy. Wyciągnęliśmy go, chociaż przegrywaliśmy. Końcówkę mieliśmy bajeczną. Mam wrażenie, że Amerykanom zabrakło siły, aby nas dobić. Pamiętajmy, że przez cały turniej grali oni dość wąskim składem. Tak naprawdę mieli dwie zmiany. My jednak mieliśmy trochę szerszą ławkę. Jestem pod wielkim wrażeniem, że Amerykanie podnieśli się po półfinałowej porażce, bo po takim meczu nie jest łatwo to zrobić.
A jak będzie wyglądał kolejny cykl olimpijski? Grbić powinien dać teraz szansę młodym zawodnikom, którzy powinni się ogrywać i być gotowi na Los Angeles?
– Rok poolimpijski jest zawsze rokiem zmian. Właściwie w każdej dyscyplinie wielcy mistrzowie w nim odpuszczają. Teraz należy zastanowić się, kogo szukać jako ewentualne wzmocnienie, a kogo jako zastępstwo. Sam jestem ciekawy czy znajdzie się teraz zawodnik, który z pełną świadomością powie, że na pewno dotrwa do kolejnych igrzysk. Przecież nie wie, w jakiej formie będzie za 3, 4 lata, nie wie, w jakiej będzie dyspozycji zdrowotnej. Pewnie każdy chciałby być w optymalnej formie jak najdłużej, ale tak naprawdę nie wiemy, co wydarzy się za rok.
Co dalej?
A według pana mamy potencjał, aby postawić na młodych zawodników, którzy odświeżą naszą kadrę?
– I tak, i nie. Oczekujemy tego, że ci młodzi zawodnicy będą grali co najmniej na takim poziomie, a być może go nawet podniosą. Nie wiemy, jak potoczy się los nawet najlepszych młodzieżowych zawodników w Polsce. Patrząc na wyniki, mamy potencjał, ale czy na tyle duży, aby zdobyć kolejny medal olimpijski? Na to pytanie nikt dzisiaj nie odpowie, a jeśli odpowie, to znaczy, że gada bzdury.
A co pan sądzi o ewentualnym przestawieniu Leona na atak?
– Być może jest to jakieś rozwiązanie. Gdyby Wilfredo nie był zaangażowany w przyjęcie, to być może mógłby grać dużej i skupić się jeszcze bardziej na samym ataku. Może być na to gotowy, tym bardziej, że nie będzie to coraz młodszy zawodnik. Jeśli otrzymałby szansę, aby przedłużyć swoją sprawność na boisku, przechodząc na inną pozycję, to ja bym to brał. To wymaga jednak rozmowy z nim i odpowiedniego treningu. Jeśli będzie chciał grać jeszcze długo w reprezentacji Polski, to może być to dobre rozwiązanie na kolejnych kilka lat.
Czyli musimy czekać, co nam los przyniesie przez najbliższe cztery lata?
– Kluczowe będzie zdrowie. To nie był trudny turniej pod względem wydolnościowym, a mimo wszystko posypaliśmy się zdrowotnie. To znaczy, że eksploatowanie zawodników jest już na takim poziomie, że przy najprostszym turnieju pod względem drabinki przytrafiły nam się olbrzymie problemy. To jest pytanie o to, kiedy i jak długo powinni mieć wolne. PlusLiga i FIVB powinny się porozumieć. Nie zapominajmy, że zawodnicy żyją z rozgrywek ligowych. Oczywiście, można skrócić fazę play-off, zmniejszyć ligę, ale pojawia się kwestia sponsorów i zarobków. Problemem są rozgrywki międzynarodowe. Zawodnicy, poza wielkimi turniejami, w kadrze nie zarabiają olbrzymich pieniędzy w porównaniu z kontraktami. Należy więc się zastanowić nad tym, jak nie odejmować im strasznie dużo pieniędzy, a jednocześnie dać im odpocząć.
Zobacz również
źródło: inf. własna