W sobotę do Gliwic na rozgrywany tam finał Ogólnopolskich Mistrzostw w Minisiatkówce o Puchar Kinder Joy of Moving zawitał libero reprezentacji Polski Kamil Szymura. – Każdemu polecam, by tu przyjechał i to przeżył – czy jako kibic, czy jako uczestnik – mówił w rozmowie ze Strefą Siatkówki. Siatkarz opowiedział o rozwoju tego turnieju na przestrzeni lat, ocenił poziom rywalizacji i zdradził swoje plany wakacyjne.
Przyjechałeś na Kindera po raz pierwszy jako gość, ale czuję, że nie jest to twoje pierwsze spotkanie z tym turniejem?
Kamil Szymura: – Uczestniczyłem w mistrzostwach i grałem w ścisłym finale, gdy był on jeszcze rozgrywany w starej hali w Zabrzu. Miało to miejsce już przeszło paręnaście lat temu. „Kinderki” to bardzo fajna impreza. Każdemu polecam, by tu przyjechał i to przeżył – czy jako kibic, czy jako uczestnik.
Jak zmieniła się ta impreza na przestrzeni lat?
– Miejsce rozrywania się zmieniło. Obecnie zawody odbywają się w PreZero Arenie Gliwice. Jest to wciąż pachnąca nowością hala. Obiekt jest naprawdę bardzo ładny i przyjazny siatkówce. To nie są pierwsze siatkarskie wydarzenia tutaj. Co jeszcze nowego? Na pewno nowe twarze – uczestnicy jednak co roku lub co trzy lata się zmieniają, pod warunkiem oczywiście, że ktoś przez trzy lata z rzędu dostawał się do finału mistrzostw i występował najpierw w dwójkach, potem trójkach i na końcu w czwórkach. Też goście co roku przyjeżdżają inni.
W naszym kraju jest urodzaj siatkarzy i na zaproszenie organizatorów część z nich pojawiła się w hali, by umilić dzieciakom czas na tym turnieju. Też wielu z uczestników jest kibicami reprezentacji Polski i naturalnie chcą sobie zrobić zdjęcia z siatkarkami i siatkarzami. Jednak po meczach często brakuje na to czasu, by z każdym porozmawiać, zrobić sobie zdjęcie czy rozdać autografy. Zdecydowanie też więcej jest gier i zabaw wokół areny. Nie przypominam sobie, by za moich czasów było tak wiele różnych atrakcji.
Czujesz się trochę jak maskotka?
– Nie, wiem, po co tu jestem. Przyjechałem tutaj dla tych dzieciaków. Wiem, że dla nich to ważne – spotkać prawdziwych siatkarzy. Cieszą się, że mogą nas trochę poznać, podejść, a nie tylko śledzić nasze poczynania w telewizji. Dla mnie jest to bardzo miłe, że ludzie do mnie podchodzą i proszą o wspólne zdjęcie.
Szymura: Nie przypominam sobie, by za moich czasów było tak wiele różnych atrakcji.
A właśnie pytają cię tylko o zdjęcie, czy może pytają o przebieg twojej kariery, proszą o rady, jak zostać profesjonalnym siatkarzem?
– Paru kibiców pytało się, jak mi się grało w klubie, gdzie zaczynałem swoją przygodę z siatkówką. Na to drugie pytanie odpowiedź była prosta – swoje pierwsze siatkarskie kroki stawiałem w Rybniku.
Jak oceniasz poziom sportowy zmagań?
– Gdy dotarłem do hali przez pierwszych kilka dobrych minut byłem otoczony dzieciakami, chcącymi zrobić sobie ze mną zdjęcie, stojących w kolejce po autograf. Ale gdy już to ekscytacja nieco opadła, zacząłem przyglądać się rywalizacji. Naprawdę poziom turnieju jest wysoki. Widać, że dzieciaki mają spore umiejętności jak na tak młody wiek. Niezależnie od tego czy grają dziewczyny, czy chłopcy – walczą o każdą piłkę, dają z siebie wszystko i dysponują szerokim wachlarzem umiejętności. Bardzo przyjemnie się to ogląda.
Jakie masz plany na dalszą część wakacji?
– Aktualnie trwają przygotowania kadrowe na Uniwersjadę. Od poniedziałku do piątku pracowaliśmy, a w weekend właśnie wpadłem zobaczyć mistrzostwa w minisiatkówce. W niedzielę wieczorem spotykamy się w Jastrzębiu-Zdroju, gdzie będziemy mieli kolejny tydzień przygotowań. A za dwa tygodnie wylatujemy do Chin, żeby rywalizować tam i walczyć o medal.
Żeby grać na Uniwersjadzie, trzeba studiować. Co zatem studiujesz?
– Jestem studentem WSZiA w Opolu, czyli właściwie tej szkoły, na której studiuje większość siatkarzy. Studiuję zarządzanie. Jestem na drugim roku. Jak łączę siatkówkę ze studiami? Mam indywidualny tok nauczania. Jeśli mamy tylko okazję, to jedziemy do szkoły, by tam zdobyć wszystkie zaliczenia.
źródło: inf. własna