– Polska jest faworytem całych mistrzostw – grają podstawowym składem i mają coś do pokazania po igrzyskach. Byłem bardzo zaskoczony, że nie udało im się dotrzeć do finałów w Tokio, bo na pewno dałoby to jeszcze większy impuls polskiej siatkówce. Poza nimi – może Rosjanie, choć oni musieli dokonać kilku zmian w składzie, podobnie jak Francja. Na pewno liczyć będą się również Serbowie, którzy bronią mistrzostwa – powiedział Sam Deroo, przyjmujący reprezentacji Belgii.
Po trzech meczach CEV mistrzostw Europy macie na koncie tylko jedną wygraną – z Grecją. Czy spodziewał się pan, że tak będzie wyglądała wasza sytuacja na tym etapie turnieju?
Sam Deroo: Z perspektywy czasu trochę szkoda meczu z Portugalią, bo w nim mogliśmy pokusić się o zwycięstwo. Byliśmy bardzo blisko, ale nie udało się. Cieszę się, że pomimo dwóch porażek we wcześniejszych spotkaniach, potrafiliśmy podnieść się i wygrać z Grecją. Wciąż wszystko mamy w swoich rękach i wierzę w to, że przeciwko Ukrainie pokażemy co potrafimy i uda nam się zakwalifikować do kolejnej rundy mistrzostw. Ja jestem zadowolony ze swojej gry, ale jako drużyna, brakuje nam jakości. Mamy bardzo młodych środkowych i w niektórych momentach nie wszystko jeszcze funkcjonuje tak, jak powinno. Mógłbym zwalać na nich winę, ale to jest ich pierwszy turniej na takim poziomie i dla nich jest to po prostu cenne doświadczenie.
Jak pan się czuje znowu w Polsce? Kibiców zna pan doskonale, bo już wcześniej przez cztery sezony występował pan w PlusLidze, w ZAKSIE Kędzierzyn Koźle.
– Cieszę się z powrotu do Polski. Zawsze uwielbiałem tutaj grać – kibice i cała otoczka siatkówki w waszym kraju jest niesamowita. Niektórzy fani przyszli kibicować drużynom jeszcze przed meczem Polaków i fajnie było znowu poczuć atmosferę hali. Brakowało tego bardzo podczas pandemii.
Tym bardziej, że niedługo znów pana zobaczymy na polskich parkietach, bo po dwóch latach gry w rosyjskiej Superlidze wraca pan do PlusLigi, tym razem do Asseco Resovii Rzeszów.
– Już nie mogę doczekać się sezonu klubowego. Liczę, że w Rzeszowie również będziemy mieć ogromne wsparcie kibiców. Do dziś pamiętam gdy z ZAKSĄ graliśmy finał ligi na Podpromiu – wtedy ich zniszczyliśmy, ale fani byli z nimi do samego końca. Zapamiętałem to tak mocno, bo mam inne doświadczenia na przykład z Włoch, gdzie po jednym przegranym secie możesz zostać wygwizdanym przez własnych kibiców. Tam nic takiego nie miało miejsca – kibice byli cały czas z drużyną. Jestem zdrowy, żądny gry i wierzę, że w Resovii uda nam się osiągnąć coś fajnego. Mamy bardzo ciekawy zespół, z dużymi ambicjami, dobrego trenera, a sama liga zapowiada się bardzo ciekawie. Zespół został zbudowany do walki o najwyższe cele – wiem, że władze klubu chcą powrócić do trójki najlepszych zespołów PlusLigi i myślę, że mamy na to szansę. Poza tym znów zagram w jednym zespole z Pawłem Zatorskim, z którym bardzo się lubimy i dobrze się rozumiemy, więc bardzo mnie to cieszy.
Wracając do mistrzostw Europy, już dziś zmierzycie się z Polską. Jakie są pańskie oczekiwania co do tego meczu?
– Szczerze mówiąc, dla nas kluczowym meczem będzie spotkanie z Ukrainą. Nie wiem jeszcze jak podejdziemy do konfrontacji z Polakami. Na pewno będziemy starali się utrzymać swój rytm gry, ale o zwycięstwo będzie trudno. Zamierzamy cieszyć się atmosferą w hali, bo zapewne na ten mecz przyjdzie wielu polskich kibiców. Dla kilku młodych zawodników w naszej drużynie będzie to pierwsza okazja, aby zagrać przed taką publiką i będzie to dla nich wielkie przeżycie. Cieszę się, że do naszego zespołu wchodzą młodzi gracze – w niektórych momentach brakuje im jeszcze jakości gry, ale to wszystko przyjdzie z czasem.
Jakie są pańskie relacje z Vitalem Heynenem? Czy czuje pan, że musi pan coś mu udowodnić?
– Nie mam Vitalowi nic do udowodnienia. Między nami wszystko jest w porządku – nie wiem dlaczego w Polsce wszyscy dorabiają jakieś podteksty do tej sytuacji. Mieliśmy różnice w zdaniach w kwestii tego w jaki sposób opuścił nasz zespół, ale życzę mu jak najlepiej. Nawet powiedziałem już wcześniej, że według mnie zwolnienie go z Perugii było głupotą. Nie chodziło nawet o moment, w którym to zrobiono, ale o sam fakt zwolnienia. Wciąż uważam, że jest dobrym trenerem i nie mam z tym żadnego problemu. Nie będziemy jednak najlepszymi przyjaciółmi. Opuścił naszą drużynę w momencie, w którym miałem wielkie ambicje sportowe, ale dostał ofertę prowadzenia jednego z najlepszych zespołów na świecie. Nie mam żalu o to, że ją przyjął, ale o sposób zakomunikowania tej decyzji nam i innym, ale to było kilka lat temu i jest to już przeszłość.
Kogo widzi pan w gronie faworytów mistrzostw Europy? Już pierwsze mecze turnieju przyniosły kilka niespodzianek, jak przegrane Rosji czy Słowenii.
– Ten turniej już przynosi i zapewne przyniesie jeszcze kilka zaskakujących wyników. Wiele drużyn, szczególnie te występujące na igrzyskach, odczuwają zmęczenie sezonem. A inne wręcz przeciwnie – chcą coś udowodnić i sądzę, że w dalszej perspektywie to może mieć znaczenie. Polska jest faworytem całych mistrzostw – grają podstawowym składem i mają coś do pokazania po igrzyskach. Byłem bardzo zaskoczony, że nie udało im się dotrzeć do finałów w Tokio, bo na pewno dałoby to jeszcze większy impuls polskiej siatkówce. Poza nimi – może Rosjanie, choć oni musieli dokonać kilku zmian w składzie, podobnie jak Francja. Na pewno liczyć będą się również Serbowie, którzy bronią mistrzostwa.
*Rozmawiała Iwona Gąsior
źródło: plusliga.pl