– Jesteśmy nadal w okresie samych przygotowań, są inne ciężary na siłowni, nie ma jeszcze takiej techniki, jaka powinna być. Jednak myślę, że ten zespół prezentuje się naprawdę fajnie. Oczywiście, nie ma co zapeszać, bo polska liga i jej realia niejednokrotnie zweryfikowały różnych graczy. Jastrzębski Węgiel zawsze miał aspiracje do walki o medale i my również mamy taki cel. Przyszłość nas jednak zweryfikuje – mówił w rozmowie ze Strefą Siatkówki Tomasz Fornal, przyjmujący Jastrzębskiego Węgla.
Dziwne zakończenie sezonu, ciekawe zgrupowanie kadry narodowej, aż w końcu powrót do „nowej normalności”. Zdołałeś wejść w rytm okresu przygotowań klubu z reprezentacji bez większych problemów?
Tomasz Fornal: – Tak. Większym problemem był dla mnie powrót do treningu po przerwie spowodowanej wybuchem pandemii koronawirusa niż samo przejście z trybu reprezentacyjnego do przygotowań w klubie. Po dwóch miesiącach przerwy od siatkówki ponowny kontakt z piłką w wydaniu plażowym czy później halowym w kadrze był cięższy niż trening z Jastrzębskim Węglem. Przyjechałem ze zgrupowania reprezentacji w momencie, w którym moi koledzy nie byli w tym najtrudniejszym momencie przygotowań, bo mieli za sobą dwa czy trzy tygodnie treningów. Łatwiej było mi dołączyć do zespołu, bo szkolenie obejmowało już treningi „szóstek”. Ponadto trener dał mi również kilka dni urlopu, więc zdołałem bez żadnych problemów wdrożyć się w okres przygotowań.
Vital Heynen powołał cię do kadry narodowej po raz kolejny. Jakie pozytywy może mieć taki sezon reprezentacyjny pozbawiony konfrontacji na arenie międzynarodowej?
– Na tym etapie taki okres reprezentacyjny miał chyba bardziej na celu utrzymanie nas w treningu i przygotowanie do wejścia w sezon bez kontuzji. Niektóre kluby zaczynają bardziej intensywnie, inne nieco mniej. Jedne podchodzą rozsądniej do przygotowań, podczas gdy drugie robią to mniej przemyślanie. W przypadku naszego trenera wszystko jest doskonale zaplanowane, o czym mówią również moi koledzy, którzy są w tym szkoleniu od początku i nie skarżą się na żadne większe dolegliwości. Sądzę, że większość klubów o to zadbała. Dla nas sezon kadrowy, który trwał te kilka tygodni, może zdecydowanie stanowić atut. Trening z najlepszymi zawodnikami w kraju to zawsze szansa do dalszego rozwoju. Ja może nie jestem jakimś bardzo młodym zawodnikiem, który zaczyna stawiać pierwsze kroki w lidze, bo w tym roku skończę już 23 lata, ale każda okazja do gry w takim gronie stanowi dla mnie kolejne doświadczenie. Jest ono również cenne, bo w tym trudnym okresie pandemii. Myślę, że żaden zawodnik nie odmówiłby udziału w zgrupowaniu w tamtym momencie. Bez względu na to czy kadra miała jakiś konkretny cel na ten sezon, czy nie. W porównaniu do innych zawodników, którzy tej szansy byli pozbawieni, my mieliśmy okazję nadal trenować i staraliśmy się to maksymalnie wykorzystać.
Możesz stwierdzić, że ten sezon kadrowy był poniekąd stracony?
