Reprezentacja Polski siatkarek w środę, po przegranym ćwierćfinale z Włoszkami zakończyła sezon 2025. Polki po raz trzeci z rzędu zdobyły brązowy medal Siatkarskiej Ligi Narodów i awansowały do najlepszej ósemki mistrzostw świata. Niestety kolejny raz nie udało się dotrzeć do strefy medalowej. Cel minimum na ten sezon na pewno został spełniony. Cieszy kolejny medal tej kadry, ale czy ten rok przyniósł widoczny progres w pracy Stefano Lavariniego? Zapraszamy na podsumowanie sezonu 2025 w wydaniu reprezentacji Polski kobiet.
Szybka selekcja, mało szans
Kiedy w maju trener Stefano Lavarini podał szeroki skład na sezon 2025 można było odnieść wrażenie, że będzie to rok przemian i dania szansy nowym zawodniczkom, aby to one sprawdziły swoje umiejętności w najważniejszych imprezach. Było wiadome, że zabraknie w nim kilku doświadczonych kadrowiczek, z Joanną Wołosz na czele, która po igrzyskach olimpijskich zdecydowała się zakończyć swoją karierę reprezentacyjną. Kilka siatkarek nie pojawiło się na liście z powodu urazów lub konieczności przejścia zabiegów oraz planowanych ślubów. One w tym roku postanowiły zrobić sobie przerwę od gry w biało-czerwonych barwach. Tym razem w zaproponowanym składzie Lavariniego zabrakło między innymi – Marii Stenzel, Moniki Lampkowskiej (dawn. Fedusio), Klaudii Groffik (dawn. Alagierskiej), czy Kamili Witkowskiej, która po sezonie klubowym zakończyła karierę sportową.
W nowej kadrze znalazło się kilka młodych, perspektywicznych zawodniczek, które mogą w przyszłości stanowić o sile tego zespołu, np. Julia Szczurowska, Wiktoria Szewczyk, Dominika Pierzchała, Julia Orzoł czy Julita Piasecka. Jak się niedługo później okazało, włoski szkoleniowiec dość szybko dokonał selekcji, szczególnie na pozycji atakującej. Od samego początku postawił na duet – Magdalena Stysiak i Malwina Smarzek. Mimo tego, że jeszcze w maju trener powtarzał, że w tym sezonie chce więcej rotować składem. – W rozpoczynającym się sezonie chcielibyśmy włożyć więcej pracy w testowanie zawodniczek, które mogłyby znaleźć dla siebie miejsce w nowym cyklu olimpijskim. (…) Niektóre zawodniczki pokazały, że mogą „sprawdzać się” pracując z bardziej doświadczonymi koleżankami z reprezentacji lub „smakując” międzynarodowych zawodów. Ważne jest, abyśmy zainwestowali czas i pracę w ocenę i rozwój większej liczby siatkarek – podkreślał Stefano Lavarini.
Rzeczywiście kilka mniej doświadczonych na arenie międzynarodowej zawodniczek dostało swoje szanse. Przede wszystkim od początku do końca sezonu w kadrze znalazło się miejsce dla Pauliny Damaske, Julity Piaseckiej, czy Aleksandry Gryki. Wielu kibiców i ekspertów żałowało jednak, że trener nie postawił na dobrze spisującą się w Turcji – Julię Szczurowską. Szybko odpadała także Dominika Pierzchała, która bardzo dobrze zaprezentowała się podczas pierwszego tygodnia Ligi Narodów. Niestety w wyniku kilku decyzji i braku odpowiedniej komunikacji na linii sztab – zawodniczka, straciła ona swoją szansę na dalszą grę w reprezentacji w tym sezonie. W moim odczuciu trochę żal, że mimo pewnego miejsca w turnieju finałowym VNL-u, więcej dziewczyn nie zostało „sprawdzonych” w fazie interkontynentalnej. Choć szeroki skład na ten sezon wyglądał obiecująco, Lavarini jednak trzymał się swoich pomysłów i decyzji.
