Po sezonie spędzonym w lidze katarskiej Roman Daniłow przeniósł się z powrotem do Turcji. Rosyjski atakujący, mający za sobą występy w kadrze narodowej oraz najlepszych miejscowych klubach i liczne sukcesy na koncie, opowiada o życiu i grze w tureckiej ekstraklasie. – Cały zespół – zawodnicy, trenerzy, pracownicy – mieszkają w apartamentach w 5-gwiazdkowym hotelu. Karmią nas w hotelu. Dlatego widzimy się na śniadaniach, obiadach i kolacjach. Żyjemy jak jedna wielka rodzina – zdradza.
Opowiedz, jaka jest Turcja poza hotelami?
Roman Daniłow: – Teraz mieszkam w mieście Yozgat, które znajduje się w centrum kraju. Wokół góry, świeże powietrze. Miasto jest ciche i spokojne, ludzie żyją normalnie. Okazuje się, że od trzech lat mieszkam w kraju muzułmańskim. Zarówno Turcy, jak i Katarczycy są mniej więcej tacy sami. Jeśli jesteś dla nich dobry, to są otwarci na ciebie ze swoimi duszami. Ale jeśli zaczniesz okazywać gniew, możesz wpaść w poważną kłótnię. Na szczęście nie przydarzyły mi się żadne sytuacje konfliktowe. Ogólnie rzecz biorąc, Turcy wydają mi się przyjaznymi i gościnnymi ludźmi.
Czy spotkasz się z kolegami z drużyny poza boiskiem?
– My wcale się nie rozstajemy!
Jak to?
– Cały zespół – zawodnicy, trenerzy, pracownicy – mieszkają w apartamentach w 5-gwiazdkowym hotelu. Karmią nas w hotelu. Dlatego widzimy się na śniadaniach, obiadach i kolacjach. Żyjemy jak jedna wielka rodzina. Jakbyśmy się jeszcze sobą nie znudzili (śmiech). Jedyną wadą jest to, że w naszym mieście nie ma absolutnie nic do roboty. Dlatego, gdy tylko dadzą nam kilka dni wolnego, z żoną i synem wynajmujemy samochód i jedziemy gdzieś. To trzy godziny do Ankary i półtorej godziny do Kapadocji. Kapadocja to fantastyczne miejsce, bardzo mi się spodobało. Byliśmy tam dwa razy i jeśli to możliwe, pojedziemy ponownie. Hotele w jaskiniach, piękne ulice i restauracje, balony.
W zeszłym sezonie grałeś w Katarze. Dlaczego zdecydowałeś się opuścić ten raj?
– Nie powiedziałbym, że to niebo. Tam każdy klub pokłada ogromne nadzieje w zagranicznych zawodnikach – obciążenie jest bardzo duże. W tym psychiczne też. Jesteś stale naciskany, żądają od ciebie wyniku. To nie jest takie proste. Turcja przyciągnęła wyższym poziomem rozgrywek. Są cztery, a nawet pięć najlepszych drużyn i duża konkurencja o awans do play-off. Oczywiście liczył się również aspekt finansowy – ciekawsza była oferta z Turcji.
W zeszłym tygodniu Dynamo Moskwa pokonało Ziraatbank w Lidze Mistrzów 3:0. Czy to prawdziwa różnica między ligą rosyjską i turecką?
– Oglądałem ten mecz. Ziraatbank był nie do poznania, to nie był ich dzień. Wydaje się, że Dynamo od samego początku zmiażdżyło ich zarówno serwisem, jak i autorytetem. Ale jestem pewien, że gdyby dali im trochę luzu, pojawiłyby się problemy. Nie sądzę, aby ten miażdżący wynik obiektywnie odzwierciedlał równowagę sił. Najlepsze tureckie kluby są dość silne i dobrze obsadzone.
Turcja znana jest z szalonych fanów. Podoba ci się atmosfera na meczach?
– W tym roku, z dobrze znanego powodu, na trybunach jest mniej kibiców. Kiedy grałem w Archavi, było bardzo fajnie. Hala mieściła dwa tysiące widzów, ale byli tak głośno jakby było ich 15 tysięcy! Ludzie przychodzą na trybuny i pozbywają się całej zgromadzonej energii.
