Na antenie „Radio UWM FM” podczas audycji AZS Na Fali Robbert Andringa opowiedział między innymi o tym, jak czuje się w roli kapitana Indykpolu AZS-u Olsztyn i czy zamierza uczyć się języka polskiego, a także o tym, jak przebiegają przygotowania do startu ligi.
Dla holenderskiego przyjmującego będzie to już czwarty sezon w barwach Akademików. Po raz pierwszy będzie występował z kapitańską „belką” na koszulce. Nie zamierza jednak z tego powodu się zmieniać i planuje pozostać spokojnym oraz wyważonym zawodnikiem.
Podczas porannego treningu przyjmujący mieli specjalne okulary. Możesz nam powiedzieć coś więcej?
Robbert Andringa: – To specjalne okulary przeciwsłoneczne dla tych, którzy będą występować w turnieju finałowym w siatkówce plażowej w sobotę w Gdańsku… Żartuję. To specjalne okulary, które zasłaniają jedno lub drugie oko. Trudniej w nich odczytać trajektorię lotu piłki. Chodziło o sprawdzenie siebie, czy kiedy przysłonięte jest pole widzenia, będziemy w stanie określić, gdzie poleci piłka i dobrze ją przyjmiemy. To było bardzo trudne.
Przypomnijmy, że start ligi zaplanowany jest na 13 września, a pierwszym meczem AZS-u będzie wyjazdowe spotkanie z Cerradem Czarni Radom. Jak obecnie wyglądają treningi, na co jest kładziony nacisk?
– Tak szczerze, to nie wyglądają inaczej niż normalnie. Trenujemy 6 na 6, jest dużo typowo siatkarskich elementów na treningu. Skupiamy się na tym, by grać tak, jak trener Daniel Castellani chce, byśmy grali.
Jest kładziony duży nacisk na siłownię, czy przeważa już ćwiczenie techniki?
– Na początku spędzaliśmy więcej czasu na siłowni. Teraz już częściej trenujemy w hali.
Na początku, w okresie adaptacyjnym, mieliście specjalne treningi na stadionie czy na basenie. W którym miejscu bardziej ci się podobało?
– Wolałem stadion. Pływać lubię w morzu, kiedy masz plażę, jesteś na wakacjach i idziesz sobie popływać. Nie przepadam za pływaniem tylko po to, żeby płynąć. To nudne. Wolę ćwiczenia na stadionie.
Jesteś nowym kapitanem Zielonej Armii. Byłeś zaskoczony decyzją trenera?
– Byłem nieco zaskoczony, głównie ze względu na język. Na boisku, przy kontakcie z sędziami łatwiej jest, jeśli mówisz po polsku. Dołożę starań, żeby trochę podszkolić wasz język tak, żeby chociaż w miarę dobrze tłumaczyć kolegom decyzje sędziów.
A jak czujesz się jako kapitan?
– Po pierwsze jest to dla mnie zaszczyt i myślę, że to świetne być kapitanem klubu w polskiej lidze. Nie wiem, czy jest wielu kapitanów, którzy pochodzą z zagranicy. Podoba mi się ta rola, chociaż na ten moment jeszcze niewiele się zmieniło. Może tylko więcej rozmawiam z trenerem o taktyce, samopoczuciu zespołu. Jestem szczęśliwy, mam nadzieję, że pozostali też.
To dla ciebie duża zmiana?
– Na ten moment nie. To nadal ja, nie chcę się zmieniać. Na co dzień jestem raczej spokojny, jeśli chciałbym stać się w kimś innym, bo jestem kapitanem, nie czułbym się z tym komfortowo. Chcę zostać taki, jaki jestem.
Chciałbyś się nauczyć polskiego?
– Mamy argentyńskiego trenera, wszystkie treningi są po angielsku. Konieczność nauki polskiego nie jest dla mnie przez to duża. Polski jest trudnym językiem dla obcokrajowców. Już szybciej sędziowie nauczą się angielskiego, niż ja polskiego.