Zaskakująca zmiana rozgrywających

W Lidze Narodów Stefano Lavarini od początku do końca postawił na duet Katarzyna Wenerska i Alicja Grabka na rozegraniu. Bardzo szybko pożegnał Julię Nowicką, która dwa lata zdobywała z reprezentacją Polski pierwszy brąz VNL-u. Z kolei Marlena Kowalewska tuż po sezonie klubowym przeszła zabieg, który wykluczał ją z gry na kilka tygodni. Trzeba przyznać, że Alicja Grabka odnalazła się w roli zmienniczki. Dawała dobre i wartościowe zmiany. Zgrała się też z Malwiną Smarzek, z którą wchodziła na podwójną zmianę. Szczególnie zapamiętam jest występ podczas ćwierćfinału Ligi Narodów. Włoski szkoleniowiec bardzo często korzystał z tej konfiguracji na boisku. Grabka w tym roku po raz pierwszy w karierze sięgnęła po medal z seniorską reprezentacją Polski, co było dla niej największym dotychczasowym sukcesem, o czym wspominała w wywiadach.
Okazuje się, że w trakcie przygotowań do mistrzostw świata do składu powróciła Kowalewska. Jej przerwa na rekonwalescencję była od początku ustalona ze sztabem. W wywiadach z Alicją Grabką można było odczytać nutkę niepewności. Tak jakby przeczuwała, że to nie ona poleci na mistrzostwa świata. W sparingu przed mistrzostwami świata, który polskie siatkarki rozegrały z reprezentacją Ukrainy, to właśnie Marlena Kowalewska dostała swoją szansę. Prawdopodobnie niewiele osób wierzyło w taki scenariusz, że Stefano Lavarini zdecyduje się zabrać na imprezę docelową zawodniczkę, która trenowała z kadrą zaledwie kilka tygodni. Oczywiście była siatkarka ŁKS-u Łódź występowała wcześniej w reprezentacji, ale za czasów Włocha, tylko przez krótki okres. Pierwszy trener kadry postanowił jednak zaryzykować i zabrał do Tajlandii tę bardziej doświadczoną rozgrywającą. Ten manewr jednak nie do końca mu wypalił.
Kto rozwinął skrzydła w tym sezonie?
Atakujące

Chciałabym przeanalizować, jak radziły sobie w tym sezonie poszczególne zawodniczki. Oczywiście głównym kryterium będzie występ na mistrzostwach świata w Tajlandii. Zacznijmy od atakujących. Magdalena Stysiak i Malwina Smarzek ciągnęły cały sezon na swoich barkach. Podstawową atakującą była Stysiak, a Smarzek pełniła rolę „dwójki”. Nowa siatkarka Eczacibasi Stambuł miniony sezon klubowy w dużej części spędziła w kwadracie dla rezerwowych. To w kadrze miała odzyskać pewność siebie i formę z poprzednich lat. Magda Stysiak w tegorocznych rozgrywkach przechodziła przez różne etapy, bardzo dobre występy przeplatała słabszymi, wtedy uzupełniają ją Malwina Smarzek. Oczywiście nie można Magdzie odmówić charyzmy i waleczności. Czasem brakowało jej trochę cierpliwości oraz pomysłu, jak rozwiązać trudniejszą akcję. Na pewno dobrze jej zrobi zmiana klubu i regularne występy.
Jeżeli chodzi o Malwinę Smarzek, to ona dobrze sprawdziła się w roli zmienniczki. Kilka razy miała bardzo wartościowe wejścia. Biła od niej pewność siebie i spokój. Być może Stefano Lavarini mógł dać jej więcej szans na występy w podstawowym składzie. Z Grabką miała tę nić porozumienia na parkiecie, z Kowalewską już czegoś brakowało. Ich współpraca nie wyglądała już tak dobrze. Nie miały zbyt wiele okazji, by wypracować pewne automatyzmy. Według mnie obie atakujące były za bardzo obciążone w tym sezonie. Bardzo szkoda, że nawet na jeden turniej Ligi Narodów, Lavarini nie dał szans Julii Szczurowskiej lub Aleksandrze Rasińskiej. Obie rozegrały solidny sezon w Turcji. To był dobry rok, by je sprawdzić. Nasze podstawowe atakujące mogą czuć duże zmęczenie całym długim sezonem.
