– Skra to bardzo silny zespół i chcę z nim zająć pierwsze miejsce. Mam świadomość, że wszyscy bardzo tu na mnie liczą, ale też dostałem czas, by dojść do odpowiedniej formy. Myślę, że jestem bliski tego, by móc rozgrywać całe mecze o stawkę – powiedział nowy zawodnik zespołu z Bełchatowa Taylor Sander.
Które porażki były dla pana najbardziej bolesne?
Taylor Sander: – Półfinały igrzysk olimpijskich w 2016 i mistrzostw świata w 2018 roku. W obu przypadkach byliśmy blisko gry o złoto, przegrywaliśmy w tie-breaku.
W mistrzostwach świata w 2018 roku przegraliście z reprezentacją Polski.
– Moim zdaniem Polska i USA były najlepszymi drużynami w tamtym turnieju. Los sprawił, że zmierzyliśmy się w półfinale. To był świetny mecz, jeden z lepszych w jakich grałem w kadrze. Na takim poziomie decyduje kilka punktów dla jednej albo drugiej drużyny. Polacy grali świetnie, szczególnie Bartosz Kurek, którego nie potrafiliśmy zatrzymać.
Druga porażka, o której pan wspominał, to półfinał igrzysk w Rio. Tam trafiliście na genialną formę na zagrywce jednego zawodnika – Ivana Zaytseva.
– Było 2:1 w setach dla nas, w trzeciej partii pod koniec prowadziliśmy trzema punktami, było dokładnie 22:19 dla USA. Finał był o krok, gdy Zaytsev zaczął serwować. Posyłał potężne zagrywki w naszą stronę i trafiał raz za razem. Jedna z nich była moim zdaniem autowa, ale Włosi poprosili o challenge i system o dziwo uznał, że piłka minimalnie, ale zahaczyła o końcową linię. Zaytsev odwrócił losy spotkania, a my przegraliśmy wygrany mecz. Tamta porażka dużo mnie nauczyła. W siatkówce nigdy nie możesz myśleć, że za chwilę zwyciężysz. Zwłaszcza teraz, gdy na świecie jest sześć drużyn na bardzo wysokim poziomie: my, Polacy, Rosjanie, Brazylijczycy, Włosi i Francuzi. Jeśli spytałby pan 100 osób o to, kto ich zdaniem wygra igrzyska w Tokio, podejrzewam, że odpowiedzi mocno by się różniły między sobą. Każdą z tych ekip stać na wygraną w Japonii, o ile igrzyska się odbędą. Mam nadzieję, że do nich dojdzie i będą wielkim świętem siatkówki.
Dla pana paradoksalnie przesunięcie igrzysk na 2021 rok było świetną wiadomością. Trafił pan latem do Bełchatowa jako zawodnik, który przez bardzo poważne problemy z barkiem przez rok nie grał w meczach o stawkę.
– To nie wydarzyło się nagle. Ból barku towarzyszył mi od dawna i w pewnym momencie sytuacja była już tak poważna, że trzeba było to wyleczyć. Zdecydowałem się na operację. Zagrożenie było spore, część lekarzy mówiłaby mi pewnie, że być może nie wrócę do siatkówki. Ja na szczęście trafiłem na człowieka, który wierzył w mój powrót do gry. Powtarzał mi, że wszystko zależy od ciężkiej pracy. To były trudne tygodnie i miesiące. Dużo czytałem o mojej kontuzji, przechodziłem długą rehabilitację. Nie mogłem się poddać. Miałem na sezon 2019/2020 podpisaną umowę z Dynamem Moskwa i gdy tylko wiedziałem, że moja gra w Rosji nie może dojść do skutku, skontaktowałem się z działaczami tego klubu i powiedziałem im: „Panowie, nie mogę do was przyjść. Mam zbyt duże problemy ze zdrowiem. Nie będę w stanie grać”. Chciałem być uczciwy w stosunku do nich. Porozmawialiśmy, oni rozwiązali ze mną kontrakt i nie miałem o to pretensji. Później, gdy po żmudnych ćwiczeniach z barkiem było troszeczkę lepiej, trenowałem przez dwa, trzy miesiące z amerykańską kadrą, ale w Kalifornii sytuacja z koronawirusem była i wciąż jest dość poważna, co mocno ograniczyło możliwości ćwiczeń. Wszystko było pozamykane, co też moim zdaniem odbijało się na psychice wielu osób. Gdy nie możesz wyjść z domu i spotkać się z przyjaciółmi, twoje życie się zmienia. Uświadamiasz sobie, że świat już nie jest taki sam. Stworzyłem sobie w domu własną siłownię i tam ćwiczyłem, co też pomogło mi w jakiś sposób znieść tę izolację.
Kilkanaście dni temu został pan zaprezentowany jako nowy zawodnik PGE Skry Bełchatów. Miał pan wcześniej w karierze konkretne oferty z Polski?
– Tak, miałem, ale wtedy uważałem, że nie byłby to odpowiedni wybór na moim etapie kariery.
A teraz?
– Jestem z zespołem od kilku tygodni i mogę powiedzieć, że widzę w tej grupie mentalność zwycięzców. Choć grałem w swoim życiu w bardzo mocnych klubach, nigdy nie wygrałem ligi, w której występowałem. Z Beijing Volleyball byłem drugi w Chinach, z Cucine Lube Civitanova drugi we Włoszech, a z Sadą Cruzeiro trzeci w Brazylii. Skra to bardzo silny zespół i chcę z nim zająć pierwsze miejsce. Mam świadomość, że wszyscy bardzo tu na mnie liczą, ale też dostałem czas, by dojść do odpowiedniej formy. Usłyszałem, że zostanę wpuszczony na boisko, gdy będę gotowy. Z moim zdrowiem jest dobrze. Myślę, że jestem bliski tego, by móc rozgrywać całe mecze o stawkę.
*cały wywiad Jakuba Radomskiego w Przeglądzie Sportowym
źródło: przegladsportowy.pl