Nowi zawodnicy szybko znaleźli wspólny język z drużyną?
– Wymiana 10 zawodników z zespołu to dużo, dlatego cieszę się, że byłem tu od początku przygotowań. Normalnie, gdyby był sezon reprezentacyjny, przyjechałbym 2-3 tygodnie przed startem ligi. Myślę, że szybko się zgraliśmy, od początku jest dobra atmosfera. Pomogło to, że większość z nowych zawodników jest młoda, grali ze sobą w juniorach. Nie czułem, że to kompletnie nowy team, choć nim był.
Chcesz budować dobrą atmosferę jako kapitan także poza boiskiem?
– Nikt nikogo nie zmuszał, by spędzać ze sobą wolny czas. To wszystko wyszło naturalnie, pomagamy sobie, z czego się cieszę.
Kibice napisali, że z chęcią nauczą cię kilku polskich zwrotów.
– Te złe słowa rozumiem. Gdybym miał powiedzieć coś złego, umiem to zrobić po polsku.
Jak wpłynęła na ciebie pandemia koronawirusa?
– Szczerze? Nie było to takie złe. Oczywiście pomijając to, że sama pandemia jest katastrofą i przyniosła dużo ofiar. Cieszę się jednak, bo mogłem spędzić czas z rodziną i przyjaciółmi, na co normalnie nie miałbym czasu przez grę w reprezentacji. Teraz, kiedy były 3 miesiące lockdown’u, mogłem spędzić czas z rodzicami, siostrą w domu.
Na samym początku byłeś spokojny, czy raczej się bałeś?
– Byłem spokojny. Bycie złym, zdenerwowanym czy smutnym, nie zmieniłoby sytuacji. Początek był trudny, bo nie rozumiesz tego, co się dzieje, co będzie jutro. Jednak wiedziałem, że nie mogłem za wiele zmienić. Trzeba było czekać na to, co się stanie.
Tęsknisz za graniem w Uranii z kibicami?
– Oczywiście! Jeszcze nie wiem, jak będzie się grało przy połowie publiczności. Na pewno będzie mi brakować wypełnionej hali. W marcu, kiedy graliśmy z Radomiem przy pustych trybunach, było dziwnie. Brakowało mi kibiców, bo ich wsparcie bardzo pomaga.
Chciałbyś skończyć karierę tutaj w AZS-ie? A może jednak na koniec chciałbyś zmienić ligę lub wrócić do Holandii?
– Nie jestem pewny, czy chciałbym grać na ten moment w Holandii. Skończyć tutaj? Nie wiem, jak będzie w przyszłości. Na ten moment bardzo lubię tu być, czuję się tu dobrze.
W weekend odbędzie się turniej finałowy PreZero Grand Prix w Gdańsku. Oglądałeś mecze z Warszawy? Jaka jest twoja opinia o całym turnieju?
– Oglądałem. Nie wiem, jak w praktyce wygląda gra 4 na 4 na piasku, ale w telewizji prezentowało się to naprawdę dobrze. Widziałem, że chłopaki dobrze się bawili, a niektórzy wrócili nawet z czerwonymi twarzami.
Jeśli byłaby możliwość dodania zawodników do drużyny na turnieju, zagrałbyś?
– Jeśli trener Mateusz Nykiel chciałby, żebym zagrał, to bym zagrał.
Jak widzisz szanse AZS-u podczas turnieju w Gdańsku?
– Nie mam pojęcia, bo nie wiem, jak grają pozostałe zespoły.
Jaka będzie nagroda od kapitana dla zespołu, jeśli uda się zdobyć medal?
– Przyniosę im pizzę!
Z kapitanem drużyny Robbertem Andrigą rozmawiał Mateusz Lewandowski
źródło: opr. własne, uwmfm.pl