Rozgrywające
Teraz weźmy na tapet pozycję rozegrania. Już wcześniej trochę o niej wspomniałam. Po odejściu Joanny Wołosz, pierwszą rozgrywającą, zgodnie z przypuszczeniami, została Katarzyna Wenerska. Była kapitan polskiej kadry była niekwestionowaną liderką. Nie tylko na swojej pozycji, ale też mentalnie, dla całego zespołu. Wenerska ma z pewnością trochę inny charakter niż Wołosz. Jest spokojna, nie widać po niej skrajnych emocji. Zawsze była opanowana oraz cechowała ją staranność przy rozegraniu. Nie ma jednak zdolności przywódczych. W tym sezonie na pewno trochę brakowało takiej liderki na boisku. Joanna Wołosz jest mniej przewidywalna i umie popisać się bardzo niesztampowym zagraniem, nic więc dziwnego, że jest przez wielu uznawana za najlepszą na swojej pozycji. Jej brak w kadrze póki co jest odczuwalny. Kasi Wenerskiej podczas tegorocznych rozgrywek przydarzały się słabsze mecze, wkradało się trochę niedokładności, ale i tak była najpewniejsza na tej pozycji i dla trenera była „jedynką” przez cały sezon.
O Alicji Grabce już wspominałam. Ona dobrze wykorzystała swoją szansę. Nadal musi pracować na kilkoma elementami, ale w Lidze Narodów trener mógł na nią liczyć. Ma trudną, wymagającą zagrywkę, która też utrudniała grę przeciwniczkom. Szybko zgrała się z innymi zawodniczkami. Jeżeli chodzi o Marlenę Kowalewską, to niestety trzeba przyznać, że nie był to udany turniej w jej wykonaniu. Pojawiały się błędy w komunikacji, piłki posłane „do nikogo”. Widać był brak zgrania z drużyną. Malwina Smarzek oraz skrzydłowe dużo lepiej funkcjonowały z Grabką i Wenerską. Oczywiście, gdyby przepracowała z kadrą cały okres przygotowawczy sytuacja mogła wyglądać zupełnie inaczej. Jednak ten ruch ze strony włoskiego szkoleniowca nie wyszedł. Podjął ryzyko, które tym razem moim zdaniem się nie opłaciło.
Przyjmujące

Oczywiście nikogo nie zaskoczy, jeśli wyróżnię Paulinę Damaske. To był zdecydowanie jej sezon! Pokazała, że w przyszłości spokojnie może być „szóstkową” zawodniczką. W ćwierćfinale z Włoszkami, kiedy wystąpiła w końcu w podstawowym składzie trzymała dobry poziom przyjęcia, a w ataku nie raz nie dwa była bezkompromisowa. Ta siatkarka, jak to mówił m.in. Marek Magiera z Polsatu Sport „nie ma układu nerwowego”. Ona w tym sezonie najbardziej rozwinęła skrzydła. Odwróciła nie jeden set. Warto dalej obserwować jej rozwój. Drugą siatkarką, która zanotowała bardzo solidny sezon jest niewątpliwie Martyna Łukasik. Mimo, że w Imoco Conegliano grała dość rzadko, to występy w reprezentacji Polski pozwoliły się jej odbudować. Razem z libero była pewnym punktem na przyjęciu. W ofensywie również radziła sobie bez większych zastrzeżeń. Potrafiła zarówno popisać się silnym atakiem, jak i bardzo sprytnym zagraniem. Zaraz po Magdzie Stysiak była najlepiej punktującą drużyny.
W składzie zarówno na Ligę Narodów jak i na mistrzostwa świata była też Martyna Czyrniańska. W większości meczów wystąpiła w podstawowym składzie. O ile podczas VNL-u była jedną z kluczowych postaci, o tyle podczas światowego czempionatu trochę straciła formę. Na plus na pewno wypadły jej trudne, często punktowe serwisy. W przyjęciu miała swoje problemy, ale w fazie pucharowej mistrzostw świata jej forma ofensywna też osłabła. Z tego powodu swoje szanse otrzymywała Damaske. Czwartą przyjmującą była Julita Piasecka. W Lidze Narodów widzieliśmy ją na boisku, ale już podczas imprezy docelowej właściwie w ogóle nie była zauważana przez trenera. Nie dostawała szans na pokazanie się nawet w pojedynczych akacjach. Jest to dla mnie dość zaskakujące. Jeśli nie zdobyła zaufania trenera, to czemu nie zdecydował się na zabranie do Tajlandii Olivii Różański, która w poprzednich sezonach była częścią tej kadry. Właściwe to Polski grały na trzy przyjmujące plus libero – Justyna Łysiak, która była wprowadzana na poprawę przyjęcia.
