Stephan Boyer odchodzi z Jastrzębskiego Węgla, a na pożegnanie wspomina swój pobyt w Jastrzębiu i ocenia ostatni sezon w wykonaniu drużyny. – Rozmawialiśmy o tym z chłopakami, że gdy minie trochę czasu od tego ostatniego meczu, dopiero wtedy zdamy sobie sprawę z tego, że ten sezon był udany. Doszliśmy do każdego możliwego finału, wygraliśmy mistrzostwo Polski. To była dla mnie świetna walka, ta cała droga w meczach finałowych, by finalnie sięgnąć po mistrzowski tytuł. To nie jest łatwe. To było niesamowite zwycięstwo. Finał Ligi Mistrzów też był znakomitą przygodą. Dojście do finału tych rozgrywek i rozegranie takiego tie-break’a z ZAKSĄ to był wielki sukces.
Jakie to były rozgrywki dla ciebie osobiście?
Stephen Boyer: – Nie znam za dobrze historii tego klubu, ale widziałem i czułem atmosferę na tej hali. Szczególnie podczas meczów finałowych PlusLigi i półfinału Ligi Mistrzów. Myślę, że kibice sprawili, że ta hala zapłonęła. To były wyjątkowe emocje, których nie czułem chyba w żadnym innym klubie.
Który moment z tego sezonu zapadł ci w pamięć najbardziej?
– To było w tym okresie, kiedy gorzej nam szło i przegrywaliśmy dużo spotkań. Zorganizowaliśmy spotkanie całą drużyną, na którym wspólnie stwierdziliśmy, że musimy wierzyć w siebie i iść do przodu, a w końcu sytuacja się odwróci. Teraz, kiedy to sobie przypominam i widzę, jak zakończyliśmy ten sezon, stwierdzam, że cudownie odmieniliśmy stan rzeczy. To moje ulubione wspomnienie.
Jak będziesz wspominał cały okres spędzony w Jastrzębskim Węglu?
– Czułem się inaczej przez te dwa lata. Byłem bardziej skoncentrowany i profesjonalny. Zrobiłem duży krok naprzód w mojej sportowej karierze tutaj w Jastrzębiu.
Co twoim zdaniem przesądziło o tym, że nie wygraliście Ligi Mistrzów?
– Co do meczu… każdy chyba to widział i przeżywał to razem z nami. To finał Ligi Mistrzów. To, że wygraliśmy przed tym trzy spotkania o mistrzostwo Polski z ZAKSĄ, nie oznaczało, że pójdzie nam tak samo łatwo w finale Ligi Mistrzów. Byliśmy gotowi do walki, pewni tego, że to nie będzie łatwe spotkanie. Rozmawiałem z kilkoma osobami po wszystkim, że to był wielki finał. Było 12:15 w tie break’u, może gdyby jedna akcja zakończyła się inaczej, mogłoby być 15:12 dla nas. Taki był ten finał, byliśmy blisko, ale nie tym razem.
Jak czułeś się w Polsce przez te dwa lata?
– Kiedy przyjechałem do Polski, byłem pozytywnie zaskoczony tym, jak wygląda tutaj życie. Zrozumiałem, że siatkówka w Polsce stoi na wysokim poziomie pod względem organizacji, kibiców, każdego tygodnia musisz walczyć o zwycięstwo przeciwko świetnym drużynom. To niesamowite. Żyjemy w małych miastach, ale na każdym meczu hala jest wypełniona, to daje dużo ekscytacji podczas spotkań. Mogę mówić o tym miejscu w samych superlatywach i o moich dwóch pierwszych sezonach w PlusLidze.
Co powiesz o swojej relacji z trenerem Marcelo Mendezem?
– Jak tylko się spotkaliśmy i zaczęliśmy pracę nad nowym sezonem, sprawił, że od razu poczułem się pewny siebie. Od tamtej pory mamy bardzo szczególną relację, której nie mogę nazwać, po prostu jest wyjątkowa. Jestem mu wdzięczny za ten rok. Mam nadzieję, że będzie nam dane jeszcze się spotkać.
Jak zapamiętasz ten zespół i kolegów z drużyny?
– Jesteśmy profesjonalnymi zawodnikami, przenosimy się co dwa, trzy lata. Każdego roku budujemy nową drużynę, spotykamy nowe osoby, ale po czasie te kontakty zanikają. Jedyne co nas łączy, to wspólne wygrywanie. Ten sezon był pełen sukcesów. Zarówno w europejskich rozgrywkach jak i w PlusLidze. Z pewnością będziemy w kontakcie, spotkamy się ponownie na kawie, w rozjazdach, na zgrupowaniach kadry narodowej.
źródło: Jastrzębski Węgiel - inf. prasowa