Reprezentacja Polski siatkarzy ze srebrnymi medalami na szyjach wróciła do kraju i może udać się na zasłużony odpoczynek. – Na razie jeszcze ten medal nie smakuje tak dobrze. Liczyłem na złoto i wykonałem mnóstwo pracy w tym kierunku. Jednak mogę dziękować Bogu za to, co osiągnęliśmy, bo mieliśmy ciężkie momenty w igrzyskach. Może z czasem poczuję więcej radości – powiedział Wilfredo Leon w rozmowie z Edytą Kowalczyk z Przeglądu Sportowego.
WSPARCIE KAPITANA
Wilfredo Leon finałowy mecz z Francją zakończył zepsutą zagrywką. Po meczu długo stał w uścisku z Bartoszem Kurkiem. – Usłyszałem wtedy od Bartka wiele ważnych słów. Mówił to wszystko z serca. Myślę, że tamten moment będzie jednym z tych, które najmocniej zapamiętam z tych igrzysk. Wiem, że jemu równie mocno, jak mi, zależało na tym złocie. Próbowałem jeszcze przedłużyć nasze szanse w końcówce finału z Francją, gdy przy moich serwisach broniliśmy piłek meczowych. Od innych zawodników także słyszałem, że są ze mnie dumni, bo moje zagrywki mogły to wszystko odwrócić i sporo nam dały – powiedział przyjmujący, którego seria zagrywek prawie odwróciła trzeciego seta. Ostatni serwis okazał się jednak autowy. – Może nie jest to najgorsze, ale mocno boli. Wtedy masz w głowie milion różnych myśli. Co by było, gdyby po mojej zagrywce piłka przeszła na drugą stronę i moglibyśmy wyprowadzić akcję? Albo jeśli rywalom utrudniłoby to dobre przyjęcie i rozegranie akcji, więc po wybloku to my moglibyśmy mieć kontrę? Albo czy lepiej było zaserwować skrót lub poszukać innego kierunku, by sprawić kłopot przeciwnikowi? Z drugiej strony nie jestem zawodnikiem, który zagrywa mocno technicznie. Jestem od tego, by zaserwować „bombę”. I taka „bomba” poszła, tyle że piłka poleciała w aut.
SZLACHETNE ZDROWIE…
Nie da się ukryć, że zdrowie nie dopisało biało-czerwonym. To na pewno nie pomogło w meczu finałowym. – Myślę, że tak. Kiedy masz kontuzję, przy każdej akcji trzy razy myślisz, zanim wykonasz jakiś ruch. Jak czujesz się dobrze, nie myślisz o niczym, co może cię ograniczać. Jesteśmy drużyną i trudno było patrzeć na kolejne kontuzje kolegów. To tak jakbyśmy wzięli stolik, który stoi tu przed nami, i odjęli mu jedną nogę. Też nie stałby stabilnie – podkreślił Leon. Sam też zmagał się z problemami. – Czasem trzeba zachować pokerową twarz wobec tego, co się dzieje. Naszemu sztabowi medycznemu i chłopakom powiedziałem, że dam radę. Nie mam 20 lat, wiem, na co stać mój organizm i na co mogę sobie pozwolić. Koncentrowałem się na tym, co mam do zrobienia.
Co powiedział drużynie w szatni przed ceremonią medalową jej kapitan? Bartosz Kurek przekazał kolegom, że jest dumny z zespołu i chce widzieć uśmiech na podium. – Tak. Mamy się cieszyć, bo zrobiliśmy bardzo dobrą robotę. Nie tylko w tym sezonie, ale w ciągu poprzednich dwóch. Ten turniej olimpijski nie był dla nas łatwy. Nawet jeśli zaczynaliśmy z teoretycznie najsłabszym w igrzyskach Egiptem, to jednak była niebezpieczna drużyna, dlatego że z pierwszym spotkaniem łączy się dodatkowa presja. Bardzo dobrze reagowaliśmy na wszystko, co się działo – podkreślił Leon.
Zobacz również:
Paweł Zatorski po powrocie do kraju
źródło: przegladsportowy.onet.pl