Środkowe bloku

Najwięcej problemów, trener Stefano Lavarini miał w tym sezonie reprezentacyjnym z obsadzeniem pozycji środkowej. Już na starcie odpadło kilka doświadczonych reprezentantek, m.in. Kamila Witkowska, Klaudia Groffik, Joanna Lelonkiewicz (dawn. Pacak). Wielkiego pecha miała też Weronika Centka-Tietianiec, która już na początku sezonu doznała kontuzji palca, jak się potem okazało, wykluczyła ją ona z najważniejszej części tegorocznych imprez. Dużo kontrowersji wywołał brak Dominiki Pierzchały. Jak wspomniałam zawodniczka wykonała pewien zabieg w porozumieniu z klubem, co nie spodobało się sztabowi reprezentacji. W mistrzostwach świata Włoch zdecydował się więc grać na trzy środkowe, a czwarta – Sonia Stefanik była przebierana za libero. Najpewniejszą zawodniczką na tej pozycji, która stanęła na wysokości zadania, była oczywiście Agnieszka Korneluk. Nowa pani kapitan nie raz nie dwa była jedną z lepiej punktujących w zespole. Oczywiście dokładała punkty w bloku. W ostatnich meczach może nie była w najlepszej życiowej formie, ale patrząc na cały sezon, nie można mieć większych zastrzeżeń.
Do kadry narodowej przebojem wdarła się Aleksandra Gryka, która początkowo pozostawiała po sobie bardzo dobre wrażenie. Szczególnie podczas VNL-u. To ona zaczynała mecze w pierwszej szóstce, obok Korneluk. Nie najgorzej czytała grę, była szybka i dynamiczna. Niestety podczas turnieju finałowego Ligi Narodów ten błysk trochę przygasł. Coraz częściej zastępowała ją Magdalena Jurczyk. Ona miała dużo większe doświadczenie z minionych sezonów. Trzeba przyznać, że w Łodzi wywiązała się ze swojego zadania. Nie była to może jej najlepsza wersja, ale przyczyniła się do wywalczenia brązowego medalu. Natomiast podczas mistrzostw świata obie te siatkarki były bardzo mało widoczne. Zdobywały tylko pojedyncze punkty, miały dość niską skuteczność. Słabo czytały grę rywalek. Widać to było szczególnie w fazie pucharowej. Aleksandra Gryka na pewno potrzebuje jeszcze ogrania w meczach o stawkę, a Magda Jurczyk po prostu nie trafiła z formą.
Libero

Właściwie przez cały sezon na pozycji libero występowała Aleksandra Szczygłowska, która już na stałe wywalczyła sobie miejsce w reprezentacji Polski. Maria Stenzel sama zrezygnowała w tym roku z występów w kadrze. Nie można mieć jakiś większych zastrzeżeń do pracy, jaką wykonała libero DevelopResu Rzeszów. Zdarzały jej się drobne błędy i gorsze mecze. Wydaje mi się, że poprzedni sezon był ciut lepszy w jej wykonaniu, aczkolwiek i tak dobrze wypadała szczególnie w elemencie obrony. Z kolei Justyna Łysiak pełniła rolę zmienniczki dla przyjmujących. W Lidze Narodów ten manewr był często wykorzystywany, ale podczas mistrzostw świata już dość rzadko. Czy nie żal było tracić jedną środkową, jeżeli Łysiak i tak nie była wykorzystywana jako zmienniczka? Ten pomysł trenera Lavariniego w moim odczuciu również nie był najlepszy. Może lepiej było postawić na pięć przyjmujących? Taki wybór mocno ograniczał rotacje na dwóch pozycjach.
Cel spełniony, ale była chrapka na więcej
Nie można powiedzieć, że sezon 2025 był nieudany. Trzeci z rzędu medal Ligi Narodów i 7. miejsce na mistrzostwach świata to dobry wynik. Stefano Lavarini wraz z reprezentacją kobiet na pewno się obronił. Jednak mi zabrakło choć małego progresu lub odwagi w eksperymentowaniu składem. Szczególnie na pozycji atakującej lista została za szybko zamknięta. Zamieszanie z Dominiką Pierzchałą i niewykorzystanie jej potencjału, w sytuacji gdy wypadła Centka-Tietianiec, to naprawdę duża strata. Przypomnijmy, że to była najlepiej blokująca TAURON Ligi i miała za sobą kapitalny sezon. Martwi też, że niektóre siatkarki, jak np. Martyna Czyrniańska nie były w optymalnej formie na imprezie docelowej. Co zawiodło? Może zbyt duża eksploatacja podczas Ligi Narodów?