– Nie powiedziałbym, że ten sezon był stracony. Uważam, że jeśli udało nam się wypełnić jakiś plan przewidziany na ten okres reprezentacyjny, to zaprocentuje on w przyszłości. Ciężko jednak to zweryfikować, bo nie było żadnej imprezy, na której moglibyśmy to skonfrontować. Nie da się go nawet dobrze podsumować, gdyż w ostatniej chwili chociażby reprezentacja Estonii nie dotarła na planowane sparingi do Łodzi. Tutaj nie chodziło nawet o jakieś konkretne cele sportowe, jak sam trener Heynen powtarzał, ale o to, aby zbudować grupę i to było głównym celem tych przygotowań. Na plus zanotować możemy na pewno te wewnętrzne sparingi, które rozegraliśmy między sobą i były transmitowane szerszej publiczności.
Jakie to uczucie grać dla kartonowych kibiców?
– Nie tylko w siatkówce jest to niekomfortowe, bo chociażby w NBA, gdzie może nie kartonowi, ale elektroniczni kibice towarzyszą zawodnikom w halach. Wiemy, po co gramy w siatkówkę. Wiadomo – jest to nasza pasja, miłość i kochamy to robić. Nie można nic lepszego sobie wymarzyć, jeśli lubisz coś robić i dzięki temu zarabiasz. Zgadzam się z każdym stwierdzeniem, które głosi, że jest to nasza praca i w stu procentach się pod tym podpisuję. Nie da się jednak ukryć, że w dużym stopniu robimy to jednak dla kibiców. Żadne widowisko sportowe nie miałoby sensu, gdyby nie kibice. Nie wyobrażam sobie rozgrywania meczu z takim Zenitem Kazań przy pustych trybunach. Takie spotkania wyprzedają się do ostatnich miejsc i mają niebagatelną oprawę. Wiadomo, że dotychczasowe mecze były zaledwie sparingami, w których pomimo pandemii nie zawsze uczestniczą kibice, ale już tutaj dało się odczuć pewną pustkę. Sytuacja nadal jest dynamiczna i niestety rozwija się nieustannie, o czym mówią media. Możliwa jest druga fala zachorowań, której wszyscy się obawiamy. Mam jednak nadzieję, że uda się zachować bezpieczeństwo i mimo wszystko zapełnić choć częściowo trybuny w czasie rozgrywek. Gra z kibicami w hali to zupełnie inne emocje i życzyłbym sobie, żeby udało się zasiąść w sektorze klubowi kibica. Najbardziej uprzywilejowani są zawsze gospodarze, a za przykład można postawić klub z Zawiercia, gdzie kibice są ich ogromnym atutem za każdym razem, kiedy rywal wejdzie do ich hali.
Warto nadmienić, że zaledwie rozpoczęty sezon w klubach zaowocował dla Jastrzębskiego Węgla medalem na PreZero Grand Prix Polskiej Ligi Siatkówki. Gra na piasku i PlusLiga to twoim zdaniem dobra alternatywa dla niezaspokojonych apetytów was – zawodników oraz kibiców po niedokończonym sezonie? Nie stanowiło to przeszkody w okresie przygotowawczym?
– Sam turniej rozgrywany był w weekendy, więc nie naruszył samego kalendarza. Z tego co mi wiadomo, to moi koledzy nie podporządkowali pod te zawody swoich przygotowań i odbyli zaledwie pojedyncze jednostki treningowe na piasku. Dla kibiców było to na pewno ciekawe widowisko, bo mogli zobaczyć nas w nieco innej roli. Inaczej wyglądało to z naszej perspektywy, czyli zawodników halowych, ponieważ nie jest to nasze standardowe środowisko i ciężko znaleźć tutaj jakieś korzyści. Na pewno jest to jakaś odskocznia i w końcu dawka emocji, potrzebna po tak długiej przerwie. Bez względu na to czy jestem zawodnikiem plażowym czy nie – gdybym sam brał udział w turnieju, to też dał bym z siebie wszystko, żeby go wygrać. Sam w sobie turniej na piasku raczej nie pomoże nam w perspektywie rozgrywek halowych i większego wpływu miał nie będzie.
źródło: inf. własna