Już jutro Kraków będzie gościł finalistów TAURON Pucharu Polski siatkarzy. Resovia Rzeszów, Aluron CMC Warta Zawiercie, Jastrzębski Węgiel i Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle to cztery drużyny, które powalczą o to prestiżowe trofeum w krakowskiej TAURON Arenie. – Puchar Polski jest specyficzny, nie daje przyzwolenia w trakcie eliminacji na żadną wpadkę – mówi prezes PZPS Sebastian Świderski.
Czego możemy się spodziewać po rozpoczynającym się za chwilę turnieju w Krakowie, w którym wezmą udział aktualnie cztery najmocniejsze drużyny, biorąc pod uwagę oczywiście tabelę PlusLigi? Czy stolica Małopolski jest gotowa na powrót tak ważnej imprezy siatkarskiej?
Sebastian Świderski: – Kraków, mimo iż sam nie ma zespołu na najwyższym poziomie rozgrywkowym, w tym sezonie gości Barkom Każany Lwów występujący w PlusLidze. Należy także wspomnieć, że od lat to piękne miasto jest fantastycznym i mocnym partnerem Polskiej Siatkówki, współorganizuje chociażby Memoriał Huberta Jerzego Wagnera, a wcześniej wielokrotnie odbywały się tam spotkania naszych reprezentacji. Nasza współpraca na pewno będzie się jeszcze rozwijała. Co do samego turnieju finałowego, to powiem trochę przewrotnie, że mimo sentymentów, które zostają z boku, czuję się już zwycięzcą, ponieważ na pewno zwycięży siatkówka. Kibicuję każdemu zespołowi. Dla mnie najważniejsze jest, aby te widowiska stały na najwyższym poziomie, aby kibice, którzy zgromadzą się w krakowskiej TAURON Arenie, byli zadowoleni i cieszyli się z jak najlepszych występów finalistów, bo to rozwija naszą dyscyplinę i też zostanie na przyszłość.
Puchar Polski rządzi się swoimi prawami – zwycięzca bierze wszystko. Jako utytułowany zawodnik i były trener, czy mógłby pan przybliżyć jego specyfikę?
– Puchar Polski był zawsze i jest nadal pierwszym wielkim testem, sprawdzianem sił, jeżeli chodzi o ligę i możliwość zdobycia pierwszego trofeum w sezonie. Od kilkunastu lat mamy także superpuchar rozgrywany między mistrzem Polski a zdobywcą Pucharu Polski, ale biorące w nim udział zespoły odbiegają często personalnie od tego, w jakich składach zdobywały te tytuły w poprzednim sezonie. Wracając do samego Pucharu Polski, drużyny przygotowują się do niego dłużej, są lepiej zgrane, mają za sobą bardzo dużo grania, a same turnieje finałowe stoją zawsze na wysokim poziomie. To taka pierwsza, bezpośrednia rywalizacja o coś – bo to, że się w lidze rywalizuje to jest jedno, natomiast pamiętajmy, że medale rozdaje się dopiero po play-offach. W sezonie zdarzają się zwyżki i zniżki formy, każdy ma inny mikrocykl, każdy inaczej się przygotowuje. Jedni szykują się pod dane spotkanie, inni grają europejskie puchary, gdzie muszą też tę formę inaczej budować, a jeszcze pozostali skupiają się tylko na play-offach, które są w dalszej perspektywie. Natomiast Puchar Polski jest taki, że niestety tutaj trzeba być przygotowanym do każdego spotkania i przegrywający zawsze odpada. Zawsze trzeba wejść na boisko i udowodnić swoją siłę i wyższość. Tak jak się potocznie mówi: powtórki nie ma, nie ma rewanżu, nie ma złotego seta – trzeba wygrywać w każdym spotkaniu, żeby ten puchar na końcu podnieść do góry i tak naprawdę zdobywca trofeum jest zwycięzcą całego cyklu, czyli nie przegrał żadnego spotkania. Zwyciężając mistrzostwo Polski można natomiast przegrać nawet kilka spotkań w play-off, a na końcu mimo wszystko zdobyć złoty medal. Puchar Polski jest specyficzny, nie daje przyzwolenia w trakcie eliminacji na żadną wpadkę. Pamiętajmy, że są wcześniejsze rundy i w związku z tym mogą się pojawiać takie niespodzianki jak na przykład w tym sezonie – drugoligowy CHKS Arka Chełm pokonał pierwszoligową Avię Świdnik. W nagrodę na swoim obiekcie gościli w ćwierćfinale TAURON Pucharu Polski Jastrzębski Węgiel, wicemistrzów Polski. Dzięki temu mieliśmy wielkie święto siatkówki w zespole drugiej ligi.