W kwietniu 2019 roku zdobyłeś 53 punkty w meczu mistrzostw Turcji z Afyonem (3:2). Położyłeś się do łóżka i padłeś wyczerpany?
– Pamiętam ten wieczór. Wręcz przeciwnie, czułem się bardzo dobrze – na pozytywnych emocjach, nie czułem się szczególnie zmęczony. Mieliśmy przed sobą jeszcze trzy mecze z rzędu, więc nie mogliśmy się zrelaksować. Potem przeczytałem, że uzyskałem drugi wynik w historii w Europie. Tylko Lieberman Agamez zdobył więcej punktów w Grecji – 55. W Azji rekordy są jeszcze wyższe.
Kto sponsoruje tureckie kluby?
– To są różne firmy. Jasne jest, że Halkbank i Ziraatbank, Fenerbahce i Galatasaray mają tego samego sponsora – firmę ubezpieczeniową. Mój zespół nazywa się Sorgun Beledye. Druga część jest tłumaczona jako „gmina”. Oznacza to, że zespół reprezentuje region i jest przez niego finansowany, choć mamy też małych sponsorów – restauracje, sieć aptek. W lidze jest pięć drużyn z przedrostkiem „Beledier”.
Na którym miejscu liga turecka jest pod względem wynagrodzeń?
– Wydaje mi się, że jest trzecia po Rosji i Włoszech. Ale jedna rzecz to umowa, a inna to jej realizacja. W Arkhavi nie wypłacono mi 30% mojej pensji – nadal się sądzimy.
Czy śledzisz mistrzostwa Rosji?
– Tak, kiedy mam czas, zawsze oglądam mecze na żywo. Martwię się o moje rodzime Biełogorie. Jest tam moich wielu znajomych. Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi z Aleksiejem Samoilenko.
Rozważasz powrót do Super League?
– Tak. Oczywiście idealnie byłoby zakończyć karierę w Biełogorie, ale zależy to od zbyt wielu rzeczy.
Jak myślisz, kto jest najlepszym graczem po przekątnej na świecie?
– Myślę, że Max Michajłow nim pozostaje, od wielu lat utrzymuje najwyższy poziom.
Przez całą swoją karierę ciągle zmieniałeś swoją pozycję…
– I to był mój ogromny błąd! Ciągle musiałem się odbudowywać. Nikogo nie obwiniam. Musiałem zdecydować i zająć wyraźne stanowisko, upierając się, że jestem atakującym. Nigdy nie byłem zachwycony inną grą, przyjęcie to nie moja pozycja. Gdybym od razu skoncentrował się na jednej roli, mój poziom gry byłby zupełnie inny.
W zwycięskich młodzieżowych mistrzostwach U21 w reprezentacji Rosji w 2005 roku ty, wraz z Jewgienijem Siwoleżezem byłeś podstawowym zawodnikiem. Pamiętasz ten turniej?
– Jak mógłbym o tym zapomnieć? Turniej odbył się w Indiach i wszyscy zostaliśmy podtruci. Niektórzy zawodnicy mieli blisko 40 stopni gorączki. Mieliśmy okropne bóle brzucha – to był horror. Ich kuchnia wyraźnie nam nie odpowiadała. Menedżerowie naszego zespołu znaleźli kucharza, który przez jakiś czas pracował w Rosji. Po prostu ugotował nam ryż i mięso. To niesamowite, że przy tych wszystkich problemach pokonaliśmy wszystkich 3:0. Przez cały turniej przegraliśmy dwa mecze.
W 2007 roku Władimir Alekno powołał cię do reprezentacji Rosji, ale wszystko ograniczyło się do pięciu meczów w Lidze Światowej. Dlaczego nie udało się wrócić do kadry narodowej?
– Poszedłem na operację kolana. Z kolanami musiałem przeczekać i prawdopodobnie straciłem złote lata mojej kariery. Gdybym miał okazję cofnąć się w czasie, miałbym zupełnie inny stosunek do swojego zdrowia. Teraz wiem, że trzeba robić wszystko mądrze. W młodości trzeba pracować, nie użalając się nad sobą.
źródło: inf. własna, sport.business-gazeta.ru