– Choć zrobiliśmy w ostatnim czasie postęp organizacyjny, który odbił się głośnym echem w całej Polsce, wielu zawodników nie chce w tej chwili ryzykować i wiązać swojej przyszłości z naszym klubem – mówi Robert Prygiel, prezes PSG Stali Nysa, drużyny aktualnie zamykającej tabelę PlusLigi.
Jak dużym krokiem w rozwoju Stali jest pozyskanie sponsora tytularnego?
Robert Prygiel: – Bardzo dużym. O jego pozyskanie przez wiele lat starały się różne osoby związane ze Stalą. Jestem więc dumny z tego, że w końcu udało nam się postawić ten krok, ale na tym nie mówimy „koniec”. Chcemy jeszcze zwiększyć sponsoring ze strony podmiotów zewnętrznych, bo w tej chwili to chyba jedyna metoda, by włączyć się do walki o wyższe cele. Sport zawodowy bardzo mocno uzależniony jest od finansów. My na pewno nie znajdziemy się nagle w gronie trzech najbogatszych klubów w PlusLidze, ale przy mądrej pracy jesteśmy w stanie grać o coś zdecydowanie więcej niż do tej pory. Pomimo bardzo słabych wyników w tym sezonie, wiele osób ciągle jest z nami na dobre i na złe. Ja, jako prezes, również bardzo mocno staram się, by zwiększyć jakość sportową drużyny i dać jak największy komfort pracy trenerom oraz zawodnikom.
Negocjacje z firmą PSG były długie?
– Nie były łatwe i trochę trwały. Zaczęliśmy je w połowie sierpnia. Ostatecznie porozumieliśmy się właściwie w grudniu, ale na przeszkodzie w ogłoszeniu tej informacji już wtedy stanęło jeszcze parę szczegółów. Dlatego też podaliśmy ją do publicznej wiadomości w połowie stycznia. Łącznie więc blisko pół roku staraliśmy się o to, by tak uznana firma dołączyła do grona sponsorów Stali.
Kiedy zobaczymy pierwsze realne efekty jej wejścia do klubu?
– Okres transferowy się skończył, więc nie mamy już możliwości personalnego wzmocnienia drużyny. Musimy skupić się na tym, co mamy i zrobić wszystko, by utrzymać się w PlusLidze. Jesteśmy w trudnym okresie, ale kładziemy wszystkie ręce na pokład i wierzymy w powodzenie tej misji. Kiedy uda się ją wykonać, będziemy mogli się skupić na budowaniu nowego składu i zarazem nowej jakości sportowej.
Wydostanie się z ostatniego, 14. miejsca na koniec fazy zasadniczej PlusLigi – jak pan ocenia skalę trudności tego zadania?
– Jest ona bardzo wysoka. Niestety z każdą kolejką nasze szanse na to są coraz mniejsze. Dopóki jednak je mamy, choćby matematyczne, będziemy oczywiście w to wierzyć. Jeszcze ciągle wszystko jest w naszych rękach. Zdajemy sobie jednak też sprawę, że niezwykle realna jest w naszym przypadku perspektywa walki w play-out. Jesteśmy przygotowani na każdy wariant.
Z terminarza rozgrywek wynika, że między ostatnim meczem fazy zasadniczej PlusLigi a pierwszym spotkaniem play-out czeka nas prawie dwa miesiące przerwy. Jak sobie zamierzacie ewentualnie poradzić z tak długą przerwą?
– Wystosowaliśmy do władz Polskiej Ligi Siatkówki pismo z zapytaniem, czy możliwe jest ewentualne przyspieszenie gier o utrzymanie. Z tego co wiem, kilka klubów w TAURON 1. Lidze również jest zainteresowanych podobnym rozwiązaniem. Cały czas czekamy na odpowiedź, ale niezależnie od tego, jaka decyzja zostanie podjęta, będziemy musieli ją uszanować i się do niej dostosować. Czekając na rozwój wydarzeń, robimy jednak wszystko, by ostatecznie terminy gier barażowych nie były kwestią, nad którą to my będziemy musieli się zastanawiać.
W grudniu podobno otrzymał pan ze strony PLS-u zapewnienie, że na pewno w tym sezonie nie będzie bezpośrednich spadków. Ta informacja znacząco ułatwiła panu życie?
– To też nie było tak, że tylko ja to wiedziałem, a ktoś inny niekoniecznie. Na spotkaniach prezesów klubów z PlusLigi oraz w oficjalnych korespondencjach było po prostu widać, że włodarze PLS-u są zdeterminowani do poszerzenia ligi do 16 drużyn. Pomysł z dołączeniem nowego podmiotu, jakim jest ukraińska drużyna Barkom-Każany Lwów, jest bardzo odważny, ale i ciekawy. Polska siatkówka po raz kolejny będzie pionierska, zacznie wyznaczać pewne trendy. Ten ruch w żaden sposób nie wpłynął jednak na poziom determinacji w naszym zespole i chęci wykonania znaczącego postępu. Przykry dla mnie ruch, jakim było zwolnienie trenera Krzysztofa Stelmacha, też miał na celu dobro klubu. Mimo że zostałem prezesem Stali, kiedy skład był już zbudowany i miałem wpływ wyłącznie na finanse, również w wielu momentach tego sezonu czułem się niekomfortowo. Biorę jednak wszystko na klatę i, tak jak cały zespół, robię wszystko, by humory siatkarskiej społeczności w Nysie jak najszybciej uległy poprawie. Zasługuje ona na zdecydowanie więcej niż do tej pory.
Nie jest tajemnicą, że ruchy transferowe w PlusLidze zaczynają się bardzo szybko i już trwają w najlepsze. Jak więc zagrożenie grą w play-out wpływa na budowę składu Stali pod kolejny sezon?
– Niestety bardzo mocno. Choć postęp organizacyjny, jaki w ostatnim czasie zrobił nasz klub odbija się teraz w Polsce szerokim echem, to jednak wielu zawodników nie chce ryzykować i w tej chwili wiązać się ze Stalą. Zdarzyło nam się już, że bardzo pożądany przez nas gracz był już z nami praktycznie dogadany, ale w ostatniej chwili wybrał klub, który już teraz ma właściwie zapewnione utrzymanie w PlusLidze. My takiej gwarancji obecnie nie dajemy, ale cóż, musimy sobie z tym jakoś radzić. Staramy się szukać zawodników, którzy są w stanie uwierzyć nam, że utrzymamy się w najwyższej klasie rozgrywkowej.
* cały wywiad Wiktora Gumińskiego w serwisie nto.pl
źródło: nto.pl