Od początku okresu przygotowawczego prowadzę listę kontuzjowanych zawodników. Niestety, z kolejki na kolejkę jedynie się powiększa. Wydaje się, że wszyscy znają odpowiedź na pytanie dlaczego tak jest – kalendarz. Jesteśmy po 5. kolejce, a moja lista z mniejszymi czy większym urazami i chorobami ma już 39 nazwisk. A nie ma nawet na niej zawodników, którzy z gry wykluczeni byli przed startem okresu przygotowawczego. Wszystkiego jest za dużo. Idźmy w jakość, nie ilość.
TO TYLKO EFEKT?
Owszem, ale moim skromnym dziennikarskim zdaniem, diagnoza jest o wiele bardziej złożona. Kalendarz to tylko, a raczej aż – efekt. To moim zdaniem efekt lat zaniedbań dotyczących międzynarodowych imprez, które często mijały się z celem. Szkoda, że nie udało się rozegrać kwalifikacji do kwalifikacji. Chociaż pewnie się udało, tylko mi to umknęło. Wychodzi mi na to, że siatkarski Mount Everest działaczy FIVB i CEV skupił się za bardzo na sponsorach i na wpływach od gospodarzy kolejnych, nie zawsze potrzebnych imprez.
To spowodowało, że międzynarodowy kalendarz, od którego uzależniony jest ten ligowy, jest napięty do granic możliwości. A raczej był, bo i na samej górze siatkarskiego Olimpu wreszcie chyba zrozumiano, że należy iść w jakość, a nie w ilość.
Czy jest szansa, że zrozumieją to też ludzie odpowiedzialni za kształt polskiej ligi? Nie wiem, choć się domyślam. Mam jednak nadzieję, że się to zmieni.
Kiedyś to było…
Pamiętam swój pierwszy, świadomie obejrzany mecz siatkówki. Jest rok 2000, za oknem szarówka, a w telewizji transmisja z hali Polonia w Częstochowie. W hali głośny i gorący doping. Nie pamiętam, z kim grała ówczesna Galaxia Jurajska AZS Bank Częstochowa, ale pamiętam, że od tamtego spotkania się zakochałam w siatkówce i czekałam na każdy mecz, który był transmitowany w TV4.
Teraz dalej kocham tę dyscyplinę, ale nie wyczekuje już jak wtedy. Siatkówkę mam na co dzień. Mam to szczęście, że pasja po latach stała się moją pracą. Nie sądziłam jednak, że kiedykolwiek będę w stanie powiedzieć, że siatkówki mam za dużo. Przez lata chłonęłam każdy mecz, który mogłam obejrzeć. Najpierw na szklanym ekranie, potem na żywo. Przez lata było to dla mnie święto. Byłam w stanie poświęcić swoje oszczędności, żeby jako nastolatka kupić drugi telewizor, bo w zimie siatkówka kolidowała czasem ze skokami narciarskimi, które musiał oglądać mój tata. A po co się kłócić?
Współczesna technologia na szczęście nie wymaga już kupowania kolejnych odbiorników telewizyjnych. W dobie powszechnego streamingu każdy może wybrać i za odpowiednią opłatą oglądać to, na co tylko ma ochotę. Mam wrażenie, że nie wszyscy w siatkówce zdają sobie z tego sprawę. Ja sama wolę po prostu włączyć telewizor i obejrzeć mecz, ale jeśli nie jestem w hali, to nie będę ukrywać, że w zdecydowanej większości mecz stanowi tylko tło do tego, co robię. Jakość po prostu mnie nie powala.
Walki gladiatorów to już historia, ale czy na pewno?
Siatkarze od lat określani są mianem gladiatorów. I wydaje się, że niestety słusznie. Prawie dzień po dniu wychodzą na swoją arenę i czasem resztkami sił dają uciechę tłumowi. Ich walka okupiona jest kolejnymi kontuzjami, przemęczeniem i całkowitym brakiem czasu na cokolwiek innego.
Dawne walki gladiatorów były jedną z najpopularniejszych rzymskich rozgrywek. Gladiatorzy wywodzili się z jeńców wojennych, a niektórych bogatych rzymian stać było na swoich gladiatorów, za których wyszkolenie płacili spore sumy.
Teraz mamy zawodników, którzy mają po prostu dość. Mówią o tym mniej lub bardziej wprost. Wielokrotnie wspominał o tym Łukasz Kaczmarek, który jest jednym z najbardziej obciążonych w 2023 roku zawodników na świecie. W rozmowie z Sarą Kalisz z TVP Sport szczerze mówi, że nie ma czasu na cokolwiek poza siatkówką. I ta jego wypowiedź, podobnie jak wiele innych, najzwyczajniej w świecie mnie zasmuciła. Siatkarzom trudno liczyć na spokojne dwa dni wolnego. Tak naprawdę w tym sezonie nie mają nawet czasu na… trening.
ZA DUŻO I KROPKA
Problem jest owszem złożony, ale na pewno jednym z czynników, który wpływa na taki maraton jest 16-zespołowa liga. Owszem, może i poziom jest bardziej wyrównany, ale chyba nie podniósł się.
Czas pokazał, że 16 drużyn w lidze to zdecydowanie za dużo. Kropka. 12 byłoby idealne, ale znając realia – wróćmy chociaż do 14. Marzy mi się, żeby prezesi klubów i wszystkie osoby odpowiedzialne za aktualny stan ligi uderzyły się w pierś i powiedziały: Popełniliśmy błąd, 16 drużyn to za dużo. Przeliczyliśmy się i zrobimy wszystko, żeby jak najszybciej to zmienić.
Chciałabym, żeby posłuchali kibiców, prezesa PZPS – Sebastiana Świderskiego, który głośno mówił, że 16 to w tym wypadku za dużo, a przede wszystkim siatkarzy. To oni trochę chyba łapiąc się ostatniej deski ratunku przebijają się w pomeczowych rozmowach ze swoimi apelami.
Chciałabym, żeby wróciła ekscytacja weekendem meczowym. Żeby siatkarskie klasyki były stojącymi na wysokim poziomie widowiskami sportowymi, po których dyskusje toczą o rewelacyjnych zagraniach, a nie o tym, dlaczego środkowy musiał zagrać na pozycji atakujący, bo ten natomiast potrzebny był w przyjęciu.
POWSTANIE SPARTAKUSA
Nie wiem, co jeszcze mogą zrobić siatkarze, żeby zaczęto ich słuchać. Mam nadzieję, że ten sezon sprawi, że zostanie stworzony związek zawodowy siatkarzy. Może chociaż rada kapitanów, która będzie jednym z decydentów, którzy będą mieli wpływ na kształt przyszłych rozgrywek ligowych. Gladiator Spartakus także zorganizował swoje powstanie, które zjednoczyło niewolników, gladiatorów i biedaków.. W jedności w końcu siła? Ciężkie czasy podobno wymagają poświęceń, ale teraz poświęcają się tylko siatkarze.
- Siatkarzom życzę zdrowia, bo na nic innego chyba w tym sezonie nie mogą liczyć.
- Kibicom życzę swojego entuzjazmu sprzed lat, kiedy nie mogłam się doczekać na każdy kolejny mecz.
- Decydentom życzę, żeby postawili na jakość, a nie na ilość.
źródło: inf. własna