Strona główna » Dziewczyna z tatuażami, czyli powrót środkowej po ciężkiej kontuzji

Dziewczyna z tatuażami, czyli powrót środkowej po ciężkiej kontuzji

Paulina Majkowska zdecydowała się w sezonie 2024/2025 na zagraniczny wyjazd. Środkowa niestety bardzo szybko doznała poważnej kontuzji kolana. W rozmowie z naszym portalem opowiedziała o swoim powrocie do zdrowia, życiu we Francji i o charakterystycznych dla siebie tatuażach.

Środkowa po zdobyciu w spektakularny sposób z BKS BOSTIK ZGO Bielsko-Biała Pucharu Polski w sezonie 2023/2024 na wyjechała do Francji. Przygoda w Beziers nie potoczyła się zgodnie z planem. Paulina Majkowska wróciła do Polski i planuje powrót do pełni sił barwach PGE Budowlanych Łódź.

Francuzi stanęli na wysokości zadania

Justyna Żółkiewska:  Muszę zacząć od pytania – jak się czujesz?

Paulina Majkowska: Teraz już odpukać wszystko jest dobrze. Trenuję na 100% i już wszystko jest ok.

Jak wyglądał twój proces rehabilitacji i czy zdecydowałaś się na pracę z psychologiem? Niektórzy sportowcy po takiej kontuzji jak twoja decydują się skorzystać z takiej pomocy.

Cały proces rehabilitacji i powrotu do zdrowia przeszłam we Francji. Tam mnie operowali, tam się mną zajmowali. Nie mogę powiedzieć nic złego, jeśli chodzi o opiekę medyczną i komfort, który tam miałam. Nie pracowałam z psychologiem, bo sytuacja w której znalazłam była bardzo komfortowa. Francuskie prawo reguluje tak proste rzeczy jak to, żeby wypłaty miesięczne przychodziły bez problemu. Nie miałam się o co martwić. Zajmował się mą jeden z najlepszych ortopedów w kraju, więc całą sytuację przeszłam najbardziej optymistycznie, jak mogłam.

Klub stanął na wysokości zadania.

Zdecydowanie, zajęto się mną bardzo dobrze.

Stereotypy bywają prawdą

Jak wygląda takie codzienne życie we Francji?

Słyszy się wiele stereotypów na temat tego, że Francuzi raczej wymagają od obcokrajowców, żeby to oni znali ich język.

Ja miałam przyjemność mieszkania na południu Francji. W większych miastach wydaje mi się, że tak nie ma. Na południu faktycznie ludzie nie są zbyt chętni, żeby mówić po angielsku. Nie wymuszają nic na tobie. Rozumieją, ale nie są zbyt chętni, żeby odpowiadać po angielsku.

W klubie głównym językiem był angielski. Większość zawodniczek była zza granicy i w całym zespole mieliśmy cztery Francuzki, w tym dwie młode. Byli przygotowani na to, że wszystko raczej będzie odbywało się po angielsku. Co ciekawe, klub zapewnił nam lekcję francuskiego raz w tygodniu. Miałam okazję, żeby się go trochę poduczyć. Wiadomo, że nie było to w takiej formie, jak wszyscy by chcieli, ale w minimalnej zawsze.

Czasem do nauki przydaje się dodatkowa motywacja

Widziałam też, że związałaś się z jednym ze środkowych francuskiej kadry (chodzi o Jorisa Seddika – przyp.aut) dlatego myślałam, że zaczęłaś się uczyć języka dla niego.

To było w pewien sposób połączone. Zaczęłam się uczyć przed tym, jak go poznałam. Większość dziewczyn potem zaczęła odpuszczać ten francuski, a ja miałam na sobą tak jakby „bata”, bo język mi się przyda.

Kiedy orkiestra gra

Co cię zaskoczyło tam we Francji?

Najbardziej chyba, co mnie zaskoczyło, to, że na trybunach w trakcie meczu jest orkiestra. To było śliczne. My w Polsce trzymamy się tego, żeby w trakcie akcji było cicho, a tam nie ma na to szans. Grają w trakcie akcji na bębnach, puzonach i mają specjalne melodie. Jak przyjeżdżasz na halę, to na początku jest niesamowicie. Kiedy musisz grać w takiej sytuacji, to zawodnicy przyjezdnych drużyn trochę się irytowali. Tam mają taki styl i wydaje mi się, że właśnie w Béziers to jest najpopularniejsze.

Ciężko jest się wtedy skupić?

Na początku jest strasznie duży przeskok. Komunikacja z dziewczynami na boisku jest bardzo utrudniona przez to ciągłe dudnienie, ale idzie się do tego przyzwyczaić. Tak na dobrą sprawę, to ja w Béziers zagrałam bodajże cztery mecze i trzy na wyjeździe. Ostatni był pechowy, ale już podczas trzeciego meczu znalazłam taki luz, że chwilami nawet mi się to podobało.