To co moim zdaniem wypadło na plus, to walka do ostatniej piłki i odwracanie na swoją korzyść trudnych sytuacji. Nie było załamywania rąk, tylko twarda gra w tie-breakach. Natomiast dalej za dużo jest przestojów w grze naszych siatkarek oraz tracenia koncentracji ze słabszym rywalem. Czasami zdarzały się też proste błędy, które przysparzały dużych kłopotów, jak chociażby w meczu z Belgią. Niestety moim zdaniem naszej drużynie jeszcze sporo brakuje do „blasku” największych gigantów. Dwa najważniejsze mecze z niepokonaną reprezentacją Włoch przegrane 0:3. Z Brazylią i Turcją w LN również nie wyszło. Mimo sukcesów w LN, w imprezie mistrzowskiej ponownie zatrzymujemy się na ćwierćfinale, jak to było trzy lata temu na mistrzostwach świata, czy rok temu podczas igrzysk olimpijskich. Drużyny z top 5 (oprócz Japonii) były poza naszym zasięgiem. To jest to nad czym trzeba pracować, aby liczyć się w przyszłości w walce o medale.

Krok za gigantami i pechowa drabinka
Najlepszym spotkaniem tego sezonu był moim zdanie mecz o brązowy medal rozegrany w Atlas Arenie w Łodzi przeciwko Japonii. Tam Polki wypadły naprawdę dobrze jako zespół, ale i na poszczególnych pozycjach. Aby grać na równi z tymi najlepszymi, trzeba być niemal perfekcyjnym. Nie pozwalać sobie na proste błędy i przestoje. Trzeba być pewnym siebie i dominować na zagrywce. Ważni są też niewątpliwie liderzy, który w najważniejszych momentach ciągnę grę drużyny, jak choćby Paola Egonu we Włoszech, czy Mellisa Vargas w Turcji. A to przecież nie jedyne wyraziste postacie w tych zespołach. Zestawiając mistrzostwa świata 2022 i 2025, to jednak mecz ćwierćfinałowy przeciwko Serbii trzy lata temu był grany na żyletki i naprawdę niewiele brakowało, by Polki zagrały w półfinale. W tym roku pojedynek przeciwko Italii był jednak mocno jednostronny. Mimo bardzo dobrego przyjęcia, biało-czerwone nie były skuteczne w ataku. Siatkarki walczyły, ale różnica poziomów była bardzo widoczna.
Oczywiście nie można nie wspomnieć o drabince, która fatalnie ułożyła się dla naszej reprezentacji. W tej połówce znalazły się trzy najlepsze na tamten moment drużyny rankingu FIVB (Włochy, Brazylia i Polska). Polki w ćwierćfinale musiały już stawić czoła najlepszej ekipie na świecie. No niestety na to nikt nie ma wpływu, ale na pewno szkoda, że tak się ułożyło. Może konfrontacja z Japonią lub Turcją byłaby dla biało-czerwonych łatwiejszą przeprawą. Jedno jest pewne, ta drużyna ma potencjał. Jest jeszcze kilka młodych zawodniczek, które będą w niedługim czasie pukać do seniorskiej kadry. Miejmy nadzieję, że selekcja w kolejnym roku będzie bardziej otwarta. Wiele zawodniczek zagra tym razem w silniejszych ligach, szczególnie w tureckiej. Miejmy nadzieję, że będą odgrywały pierwszoplanowe role w swoich klubach. Tylko gra „o coś większego” rozwija pewność siebie, uczy konfrontacji z najlepszymi i podnosi ogólne umiejętności. Życzmy naszym siatkarkom przede wszystkim zapewnienia sobie miejsc w wyjściowych składach i walki o najważniejsze trofea. Kolejny sezon reprezentacyjny już za rok!
Zobacz również:
Mistrzostwa świata siatkarek. Rozczarowań nie brakuje. Komu boleśnie podwinęła się noga?