Sir Sicoma Monini Perugia zanotowała na swoim koncie największy sukces w historii klubu. Pomimo heroicznego zrywu Aluron Warta CMC Zawiercie tym razem nie dała rady odwrócić stanu rywalizacji i przegrała 2:3 w finale Ligi Mistrzów. Nagroda MVP powędrowała w dłonie rozgrywającego włoskiej drużyny, Simone Giannellego. – Patrzyłem w jego stronę jak przegrywaliśmy i to dodawało mi trochę wiary, że możemy to zrobić razem. Był jedynym, który już wygrał to trofeum. Dawał nam więcej siły swoją obecnością, każdym podbiciem piłki czy zagrywką – chwalił Kamila Semeniuka rozgrywający.
Niestety nic dwa razy się nie zdarza. Finałowy pojedynek o złoto Ligi Mistrzów zakończył się przegraną 2:3 Aluron Warty CMC Zawiercie z Sir Sicoma Monini Perugią. Heroiczny zryw nie wystarczył. Włoska drużyna zachowała więcej sił i wygrała piątego seta 15:10.
Sukces wymaga poświęceń
Koniec turnieju, kolejne MVP powędrowało w twoje ręce, a wy zdobyliście trofeum, którego tak bardzo brakowało w klubie. Musieliście poświęcić sporo sił, żeby to wygrać.
Simone Giannelli: – Racja. Bardzo się cieszę, że wygraliśmy tak cenne trofeum. To ile poświęcił zespół, żeby tu być, czuć było od pierwszego dnia turnieju. Nie ma co ukrywać, że Liga Mistrzów jest trudna i bardzo wyczerpująca. Liczyliśmy się z tym i walczyliśmy w trakcie sezonu. Dlatego gratuluję zespołowi i całemu klubowi.
Polscy kibice faktycznie najlepsi
To piękny sukces, który zdobyliście na trudnym terenie.
– Zagrałem w Polsce sporo spotkań, więc bardzo szanuję polskich kibiców. Zgadzam się ze stwierdzeniem, że są najlepsi na świecie. Mówię tak dlatego, że oni zawsze oprócz kibicowania swoim drużynom mają mnóstwo szacunku dla przeciwnika. Kiedy z reprezentacją Włoch wygrywaliśmy w Polsce trofea, to nam gratulowali. Kiedy przegrywaliśmy, to też nas oklaskiwali.W Łodzi było podobnie. To jasne, że kibicowali polskiemu zespołowi, a nam bardzo serdecznie gratulowali wygranej po meczu. Bardzo wszystkim dziękuję. Lubię grać na polskiej ziemi, bo widać, że polscy kibice bardzo kochają siatkówkę
Kontuzje
Przemknęło ci przez głowę w trakcie meczu, że Warta Zawiercie może powtórzyć scenariusz ze swojego półfinału? Mam na myśli to, że przegrywając 0:2 i grając dość słabo byli w stanie odmienić sytuację.
– Nie bałem się tego, ale byłem świadomy, że to może się stać. Nawet jak prowadziliśmy 2:0, to graliśmy z szacunkiem dla przeciwnika. Warta Zawiercie to bardzo dobry zespół. Przykro mi ze względu na to, że też mieli w drużynie dużo kontuzji. Jurij Gładyr ma za sobą genialny sezon, a ze względu na uraz nie grał. Atakujący, Karol Butryn też przecież wracał po kontuzji. Polska drużyna nie była w stanie zagrać na 100% swoich możliwości. U nas brakowało Roberto Russo, który ma za sobą operację i nawet nie mógł tu przylecieć ze względu na rehabilitację. Przykro, ale sport niestety taki bywa. Nawet jak jest źle, to czasem trzeba zacisnąć zęby.
Przekuć porażkę w sukces
A jaki smak będzie miało dla ciebie to trofeum?
– Bardzo się cieszę z tego, co się stało, ale szczerze mówiąc trochę bardziej ze względu na to, jaką drogę przebyliśmy, żeby zagrać w finale. Pracowaliśmy ciężko po porażce z Lube w półfinale. Zresztą mówiłem ci o tym, jak rozmawialiśmy ostatnim razem. Za nami trudny mecz ze znakomitym przeciwnikiem, a my zapracowaliśmy sobie na taką wygraną.
Cel na sezon reprezentacyjny
Zdajesz sobie sprawę, że przywiozłeś medale ze wszystkich turniejów klubowych i kadrowych?
– Właśnie nie. Nie zdobyliśmy jeszcze nic w Lidze Narodów. To jeden z celów na nadchodzący sezon kadrowy. Z klubem zdobyłem wszystkie możliwe złota. Nie grałem jeszcze w Challenge Cup, więc zobaczymy (śmiech). To jednak musi być punkt wyjścia. Ja dalej chcę się bawić siatkówką, rozwijać się jako zawodnik, bo wiem że mam nad czym pracować. Jestem jeszcze dość młody, więc bardziej niż na trofeach skupiam się na tym, jak być najlepszą wersją siebie.
Kamil Semeniuk dodawał wiary
Pół żartem, pół serio macie w składzie kogoś, kto wygrał Ligę Mistrzów trzy razy. Podpowiedział wam jak to się robi?
– Szczerze mówiąc chwilami patrzyłem na Kamila, bo o nim mówisz prawda?
Oczywiście
– Dawał mi swoją obecnością trochę wiary, nawet jeśli przez kontuzję nie mógł zagrać w tym turnieju dłużej. Wiem, że mocno zaciskał zęby i robił wszystko, żeby tu być i nam pomóc. Albo wejść na zagrywkę, albo trochę pomóc w przyjęciu. Patrzyłem w jego stronę jak przegrywaliśmy i to dodawało mi trochę wiary, że możemy to zrobić razem. Był jedynym, który już wygrał to trofeum. Dawał nam więcej siły swoją obecnością, każdym podbiciem piłki czy zagrywką. Jestem mu za to bardzo wdzięczny. Bardzo mi przykro, że nie mógł grać, bo cały sezon prezentował się znakomicie. Podziękowałem mu już za to po meczu. Mówiłem mu, że w tym sezonie bardzo nam pomógł. Cieszę się, że z nami był i życzę mu, żeby siatkówka dała mu jeszcze dużo satysfakcji. Bardzo na to zasługuje.
Dopóki zdrowie pozwoli
Wydaje mi się, że po tak wyczerpującym sezonie chciałbyś wyrzucić siatkówkę z głowy na moment?
– Chciałbym zrobić sporo rzeczy, chciałbym podróżować, ale nie mogę. Pojawię się od razu na zgrupowaniu kadry i nie będę nic odpuszczał. Dopóki mam możliwość grania w barwach narodowych, to nie będę odpuszczał. Bardzo się cieszę, że dalej mogę grać w reprezentacji. Dostanę tydzień, może 10 dni odpoczynku. Ale tutaj też nie będę mógł leżeć i nic nie robić, bo będę się czuł nieprzygotowany. Spędzę trochę czasu z rodziną, z moją dziewczyną i przyjaciółmi.
Ferdinando de Giorgi nie dał ci ani chwili przerwy?
– Chciał dać, ale ja jestem takim zawodnikiem, który pierwszy powie, że chce przyjechać na kadrę. Dopóki ciało będzie dawało radę, to będę grał w reprezentacji bez żadnego zastanawiania się.
Zobacz również:
Co ze zdrowiem Kamila Semeniuka?