Trzeba wrócić na parkiet w odpowiedni sposób

Twój powrót do Polski jest spowodowany kontuzją, czy raczej tym że twoja przygoda zagraniczna według ciebie „nie wypaliła”?

Nie chodzi o to, że przygoda mi nie wypaliła. Zaważyły kwestie zdrowotne. Miałam oferty, które dawały mi możliwość grania we Francji. Wydaje mi się, że ze wybrałam tak ze zwykłego rozsądku. Chciałam wrócić po kontuzji w znanym środowisku i bez większych oczekiwań. Pojawiłam się w Łodzi właśnie w takiej roli. Chcę na spokojnie wrócić do pełnej formy. Kontrakt podpisywałam na przestrzeni marca i kwietnia, a jak na kogoś kontuzjowanego to bardzo wcześnie.

Wtedy wszystko było ok, ale jakby stało się coś „brzydkiego”, a ja bym podpisała kontrakt na grę w pierwszej szóstce, to nie ma przebacz. Twoja kontuzja nie jest żadnym usprawiedliwieniem. Brzydko mówiąc trzeba wyjść i „zapierdalać”. Zarobiłabym więcej, ale ja nie chciałam się z tym mierzyć. Znam siebie i wiedziałam, że wtedy musiałabym zaciskać zęby. Po takiej kontuzji trzeba trochę zluzować i pomyśleć – co jest dla ciebie najlepsze. Ja chcę jeszcze trochę pograć, więc zależało mi na możliwości spokojnego powrotu. Chcę mieć możliwość powiedzenia sobie nie, w momencie, w którym się będę gorzej czuła.

Bezcenne rodzinne wsparcie

Masz w Polsce rodzinę i to pewnie też było ważne.

Kontakt z bliskimi, których zostawiłam w Polsce też odgrywał ważną rolę. Jestem z Rumi, więc tu mam zdecydowanie bliżej do domu. Gdyby było gorzej, to mogą do mnie przyjechać. Z Łodzi mogę polecieć bezpośrednio do Piacenzy (partner życiowy Pauliny w przyszłym sezonie będzie reprezentował barwy Gas Sales Blu Energy Piacenzy – przyp.aut)

Podczas twojej gry na polskich parkietach kibicie zdążyli cię poznać na boisku jako kogoś o mocnym charakterze. Kogoś, kto wnosi do na boisko power i widoczną chęć walki. Skąd to się u ciebie wzięło?

Zawsze gdzieś byłam taką osobą, która jak się już za coś w 100% brała, to się temu w pełni poświęcała. Jestem dość mocno energiczną osobą jeśli chodzi o pozytywną motywację, czy na boisku, czy w szatni. Bardzo lubię przynosić odpowiedniego ducha sportowego, albo brać od koleżanek. Tak chyba zawsze było.

Plaża nie jest jej obca

Jak z twojego punktu widzenia wygląda pomysł rozgrywania turnieju plażowego w ramach przygotowania się do sezonu?

Z racji, że jestem z Rumi, do tej Gdyni mam stosunkowo blisko. Plażówka zawsze w tym off-sezonie się u mnie pojawia. Dla mnie ten jeden dodatkowy turniej w sezonie nie jest jakąś dużą rzeczą, ale dla dziewczyn, które nie grają na piasku poza sezonem to może być lekko negatywnie ingerujące.

Dowiedziałam się, że masz pewną tradycję. Po siatkarskim sukcesie pojawia się u ciebie jakaś zmiana w wyglądzie. Często jest to nowy tatuaż. Zaplanowałaś już sobie, co to będzie przy sukcesie, czy nie chcesz zapeszyć?

Rozmawiałam sobie z trenerem. Mam taką tradycję, że po każdym sezonie tatuuję sobie coś, co mi się kojarzy, czy to w Bielsku był Reksio, czy teraz croissant, więc zawsze coś nowego się pojawia. Miś Uszatek byłby fajnym dodatkiem do mojego rękawa, więc mam nadzieję, że gdzieś znajdzie się na niego miejsce. Fajnie byłoby, gdyby miał coś na szyi.

Zdarzyło ci się zrobić tatuaż w trakcie sezonu?

Raz mi się zdarzyło w Bielsku zrobić w listopadzie i to był właśnie ten krecik. To znaczy wszyscy myśleli, że to krecik, ale to leniwiec z kawą. Dostał dość mocno, bo jest w dość newralgicznym miejscu. Praktycznie każde obicie piłki dołem kończy się na nim. Wtedy stwierdziłam, że wszystkie tatuaże będą robione w off-sezonie.

Właśnie dlatego pytam. Sama mam tatuaże i wiem, że wygojenie świeżego tatuażu trochę zajmuje. Jak to wyglądało u siatkarki w trakcie sezonu?

Stosowałam taki wielki opatrunek. Była najpierw gaza i specjalny krem. Jeszcze jedna gaza i jeszcze tejp. Po jednym treningu stwierdziłam, że tyle tego marnuję i szkoda to robić w trakcie sezonu.

Zobacz również:
Karuzela transferowa TAURON Ligi

PlusLiga