– To dla Nikoli Grbicia wielki sukces nie tylko dlatego, że wygrał Ligę Mistrzów, ale też dlatego, że zrobione to zostało na jego terenie. To w Weronie przez trzy lata prowadził zespół i uczył się trenerskiego fachu. Podziękowano mu jednak, rezygnując ze współpracy. To zdjęcie pozostanie na zawsze świadectwem, że marzenia się spełniają – mówi po zwycięstwie Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle Sebastian Świderski, prezes klubu, który sam był w przeszłości zarówno zawodnikiem, jak i szkoleniowcem tego zespołu.
Jest pan w stanie opisać to, co się wydarzyło, czy jeszcze to do pana nie dochodzi?
Sebastian Świderski: – Myślę, że do nikogo z naszego klubu to jeszcze nie dotarło. Wydaje mi się, że dopiero po tym, jak spokojnie usiądziemy i zobaczymy powtórkę finałowego spotkania, zdamy sobie sprawę z tego, że przeszliśmy do historii i zapisaliśmy się w niej złotymi literami.
Procentowo, jak ocenialiście swoje szanse?
– Ważne, że wygraliśmy (śmiech). Jeszcze przed startem finału mówiłem jednak, że nie jesteśmy faworytami. Itas Trentino grało we włoskiej hali, to ten zespół mógł przygotowywać się w niej przez cały miesiąc. Może właśnie tak długa przerwa zadziałała na niekorzyść rywali? Nie zmienia to faktu, że zespół ten w składzie ma wielkie nazwiska i spore doświadczenie w wygrywaniu Ligi Mistrzów. Tytuły, które ma na swoim koncie, w mojej ocenie dawały pewną przewagę. Boisko jednak weryfikuje teorię i pokazuje, kto jest lepszy. W tym przypadku była to Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle!
Proszę zdradzić, co zrobiliście, żeby wybić chłopakom z głowy ciężar porażki w mistrzostwach Polski? W Jastrzębiu-Zdroju widać było, jak bardzo ona na nich oddziałała.
– Wielką rolę w tym odegrał sztab szkoleniowy. Ja jestem nieco z boku i mam inne rzeczy na głowie, ale to właśnie trenerzy odpowiadali za przygotowanie drużyny. Potrafili pozbierać naszych chłopaków zarówno pod względem mentalnym, jak i fizycznym. Wzorcowo wymusili też na zawodnikach, by realizowali taktykę w poszczególnych ustawieniach. Spowodowali, że siatkarze nie patrzyli na wynik na tablicy, a grali to, co zostało ustalone wcześniej. Wielkie brawa dla sztabu szkoleniowego. Pozbierać zawodników po finale mistrzostw Polski to jedno, ale przygotować do kolejnego, tak wymagającego rywala, to drugie.
To olbrzymi sukces Nikoli Grbicia. Zdjęcie, kiedy jest na kolanach po ostatnim punkcie i płacze, chyba powinniście sobie w klubie powiesić.
– (śmiech) Chyba tak. To dla niego wielki sukces nie tylko dlatego, że wygrał Ligę Mistrzów, ale też dlatego, że zrobione to zostało na jego terenie. To w Weronie przez trzy lata prowadził zespół i uczył się trenerskiego fachu. Podziękowano mu jednak, rezygnując ze współpracy. To zdjęcie pozostanie na zawsze świadectwem, że marzenia się spełniają. Trzeba tylko o nie walczyć i wierzyć do końca.
Zadrżało panu serce w niepewności po drugim secie?
– Do połowy pierwszego seta miałem obawy, ponieważ po jednej i drugiej stronie siatki było widać wielką nerwowość. Pojawiły się proste błędy, które normalnie by się nie zdarzyły, choćby w zagrywce czy ataku. Później zobaczyłem, że nasi zawodnicy zaczęli grać swoją siatkówkę. Przestali się mylić i wierzyli do końca. Benjamin Toniutti potrafił w kluczowych momentach wykreować liderów. Na końcu na poziom wyżej wskoczył Aleksander Śliwka, który doprowadził nasza siatkarską łódkę do brzegu. Kończył bardzo ważne, trudne piłki. Wielkie brawa dla wszystkich zawodników. Udźwignęli ten ciężar. Tak, jak głosiło hasło tego sezonu, łyknęli ten finał i wracają z tarczą do domu.
To jest wielkie szczęście. Czy pojawia się z tyłu głowy znak zapytania odnośnie do kolejnego sezonu?
– Nie, na tę chwilę nie myślę o kolejnym sezonie. Dziś dopiero go oficjalnie zakończymy, a we wtorek udamy się do głównego sponsora. Chcemy pokazać puchar mieszkańcom Kędzierzyna-Koźla. Świętujemy i będziemy świętować. Co do przyszłego sezonu, mamy czas, żeby się nad nim jeszcze zastanowić.
Planujecie oficjalny przejazd z pucharem przez miasto?
– Nie wiem, czy zdradziłem tajemnicę, ale tak, tak właśnie planujemy. Chcemy pokazać puchar kibicom i być z nimi. To jest też ich zwycięstwo i im również należą się podziękowania. To był trudny sezon, gdy prawie w ogóle nie mogli być z nami w hali. Czuliśmy jednak ich wsparcie cały czas. Kędzierzyn-Koźle żyje siatkówką dzięki nim. Zapraszamy więc do wspólnego przejazdu zawodników przez nasze miasto. Odbędzie się to 4 maja. Szczegóły z trasą powinny pojawić się w naszych social mediach jeszcze w niedzielę.
Rozmawiała Sara Kalisz – więcej w serwisie sport.tvp.pl
źródło: sport.tvp.pl