Dla Wenezuelczyków awans do igrzysk olimpijskich w Tokio jest jednym z największych sukcesów ostatnich lat. – Musimy wykorzystać tę okazję, aby znaleźć większe wsparcie nie tylko dla drużyn seniorskich, ale także dla młodzieży. Bez struktur trudno jest osiągać wyniki. Wenezuelska siatkówka miała w przeszłości ważnych graczy i ważne momenty, a wszystkie one były wynikiem zorganizowanego procesu – powiedział Ronald Sarti.
Ronald Sarti w 2017 roku rozpoczął pracę jako trener reprezentacji Wenezueli. Pod jego wodzą Wenezuelczycy w styczniu zeszłego roku awansowali do igrzysk olimpijskich w Tokio po raz drugi w historii (wcześniej udało im się to w 2008 roku). – Od początku mojej kariery trenerskiej słyszałem wiele razy w klubach, a nawet reprezentacji narodowej, że podjąłem niewłaściwą decyzję, przyjmując tę pracę i że nie ma możliwości, aby ten projekt odniósł sukces – wspomina trener. – Z mojego punktu widzenia mogłem zaakceptować sytuację lub popracować nad zbudowaniem czegoś innego. Uważam, że pesymista nie ma szans na odniesienie sukcesu, a każdy problem traktuję jako wyzwanie, zaś każde wyzwanie jako motywację. Nic nie czyni mnie bardziej szczęśliwym, niż odniesienie sukcesu – podkreślił Sarti.
Przed nowym trenerem Wenezuelczyków stało wiele wyzwań. W kraju była grupa siatkarzy, której nie udało się odnieść międzynarodowego sukcesu przez niemal dekadę. Dodatkowo grupa opłakiwała stratę swojego kapitana – Kervina Pinerua, który zmarł w wieku zaledwie 25 lat zmarł na zawał serca. Szkoleniowiec zdawał sobie sprawę, że musi pracować na wielu płaszczyznach. Sarti był świadomy, jak wiele pracy czego jego oraz siatkarzy. – Gracze odegrali w tym ogromną rolę. Gdybym był tylko ja, nigdy by nam się nie udało. Po drodze mieliśmy do czynienie z kilkoma problemami, ale nigdy nie stracili wiary w to, co robiliśmy. Zawsze podchodziliśmy do przeszkód na naszej ścieżce jak do szans na poprawę. Gdybyśmy zamiast tego pozwolili niektórym z tych sytuacji pociągnąć nas w dół, nie mielibyśmy szans – stwierdził wenezuelski szkoleniowiec.
Wenezuelczycy pokonali długą drogę, by zdobyć kwalifikację olimpijską, ale udało im się to. W decydującym turnieju w Chile Wenezuela pokonała gospodarzy oraz reprezentację Peru za trzy punkty, zaś uległa Kolumbijczykom 2:3. Te rezultaty wystarczyły jednak do awansu. – Zagrać o nasze olimpijskie marzenie w zaledwie trzy dni, to było szaleństwo – przyznał trener. – Kiedy przegraliśmy z Kolumbią poszedłem prosto do swojego pokoju hotelowego i zacząłem obliczać, jakich wyników potrzebujemy ostatniego dnia, aby się zakwalifikować. Powiedziałem graczom, że punkt, który zdobyliśmy w tym meczu, zapewni nam udział w igrzyskach. Wiedziałem, że Kolumbia będzie musiała stawić czoła dużej presji w meczu przeciwko Chile. Nam się to wcześniej udało, a Kolumbijczycy przegrali – wspominał szkoleniowiec.
W wenezuelskiej siatkówce w ciągu ostatnich lat zaszło wiele zmian. Trener męskiej reprezentacji wierzy jednak, że to dopiero początek wielkiego procesu. – Na pewno nie powiem, że wygramy igrzyska olimpijskie, ale uważam to za odrodzenie wenezuelskiej siatkówki – powiedział. – Musimy wykorzystać tę okazję, aby znaleźć większe wsparcie nie tylko dla drużyn seniorskich, ale także dla młodzieży. Bez struktur trudno jest osiągać wyniki. Wenezuelska siatkówka miała w przeszłości ważnych graczy i ważne momenty, a wszystkie one były wynikiem zorganizowanego procesu – zakończył Sarti.
źródło: opr. własne, volleyball.world