Strefa Siatkówki – Mocny Serwis
Strona Główna > Aktualności > inne > Polski trener wygrał walkę z ciężką chorobą. -„Człowiek docenia życie”

Polski trener wygrał walkę z ciężką chorobą. -„Człowiek docenia życie”

fot. Aleksandra Suszek

Tomasz Wasilkowski to znany w środowisku trener siatkówki. W swojej karierze prowadził m.in. Ślepsk Suwałki, MKS Będzin, Norwida Częstochowa oraz żeńskiego Trefla Sopot. Pracował także w Niemczech. W ostatnich latach bardziej, niż na pracy zawodowej skupiał się jednak na walce z ciężką chorobą nowotworową, którą zakończył zwycięsko. Swoją historię opowiedział w magazynie „#7Strefa”.

NAJWAŻNIEJSZY MECZ W ŻYCIU

Tomasz Wasilkowski przez wiele lat pracował jako asystent trenera i pierwszy trener zarówno z drużynami męskimi, jak i żeńskimi. Jego kariera została przerwana po wykryciu u niego choroby nowotworowej. – Nikt się tego nie spodziewał. Ja też się tego nie spodziewałem. Rozmawiałem ze znajomą i powiedziałem, że na czterdzieste urodziny zmienię sobie życie, że będzie lepiej. Dostałem diagnozę raka. Dużo osób mnie nie poznaje, bo jednak kilka operacji twarzy, nosa, oczu zostawia po sobie ślad. Ważniejsze jest, aby w takich momentach nie tracić nadziei i dawać nadzieję innym. Zrozumiałem, jak ważna jest obecność kilku osób. Mój przyjaciel, trener siatkówki Grzegorz Słaby dzwonił do mnie pięć razy dziennie. Ja nie odbierałem, a on ciągle dzwonił. Tymi telefonami trzymał mnie przy życiu. To jest istotne, żeby być przy człowieku. Ja tego potrzebowałem. Inni ludzie, z którymi leżałem na onkologii, mają podobne odczucia – przyznał w magazynie „#7Strefa”.

Szkoleniowiec leczył się w Niemczech i nie ukrywał, że był to przejmujący moment. Poddawany był operacjom, chemioterapii i radioterapii. – Pamiętam historię, kiedy po czwartej operacji chodziłem przez oddział, bo musiałem spacerować. Poszedłem na oddział dziecięcy i spotkałem małego Niemca. Mógł mieć 8-10 lat. On mówił „proszę pana, tu się nie ma co przejmować, trzeba się uśmiechać”. Później poczułem się źle, cztery dni nie wychodziłem z łóżka, dostałem kroplówkę. Po tych czterech dniach wróciłem na ten oddział i spytałem się „gdzie jest ten młody? Wypisali go?”. A on zmarł. Na onkologii nie ma presji, tam ludzie sobie pomagają. Wracając na treningi po onkologii, był taki moment, że miałem rozciętą głowę po operacji twarzy. Zawsze pytałem się zawodniczek, jak się czują. Jedna odpowiedziała, że boli ją głowa. Spojrzałem na nią i się zamyśliłem. Ona chyba to zauważyła. Ja sobie wtedy pomyślałem „kurczę, głowa cię boli? Ja przed chwilą, po ośmiu godzinach wyjąłem sobie chemioterapię z żył”. Ona się zorientowała i powiedziała „ale już mnie nie boli, już jest w porządku”. Są takie momenty, które tworzą się samoczynnie. Trzeba walczyć o życie. Mam dwóch synów, wydaje mi się, że mam jeszcze coś do zrobienia i to nie był mój czas. Nie chciałem, żeby to był mój czas. Trzeba walczyć, bo obok jest zawsze ktoś, kto ma podobnie i trzeba mu dawać siły. I tak się nakręcaliśmy. Było mnóstwo osób, które mi pomogło, ale też takie, które kompletnie nie wiedziały, jak się zachować – rzekł Wasilkowski.

WYGRANA WALKA

Długie leczenie przyniosło efekty i Tomasz Wasilkowski jest gotowy na powrót do pracy. O chorobie przypominają  okresowe kontrole onkologiczne.  – Muszę być pod stałą opieką onkologiczną, natomiast wynik badań są bardzo dobre. Wyniki krwi, wątrobowe pokazują, że to już za mną. Dostałem certyfikat zdolności do pracy w lipcu, kiedy wyjeżdżałem z Niemiec. Muszę się kontrolować co sześć miesięcy. Czuję się bardzo dobrze. Przez półtora roku miałem codziennie ból nie do zniesienia. Modliłem się, żeby to przeszło. Jak przeszło, jest fantastycznie, człowiek docenia życie – zaznaczył.

 

 

 

źródło: #7Strefa, Polsat Sport

nadesłał:

Więcej artykułów z kategorii :
Aktualności, inne

Tagi przypisane do artykułu:
,

Więcej artykułów z dnia :
2025-02-23

Jeśli zauważyłeś błąd w tekście zgłoś go naszej redakcji:

Copyrights 2015-2025 Strefa Siatkówki All rights reserved