W swojej sportowej karierze wielokrotnie zdobywał Pan to trofeum wraz ze swoimi zespołami. Czy któreś szczególnie zapadło w pamięci? Do którego wraca pan z największym sentymentem?
– Najbardziej pamiętny dla mnie Puchar Polski, to jest ten pierwszy wywalczony ze Stilonem Gorzów w 1997 roku. Graliśmy wówczas na zapleczu ekstraklasy, czyli w I B. Wygrywaliśmy wtedy po kolei ze wszystkimi medalistami. Po drodze był Kazimierz Płomień Sosnowiec (mistrz Polski 1995/96), który zdobył na koniec rozgrywek ligowych czwarte miejsce, Yawal Częstochowa w półfinale – złoty medalista tamtego sezonu. W finale rozegraliśmy pamiętny mecz z Mostostalem Kędzierzyn-Koźle (srebro w sezonie 1996/1997 – przyp. red.) – w ostatnim secie, przy starym systemie, wygraliśmy 15:0! Do tamtych wydarzeń miło się wraca i często rozmawiamy o nich z kolegami z zespołu. Można powtórki z tych spotkań w tej chwili obejrzeć w Internecie, co jest bardzo miłe. Drugi mój puchar, do którego wracam, to mój pierwszy Puchar Polski zdobyty już w roli trenera z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle. W 2014 r. będąc po drugiej stronie, trenerem na dorobku, pojechałem z zespołem do Zielonej Góry i zdobyliśmy trofeum – nie występowaliśmy w roli faworytów. Dla mnie osobiście była to wielka sprawa, z której bardzo się cieszyłem, ponieważ nie każdy na początku swojej drogi trenerskiej jest w stanie odnieść taki sukces, a wielu jest trenerów, którzy pracują w latami i mimo wszystko takiego trofeum nie zdobywają.
Nie mogę nie zapytać o aspekt postrzegania zdobycia Pucharu Polski z perspektywy prezesa jednego z najbardziej utytułowanych klubów w Polsce. Czy sportowy punkt widzenia i emocje z nim związane schodzą na dalszy plan?
– To zawsze są dwa aspekty. Aspekt czysto sportowy u zawodnika, czy też trenera – wtedy przeżywa się te spotkania i chciałoby się zawsze wygrywać i osiągać sukcesy. Na tym skupiona jest ich praca. W momencie bycia prezesem, dochodzą do wyzwań sportowych i samych emocji z nimi związanych, aspekty marketingowo-biznesowy, o którym wcześniej zawodnicy, czy szkoleniowcy nie myślą. Wiadomo, że ogrom pracy z tym związany jest znacznie przyjemniejszy dla wszystkich, w momencie, w którym są wyniki i można zaprezentować zdobyty Puchar Polski. Dużo łatwiej się pracuje, gdy te wszystkie sukcesy pojawiają się w klubie – nie odczuwa się ciężaru tych nowych wyzwań.
Wracając jeszcze na chwilę do pana kariery zawodniczej. Dwukrotnie wraz ze swoim włoskim zespołem sięgnął pan po tytuł zdobywcy Pucharu Włoch. Czy można porównać te dwa puchary do siebie? Czy mają podobny odbiór w środowisku siatkarskim odpowiednio polskim i włoskim?
– Trzeba zauważyć, że kiedyś Puchar Polski nie był tak spektakularny jak obecnie – chociażby w czasach zdobycia przeze mnie pierwszego trofeum ze Stilonem Gorzów. Nie miał takiej oprawy jak to miało miejsce w latach mojej gry we Włoszech (Sebastian Świderski zdobył z Lube Banca Macerata Puchar Włoch 2008 i 2009 r. – przyp. red.). Tam na moment krajowych rozgrywek pucharowych wszystkie oczy zwrócone były na to święto, święto całego włoskiego sportu. Włosi robili z tego wielkie wydarzenie, ale teraz śmiało możemy rywalizować pod względem organizacyjnym, czy doniosłości tego siatkarskiego turnieju z najlepszymi ligami, także włoską. Jest duże zainteresowanie, fantastyczna oprawa i wysoki poziom sportowy. Tego się spodziewamy w najbliższych dniach, to będzie pokaz siatkówki na najwyższym poziomie w TAURON Arenie Kraków.
źródło: pzps.pl